Około roku 1930-go Ojciec mój uczył łaciny w gimnazjum w Sarnach na Wołyniu. Często wolny czas spędzał włócząc się z dubeltówka po tamtejszych błotach. W swoim pamiętniku opisał ciekawy sposób, stosowany tam do polowań na kaczki, a ściślej – na kaczory. Nazywało się to polowaniem z krykuchą.

Krykucha to specjalnie tresowana kaczka, którą nauczono na rozkaz wabić kaczory swoim uwodzicielskim krzykiem. Takiej wyszkolonej krykusze przywiązywano długim sznurkiem do lapy jakiś ciężarek czy kamień, rodzaj kotwicy, i wrzucano to do wody gdzieś, gdzie zwykle przebywały kaczki. Uwięziona tak krykucha nawoływała swoich amantów, którzy, nadlatując, padali ofiarą ukrytego w szuwarach myśliwego.

Pisze o tym, bo uderzyła mnie analogia między krykuchą i wrzeszczącymi na wiecach zwolenniczkami aborcji na żądanie. I tu i tam występują wyuczone krzykaczki (w przypadku demonstrantek – absolwentki Akademii Taktyki Ulicznej Rafała Trzaskowskiego); i tu i tam chodzi o upolowanie kaczora; no i wreszcie można przypuszczać, ze i tu i tam słownictwo jest podobne – myślę, ze ptasie krykuchy, jako stworzenia równie prymitywne jak panie Lempart, Suchanow, Nowacka czy Jachira , nawoływały swoje kaczory bez owijania w bawełnę: „Jeb..ć! Pier…. ć!”, czy coś w tym stylu, oczywiście w języku kaczym.

Kiedy na ulice wyszły Białorusinki, żeby walczyć o wolność swojego narodu, zachwyciły cały świat swoją klasą. To są prawdziwe damy. Nawet starają się nie deptać trawników, nie mówiąc już o całkowitym braku wulgarnego jeżyka czy chamskiego zachowania. Demonstrują pełne godności, nawet wdzięku. Pewnie dlatego policja białoruska, bez porównania brutalniejsza od naszej, jednak na ogół traktuje swoje kobiety z umiarem, a wyładowuje się raczej na mężczyznach. Az zazdrość bierze, że Białoruś ma takie wspaniale dziewczyny, a nam wyrosły jakieś lafiryndy za przeproszeniem brukselskie, z którymi naprawdę coraz trudniej się identyfikować.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Na szczęście sezon na polskie krykuchy kończy się. Teraz niech wszystkie gdzieś odlecą i zostawia nas z naszą pandemią. Mamy dosyć powodów do depresji i bez nich.

Stanislaw Zaborowski

Ottawa.