A jak już mówimy o sankcjach wobec Rosji, takich oficjalnych, żeby nas urobić wobec wroga absolutnego, to powinniśmy także powiedzieć głośno o sankcjach jakie Unia Europejska wprowadza od dłuższego czasu, jeszcze przed obecnym napadem Rosji na Ukrainę, wobec nas.

        Przykłady: Katarina Barlay, wiceprezydent Unii Europejskiej, w roku 2020 miała wypowiedzieć się o potrzebie finansowego zagłodzenie Polski i Węgier. Potem to sprostowała (ale nie przeprosiła), że dotyczyło to tylko Węgier, ale następnie porównała obecny rząd Polski do rządu komunistycznego – czego oni nie sprostowała, ani za co nie przeprosiła. Bo nie i już. Czy też premier Holandii Mark Rutte (wraz ze słynnym Polakożercą Fransem Timmermansem) wypowiadali się za sankcjami ekonomicznymi wobec Polski. Co prawda ostatnio po wizycie w Polsce Mark Rutte zmienił zdanie i zaoferował finansowe poparcie dla uchodźców z Ukrainy. Do takich sankcji wobec nas należy także wstrzymanie wypłat przez EU na polski Krajowy Plan Odbudowy (KPO), a także olbrzymie kary za niezatrzymanie przez Polskę elektrowni/kopalni Turów. A pchanie przez Niemcy i byłą kanclerzycę frau Merkel bezpośredniego porozumienia gazowego z Rosją w postaci gazociągów Nord Stream 1 i 2 to już skandal. Czyż to nie są sankcje wobec Polski? A przecież my nie jesteśmy w stanie wojny i na nikogo nie napadliśmy. Te obecne sankcje na Rosję nie obejmują wszystkich kont bankowych. Nie obejmują kont, którymi przepływają pieniądze za gaz. Wiele krajów, w tym także USA i Polska, są związane wieloletnimi kontaktami. Zerwać tych umów handlowych się łatwo nie da. A w przypadku takich państw jak Bułgaria, czy Słowacja, które prawie w 100 procentach zaopatrują się w rosyjski gaz byłoby to równoznaczne ze spowodowaniem paraliżu energetycznego w tych krajach. Więc banki są zablokowane i przepływy/odpływy pieniężne też, ale nie wszystkie. Rosjanie próbowali ratować swoją spadającą na łeb na szyję walutę żądając płatności za gaz w rublach. Poskutkowało to tylko chwilowo. Kurs rubla poszedł w górę ale natychmiast prawnicy specjaliści od międzynarodowych umów udowodnili, że kontrakty są płatne w dolarach, a nie w rublach. Czyli jak rubel spada to jest to gorzej dla gospodarki rosyjskiej, bo coraz więcej rubli potrzeba, aby zrównoważyć jednego dolara. To powoduje jeszcze większy spadek rubla. A kto na tym cierpi? Nie łudźmy się. Nie super bogaci oligarchowie rosyjscy, których większość (podobnie jak i u nas w Polsce) uwłaszczyła się na transformacji, czyli komunistycznym przejęciu bogactwa od uciemiężonego ludu. Jeden z najbogatszych  oligarchów Roman Abramowicz, obywatel rosyjski, portugalski, izraelski (i kto tam jeszcze wie), lata sobie spokojnie swoim prywatnym odrzutowcem między Rosją, Turcją, Izraelem, Polską (i kto tam jeszcze wie jakim krajem).

        Niby negocjuje zawieszenie broni. Jeszcze jeden klituś bajduś? Wygląda na to, że wszystkie to sankcje są symboliczne, czyli lipne. No może tak dla oka trochę cięższe niż te nałożone na Rosję za aneksję Krymu w roku 2014. A czy mają coś z tym wspólnego olimpiady zimowe? Bo Krym został odebrany Ukrainie tuż po olimpiadzie zimowej w Soczi w roku 2014, a napaść na Ukrainę miała miejsce tuż po olimpiadzie zimowej w Pekinie w roku bieżącym. Ponoć napaść na Ukrainę została nawet opóźniona na po olimpiadzie na osobiste życzenie przewodniczącego Komunistycznej Partii Chin (liczba członków ponad 95 milionów) Xi Jinpinga. Piszę ‘ponoć’, bo coraz bardziej jestem przygnębiona świadomością, że to co do mnie (czyli nas, ludu) dociera to są tylko popłuczyny, które ktoś tam zdecydował zwolnić do publicznego obiegu. A szkoda, bo bardzo bym chciała wiedzieć co tak naprawdę się dzieje, i o co tutaj chodzi?

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Szacuje się, że kilka milionów Ukraińców opuści Ukrainę. Toż to istna wędrówka ludów. Większość deklaruje, że wróci w rodzinne strony. Tylko… Wojny nie kończą się szybko. Za rok, dwa, albo za pięć już będą zadomowieni gdzie indziej. Zostaną tam gdzie będzie im łatwiej żyć. Popatrzcie na siebie samych. Ilu z nas deklarowało, że pobędziemy w Kanadzie rok, dwa, pięć i wrócimy. A ilu wróciło? Do tego dodajcie teren Mołdowy, która już przed napaścią rosyjską, była wyludniona masową emigracją, a powstanie olbrzymi obszar do zasiedlenia, nie koniecznie przez Ukraińców i Mołdowian. Więc przez kogo? DP-sów  (Displaced Persons) uciekinierów wojennych z Syrii?  A może z Afganistanu? Coś nie tak z tym obrazem.

        Wraz z resetem spowodowanym napaścią Rosji na Ukrainę nastał taki czas na ‘de’. W grudniu 2021 pisałam o dezubekizacji w Polsce. W skrócie miało to oznaczać, że odbiera się spasione emerytury esbekom i komunistycznym wyrobnikom nękającym Polaków.  Ale pozwolono im się odwoływać. Widać tak skutecznie się odwoływali, że już publicznie nie skowyczą, jak to się im każe żyć za marne pieniądze, tak jak innym. Widać dalej nie żyją za marne emerytury jak większość Polaków. Ta dezubekizacja miała poprawić emerytury tym, którzy za komuny cierpieli, np. byli internowani podczas stanu wojennego wprowadzonego przez juntę wojskową generała Jaruzelskiego. Czyli komuś miano odebrać, żeby komuś innemu dać. Tak to długo trwało, że i jedni i drudzy zeszli z tego świata, tym samym problem rozliczenia komunistycznego rozwiązując.

        Więc teraz znów stały się modne takie wyrazy na ‘de’: deputinizacja, demerkelizacja, detuskizacja. Co ciekawe o deputinizacji mówi sam Donald Tuski, który był przez tego właśnie okropnego ostatnio Putina nazywany ‘naszym człowiekiem w Warszawie’.  Fajny on był, bo był nie tylko człowiekiem Rosji w Warszawie, ale i niemieckim człowiekiem (mówiono owczarkiem) frau Merkel w Warszawie. Czy wiecie, że frau Merkel rozmawiała z Tuskiem po niemiecku, bo w domu rodzinnym Tuska językiem operacyjnym był niemiecki, a z Putinem po rosyjsku, bo była mistrzynią olimpiady języka rosyjskiego?

        A wy potem się dziwicie, dlaczego nasi rodzice kładli taką wielką wagę żebyśmy nauczyli się języków swoich wrogów. Znajomość tych języków nie tylko zwiększała szanse na przeżycie w czasie wojny, ale okazywała się bardzo przydatna w robieniu kariery politycznej. Nie mogę tylko tego rozgryźć,  dlaczego do deputynizacji nawołuje sam Donald Tusk, ale widać sądzi, że my nie pamiętamy jego flirtu i z Putinem (słynne rozmowy na molo w Sopocie to pestka) i z Angelą Merkel, kanclerzycą niemiecką dążącą do zbudowania bezpośredniego pomostu gospodarczego z Rosją (ponad Polską). Oczywiście naszym kosztem. Oby tylko z tą deputynizacją, demerkelizacją i detuskizacją nie skończyło się tak jak z dezubekizacją.

Alicja Farmus

Toronto, 27 marca, 2022