Dariusz Kwiecień pokazuje, jak kanadyjski psycholog uzasadnia wartość chrześcijaństwa współczesnemu człowiekowi  

        – Jordan Peterson, odwołując się do nauki i psychologii, broni wartości religii jako depozytu mądrości.

        – Peterson wskazuje na wagę koncepcji prawdy obiektywnej. Tylko ona może dać człowiekowi wystarczająco stabilne oparcie w chaotycznym świecie.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        – Wykłady biblijne Petersona są oryginalnym odczytaniem treści Objawienia. Według psychologa Biblia to zbiorowa psychoterapia ludzkości.

        – Duchowość Petersona czyni go wiarygodnym w oczach młodego pokolenia, które jest niechętne wobec instytucjonalnej religijności.

        – Jordan Peterson jest bez wątpienia postacią kontrowersyjną. Jedni traktują go jako autorytet wskazujący, jak poradzić sobie z życiowym chaosem. Drudzy zarzucają mu, że uprawia pseudonaukowy coaching. Nie można rozstrzygnąć wyżej wymienionych wątpliwości. Zajmujący jest jednak fakt, że kanadyjski psycholog, będąc agnostykiem, konsekwentnie broni wartości religii i tradycji, zaś Chrystusa uważa za najwyższy wzór człowieczeństwa. Czy Jordan Peterson jest obecnie najskuteczniejszym apologetą chrześcijaństwa?

Apologeta tradycji i religii

        Jordan Peterson jest z wykształcenia psychologiem, jego specjalność to psychologia kliniczna. Znany stał się w 2016 roku, gdy jako wykładowca Uniwersytetu w Toronto zaprotestował przeciw nakazowi zwracania się do osób transpłciowych poprzez używanie preferowanych przez nich zaimków. Peterson zyskał wówczas ogromną popularność i w ciągu 2 lat porzucił praktykę psychologa klinicznego oraz pracę na uniwersytecie i skupił się na wygłaszaniu wykładów na całym świecie oraz prowadzeniu swojego kanału na YouTubie.

        W swojej twórczości odwołuje się m.in. do psychologii Junga, twórczości Dostojewskiego, kognitywistyki i neurobiologii. Krytykuje współczesną kulturę za jej rezygnację z pojęcia obiektywnej prawdy, wskazuje na chaos, jaki jej odrzucenie za sobą niesie. To, co jest szczególnie interesujące w jego twórczości, to obrona znaczenia chrześcijaństwa i sprzeciw wobec tendencji współczesnego człowieka do pogardzania wszystkim, co z nim związane.

        Peterson, który był przez kilkanaście lat światopoglądowym ateistą, mówi dzisiaj wprost, że przestał nim być i żyje tak, jakby Bóg istniał. Deklaruje: „Od dawna nie jestem już ateistą. Nie patrzę na świat w ten sposób. Nie jestem już materialistą. Nie wierzę, że świat jest złożony jedynie z materii. Z perspektywy współczesnych badań nad mózgiem wiemy, że jesteśmy zorientowani podświadomie na świat, który jest złożony z informacji i ze znaczeń”.

        Wcześniej pytany o swoją wiarę w Boga odpowiadał niechętnie i wymijająco: „Raczej Go nie ma, ale obawiam się, że może być”.

        W ostatnich wywiadach wyznawał: „Wiem, że w postaci Chrystusa obecny jest mit o Bogu zabitym i wracającym do życia, a jednocześnie rzeczywista osoba, która naprawdę żyła, i w pewnym sensie Chrystus jest połączeniem tych dwóch czynników. I prawdopodobnie w to wierzę, chociaż jestem zdumiony swoją wiarą i jej do końca nie rozumiem”.

        Po wysłuchaniu jego wykładów o współczesnych ideologiach wielu ateistów zaczyna się otwierać na możliwość istnienia rzeczywistości transcendującej to, co materialne. Można to dostrzec na facebookowych grupkach ateistycznych, na których, co do zasady, dominuje postawa antychrześcijańska,. Po podlinkowaniu wykładów Jordana antyreligijna zjadliwość powoli zamiera.

        Peterson mówi do młodych ateistów w sposób następujący: „Jeśli zrozumiecie ten niebywale złożony proces, który doprowadził do powstania wyjątkowej cywilizacji, w której żyjemy, to może nie będziecie tak bardzo skłonni odrzucać Biblię przez niechęć, nienawiść, zgorzknienie, historyczną ignorancję, zazdrość czy po prostu chęć zniszczenia. Musicie być lepiej zakorzenieni, żeby siebie ocalić”.

        Polityka jest roztropną troską o dobro wspólne. Dążymy do budowy podmiotowej Rzeczypospolitej realizującej wskazania katolickiej nauki społecznej. W tym celu tworzymy niepartyjne, chadeckie środowisko polityczne, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

        I kontynuuje: „Uważam, że ateiści są często bardzo uczciwi i bardzo spójni w swoich analizach, ale też nie traktują swoich analiz ewolucyjnych z powagą i uczciwością, jakiej to od nich wymaga. Bo nie mogą przecież polemizować z podstawowym aksjomatem darwinowskiej teorii, że im dłużej coś miało efekt selekcjonujący w procesie życia, to tym bardziej jest prawdziwe”. A tak jest właśnie z religią, która towarzyszy ludzkości od zarania.

        Do nastawionych antyreligijnie materialistów uważających, że religia jest zabobonem, mówi, aby zachowali dla niej trochę wdzięczności, bo towarzyszy nam od początku i nawet jeżeli nie jest obiektywnie prawdziwa, to właśnie ona przeniosła nas jak olbrzymi statek po wzburzonym oceanie dziejów na nieznany ląd, który nadal odkrywamy.

Religia jest skarbcem mądrości przenoszonym z pokolenia na pokolenie

        Kanadyjski psycholog twierdzi, że jako ludzkość patrzymy na tajemnicę swego istnienia przez 4 okna, które odkryliśmy w swej historii: najstarsze z nich to właśnie religia, potem sztuka, od kilkuset lat nauka, a zaledwie od 100 lat psychologia. Peterson na podstawie najnowszych badań mózgu udowadnia, że jesteśmy zdecydowanie bardziej emocjonalni niż racjonalni, a uleczenie naszych podświadomych lęków i traum możliwe jest w konfrontacji z niezmienną i wieczną ideą Boga oraz dzięki życiu w zgodzie z obiektywną prawdą i dobrem. Nie podoba mu się u krytyków religii to, że nie biorą fenomenu duchowości na poważnie, mimo że doświadczenia religijne towarzyszą ludziom od zarania, co jest potwierdzone empirycznie.

        Peterson twierdzi, że większość naturalistów nie zmierzyła się jeszcze z wielką literaturą Dostojewskiego, którego książki omawia w swoich wykładach, a którego bohaterowie nieuznający uniwersalnej Boskiej iskry w ludziach i będący pod wpływem wielkich ateistycznych idei doprowadzają samych siebie i świat do katastrofy.

        Psycholog tłumaczy od strony racjonalnej zasadność istnienia religii w dziejach, co trafia do słuchaczy, którzy nie kupują już głoszonej przez kaznodziejów prawdy o objawieniach, cudach i nieweryfikowalnych faktach o życiu po śmierci.

        Peterson jest w stanie przekonać top menedżerów, których prowadzi na terapiach, do potrzeby uszanowania dnia świętego nie ze względów religijnych, ale pragmatycznych. Odpoczynek, który im zaleca, przekładała się na większą wydajność w pracy. Podobnie przekonuje studentów, że wybór „istnienia” (życia rozumianego jako sensowny „dar”) wbrew nihilizmowi, opowiedzenie się za ładem wbrew chaosowi i powrót do praktykowania duchowości zaowocują poprawą jakości ich życia. Młodzi ludzie są mu za to wdzięczni, podchodzą do niego wzruszeni z podziękowaniami, że dzięki jego radom ich życie zmieniło się na lepsze.

        Peterson broni nie tylko idei Boga, ale i wyjątkowości człowieka, tego, że jesteśmy stworzeni na Jego podobieństwo jako najbardziej skomplikowane samoświadome istoty we wszechświecie. Uznaliśmy na przestrzeni tysiącleci w sposób wręcz zdumiewający (głównie dzięki chrześcijaństwu), że w każdym z nas istnieje Boska cząstka, nawet jeśli ktoś okazuje się ostatnią kanalią. Mamy również niezwykle rozwiniętą wyobraźnię, dlatego możemy przemienić rzeczywistość, czyli uczestniczyć w stwarzaniu. Jak konkluduje Peterson, „[…] w Biblii […] świadomość jest złączona z boskością, a człowiek jest stworzony na podobieństwo Boga”.

Przeciwko postmodernistycznej równości narracji

        Jordan Peterson w swoich prelekcjach broni istnienia obiektywnej prawdy. Jeżeli jej nie ma, to dlaczego ludzie tak upierają się przy swoich systemach wartości i bronią ich tak zażarcie, jak gdyby ktoś im usuwał tratwę spod nóg i jakby zaraz mieli wpaść w otchłań? W jego mniemaniu dzieje się tak dlatego, że moc prawdy obiektywnej (lub nawet urojonej) zapewnia nam poczucie stabilności i sensu.

        Postmodernistyczni socjokonstrukcjonaliści mówią, że etyka jest przypadkiem, a moralność jest względna, bo nie ma obiektywnego biologicznego ugruntowania. Dowody na tezę przeciwną są wręcz przytłaczające. Peterson twierdzi również, że dzięki najnowszym odkryciom psychologii ewolucyjnej i psychologii rozwojowej dysponujemy wieloma przykładami, że etyka wyewoluowała w nas obiektywnie, czego dowodem są badania zaczątków moralności wśród naczelnych i spontaniczne odradzanie się etyki w teatralnych zabawach dzieci.

        Według Jordana posiadamy ośrodki rozpoznawania wzorców. Były w nas wbudowywane w procesie ewolucyjnym przez miliony lat, zatem traktowanie istot ludzkich jako dowolnie zapisywanych kartek papieru to ignorancja. Zwolennikom takich teorii Peterson radzi wyczołgać się z XVII wieku. Moralne zachowania były wynikiem bardzo długiego procesu budowania zwyczajów aż do skodyfikowania w formie objawienia, czyli wzorca, który działa, i który będzie działał w przyszłości.

        Peterson wyjaśnia to następująco: „[…] najpierw stosujesz zasady, które się sprawdzają, a następnie je kodyfikujesz, potem uczysz je stosować następne pokolenia. Bo co było najpierw – postępowanie czy zasady? Oczywiście, że najpierw było postępowanie, bo inaczej nikt by tych zasad nie przyjął. […] Dlatego moralność powszechna musi być powtarzalna i stabilna w czasie. Możemy i powinniśmy ją jedynie ulepszać, a nie negować, chyba że chcemy pogrążyć się w nihilizmie, chęci zniszczenia i zemście”.

I konkluduje: „Ten cholerny postmodernizm jest błędny, bo mówi, że mamy nieskończoną możliwość interpretacji świata, a następnie mówi, że żadna interpretacja nie może być faworyzowana wobec innej. To fatalny błąd, bo może i mamy nieskończoną liczbę interpretacji, ale tylko niewielką liczbę wypracowanych dobrych rozwiązań wobec faktu istnienia i naszego cierpienia w świecie. Dlatego postmoderniści prowadzą nas w koszmarnie złą stronę”.

Oryginalna interpretacja Biblii

        Kanadyjski profesor krytykował postmodernistyczne i ateistyczne idee dominujące dziś na zachodnich uniwersytetach. Wpasował się niejako w odwieczny bunt młodych w momencie, gdy wahadło idei wydaje się powoli przesuwać w konserwatywną stronę. Jest jak gdyby ewangelizatorem ponowoczesności, bo jego popularność jest zdecydowanie większa niż jakiegokolwiek teologa, rabina, pastora czy biskupa.

        Przyczynił się do tego głównie bardzo popularny na YouTubie cykl wykładów Psychologiczne znaczenie historii biblijnych (częściowo dostępny również z polskim lektorem). Peterson zabiera w nim słuchaczy w podróż po opowieściach biblijnych Starego Testamentu i otwiera przed nimi dotąd nieznaną perspektywę interpretacji.

        Peterson twierdzi, że historie biblijne zostały spisane w swoim czasie przez najmądrzejszych z nas, a zawarta w nich mądrość była i jest nadal zbiorową psychoterapią ludzkości.

        Według niego dla współczesnych Biblia stała się niestrawna z powodu jej fundamentalistycznego przedstawiania, niezgodnego z dzisiejszym stanem wiedzy. Jak twierdzi, „wszyscy obecnie myślimy racjonalnie, to znaczy, że coś musi wynikać z czegoś, a to jest jeszcze jeden argument, aby odrzucić Biblię, bo w tradycyjnym jej ujęciu jesteś wezwany, by wierzyć w rzeczy, w które nie da się sensownie wierzyć, a to nie jest nic dobrego, bo to jest rodzaj kłamstwa. I wtedy wrzucasz wszystko do niszczarki, bo Biblia przecież miała być o prawdzie. A jeżeli musisz swoje poszukiwania prawdy zacząć od wytknięcia steku kłamstw, to dokąd ma cię to zaprowadzić?”.

        Dlatego Peterson interpretuje Biblię ewolucyjnie, fenomenologicznie i typicznie. Odwala przy okazji kawał dobrej roboty za Kościół, który od połowy XX wieku zaakceptował historyczno-krytyczne badanie Pisma Świętego i alegoryczną egzegezę prehistorii biblijnej, ale nie przeniosło się to zbytnio na poziom powszechnej katechezy.

        Jordan dodatkowo interpretuje biblijne archetypy z perspektywy psychologii mitu. Nawiązuje do prawd zawartych w mitologiach i pointuje je w sposób następujący: „Jak brać rządzące nami emocje i ucywilizować je? Ja biorę to na poważnie, że jesteśmy luźnym zbiorem duchów, jak mówili Grecy, i że ludzie są igraszką bogów. Aby to zrozumieć, musisz się nauczyć pokory, dlatego Biblia mówi, że «bojaźń Boża jest początkiem mądrości»”.

        Peterson próbuje udowadniać, że w historiach biblijnych zawarte są wypracowane przez tysiące lat niezmienne i uniwersalne prawdy o nas samych. Kanadyjski profesor już od pierwszych słów wykładu wzbudza ciekawość, wskazuje na tajemniczość Biblii. Stawia intrygujące pytania: Jak powstała? Po co powstała? W jaki sposób motywowała naszą kulturę przez tysiące lat? Jak to się stało, że tak księga jest trwalsza niż kamienie, budowle, królestwa i imperia? Peterson interpretuje głównie Księgę Rodzaju. Nawiązuje co jakiś czas do Ewangelii, przywołując słowa i czyny Jezusa. Prowokuje swoich słuchaczy pytaniami.

        Peterson zmusza do refleksji: „Pomyślcie, wolicie w życiu tchórzy czy ludzi odważnych? A co jest najwyższym aktem odwagi? Że nawet jeśli jesteś śmiertelny i ograniczony, to mimo to warto żyć godnie, czyniąc dobro. Dlatego Jezus biorący swój krzyż i wyrzekający się przemocy jest największym spośród herosów tego świata”.

Duchowość dopasowana do indywidualistycznego stylu życia

        Jego deklarowany dotąd agnostycyzm i indywidualistyczna duchowość paradoksalnie czynią go jeszcze bardziej wiarygodnym w oczach pokolenia, które nie szuka już w kościołach odpowiedzi na pytania o sens, bo zarzuca instytucjom religijnym formalizm i marazm duchowy. Peterson otwarcie przyznaje, że przestał chodzić do Kościoła dawno temu, ale dzisiaj widzi wartość wspólnego powracania do źródeł etyki. Zachęca do tego, by „raz na tydzień chodzić razem w miejsce, gdzie możemy potwierdzić swoje oddanie się dobru, ku któremu się zwracamy i zadumać wspólnie nad sensem i celem istnienia, to cenna rzecz dająca moc”.

        Twierdzi, że źle się stało, że na Zachodzie przestaliśmy się spotykać w kościołach, ponieważ nie mamy ośrodka etycznego, który łączy nasze społeczności, a konsekwencją tego jest poważny rozpad naszych wspólnot. Twierdzi, że z wiekiem krytycyzm wobec instytucji religijnych w nim ustaje, a odkrywa ich niezastąpiony wymiar społeczny.

        Sam przyznał ostatnio, że uczestniczył w mszy katolickiej i wywarło to na nim wrażenie. Zresztą, mimo że wychował się w tradycji protestanckiej, o samym Kościele katolickim w swoich wykładach wyraża się pozytywnie. Wtrąca przy okazji apologetyczne bon moty: „Przy takim poziomie irracjonalnych teorii postmodernistycznych katolickie dogmaty zaczną nam się wydawać całkiem racjonalne”.

        Wydaje się, że ewolucja postawy Petersona względem instytucji Kościoła jest logiczną konsekwencją tego, o czym pisał w swoich późnych esejach nasz wielki konwertyta, Leszek Kołakowski. Dowodził on, że nie ma duchowości czystej, bo jej idealizm dość szybko zanika, gdy nie zakorzeni się w instytucji.

        Nie przeczy to tezie, że instytucje kostnieją, ale akurat według Kołakowskiego katolicyzm ma tę zaletę, że może bez wewnętrznej przemocy, powołując się na Ewangelię, ciągle się odnawiać, powracać do źródeł swojej duchowości. Kto wie, czy młodzi agnostycy i ateiści, w których Peterson obudził głód duchowości, wcześniej czy później nie zasilą swoich lokalnych zborów i kościołów oraz nie przyczynią się do ich odnowy?

Dokonać syntezy religii i oświecenia

        Jordan Peterson wydaje się realizować na naszych oczach wizję Kołakowskiego o odnowieniu kultury Zachodu poprzez stworzenie syntezy rozumu i wiary. „Nie żyjemy już w XVIII wieku, kiedy to kultura świecka sprzeciwiała się klerykalnemu obskurantyzmowi. Dzisiaj raczej stoi przed nami zadanie tworzenia kultury, która łączyłaby zarazem tradycję chrześcijańską, jak i oświeceniową.

        Społeczeństwo, które nie potrafi zachować pewnego dystansu wobec wartości doczesnych jak technika i wygoda rozkłada się. A jedynie religia może zapewnić taki dystans ” – pisał Kołakowski tuż po upadku komunizmu w Polsce. Kanadyjski profesor wydaje się realizować to zadanie dzięki wiedzy z wielu obszarów współczesnej nauki na temat człowieka.

        Z perspektywy psychologa, psychoterapeuty i badacza starożytnych mitów rozwija narrację o życiu jako wciągającym spektaklu o różnych poziomach złożoności. Jako apologeta afirmuje religię jako istniejący na różnych poziomach skomplikowania system wierzeń, który zawiera uniwersalne prawdy zarówno dla zwykłych ludzi, jak i wysublimowanych intelektualistów.

        Oczywiście Jordan Peterson oprócz rzesz fanów ma też zaciekłych krytyków zarówno po stronie lewicowo-liberalnej, jak i wśród konserwatystów zarzucających mu m.in. synkretyzm religijny, afirmację psychologii jungowskiej z jej pochwałą ezoteryzmu i alchemii lub brak publicznego potępienia aborcji i homoseksualizmu.

        Tym, co zastanawia wierzących, jest też fascynacja Petersona Fryderykiem Nietzschem. To właśnie tego niemieckiego filozofa Peterson włącza w poczet geniuszy, którzy wpłynęli na jego życie. Nietzsche uchodzi bowiem wśród chrześcijan ze swoją słynną frazą: „Bóg umarł! Połamcie te tablice!” raczej za wcielenie antychrysta.

        W przeciwieństwie do Kanadyjczyka inny wielki odnowiciel chrześcijaństwa i katolicyzmu, inicjator Drogi Neokatechumenalnej, Kiko Arquello, negatywnie wyraża się o Nietzschem, którego dzieła sam w młodości czytał. Stwierdza, że jego filozofia odebrała wiarę jemu i tysiącom młodych ludzi na uniwersytetach Zachodu. Decyzja, jak zinterpretujemy Petersona, należy do nas. Niektórzy właśnie mieli okazję usłyszeć Kanadyjczyka podczas jego niedawnej pierwszej wizyty w Polsce. Innym pozostaje posłuchać jego wykładów na YouTubie.

za Klub Jagielloński