Tak to już jest, że wszyscy mamy swoich ulubieńców wśród polityków, albo tych, których nie znosimy. No może nie tylko wśród polityków. Czasem jest to racjonalne, zbyt często nie. Nie lubimy kogoś i już. Czy to grymas twarzy, czy zaciśnięte usta, czy też gestykulacja? Zawsze jednak dobrze spróbować zrozumieć: dlaczego? Chociażby po to aby wykluczyć niesprawiedliwą ocenę ludzi, na przykład tylko na podstawie tego, że są ‘złotouści’, przygrubi, czy bo ktoś nam powiedział. Takim moim (nie) ulubieńcem – od zawsze – jest Radosław Sikorski. Dlaczego od zawsze? Popatrzcie sobie na jego publicznie dostępny życiorys. Młodzian urodzony w 1963 w Bydgoszczy, w roku 81 wyjeżdża do Wielkiej Brytanii w celu nauki języka angielskiego. I tu mam pierwszy zgrzyt, bo wtedy z Polski wyjeżdżało się za pracą, a nauka angielskiego była przy okazji. No chyba, że tak jak niektórzy (nazwisko i dokumenty powszechnie znane w Polonii) wyjeżdżało się za donoszenie (tajne i nigdy nie miało wyjść na jaw) na swoich współpracowników i przełożonych. I cóż potem? Acha, podejmuje studia w Pembroke College Uniwersytetu w Oxfordzie. Każdy (no może prawie każdy) kto próbował ‘podejmować studia’ po wyjeździe z Polski wie, że jest to wyczyn nie lada. I trudno się dostać, i trzeba mieć kasę. I proszę niech mi pan Ziutek nie zarzuca, że twierdzę tak z zawiści, bo się mu udało, a mnie nie. Panie Ziutku, mnie się też udało, bo ukończyłam także studia w Wielkiej Brytanii i Kanadzie, więc wiem z własnego doświadczenia jak jest. No i potem został członkiem ekskluzywnego i elitarnego  klubu Bullingdona, który jest słynny z zamożności swoich członków. Cytuję za wiki ‘ Członkostwo klubu uzyskać można wyłącznie w drodze zaproszenia przez osobę już będącą jego członkiem; wiąże się ono ze znacznymi kosztami, ze względu na obowiązek zakupu klubowego munduru i partycypacji w kosztach wystawnych biesiad i naprawy wyrządzanych przy tej okazji szkód’. W numerze 40 Sieci z roku bieżącego Stanisław Janecki w artykule ‘Kim pan jest, panie Sikorski? Dziękując Ameryce, można przykryć to, że się działa na korzyść Rosji. A może na jej zamówienie?’ odnosi się do członka klubu, zdziwionego, że Sikorski nie jest spokrewniony z generałem Władysławem Sikorskim, bo obcokrajowcy w Bullingdon Club muszą być potomkami książąt bądź innych szlachetnie urodzonych rodów. Wydawałoby się, że szlachetne, czy książęce pochodzenie nie ma już takiego znaczenia? A jednak ma, tylko jak tam dostał się pan Sikorski?  No chyba nie dlatego, że dostąpił funkcji księcia-małżonka swojej żony Anny Applebaum, pochodzącej z bardzo wpływowej rodziny żydowskiej ze Stanów. Zresztą to chyba bardzo trafne określenie nie zostało wymyślone przez mnie (czego bardzo żałuję), a jest często używane przez dziennikarzy i felietonistów, między innymi przez publikującego na łamach Gońca znakomitego publicystę Stanisława Michalkiewicza.  Jakie jeszcze tajemnice kryją się za tym, co Sikorski robił w latach 80. w Wielkiej Brytanii, to tylko on sam wie. Ale ja w te bajki nie wierzę.

        A szczególnym moim (nie)ulubieńcem został, kiedy piastował tekę ministra spraw zagranicznych (w rządzie Tuska od 2007 do 2014). Wtedy to podjął szeroko zakrojoną akcję przemianowania nas z Polonii na diasporę.

        Nic to, że nam się nie podobało być diasporą – bo przecież już jedna żydowska była i to działająca znakomicie, nic to, że protestowaliśmy. Przez całe siedem lat mieliśmy być włączeni w diasporę. To że nie chcieliśmy, i to, że to dla nas nie miało sensu, nic mu nie szkodziło. Mieliśmy być, bo tak zarządził minister i tyle. No chyba, że stał za tym jakiś inny cel strategiczny, który zakładał korzyści wrzucenia całej Polonii (około 20 milionów) do jednego wora diaspory. Tylko jakiej? Polskiej? Instytuty badania Polonii zostały przemianowane na Instytuty badające diasporę (bez sprecyzowania jaką). Jestem absolwentką Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, który był bardzo silnym akademickim ośrodkiem badania Polonii. To już przeszłość. Teraz jest silnym ośrodkiem badania ‘diaspory’. Tym to sposobem fundusze na Polonię zostały przelane na fundusze na diasporę. I tym samym przestały do nas trafiać i wspomagać Polonię. Tak długo jak szły zgodnie z przeznaczeniem na cele diaspory to było zgodnie z założeniami, a już której diaspory, to już nikt nie sprawdzał. Pewnie gdzieś są jakieś tego dowody, i zapewne ktoś wie. Może kiedyś jakiś dziennikarz, chciałaby się, aby polonijny, dotarł do tych materiałów źródłowych, je przeanalizował i opublikował. Jednak na to potrzebne są środki, a wiadomo dziennikarzy polonijnych często na takie badania nie stać. Zbyt często gonią ostatkiem sił, żeby na chudym garnuszku wypełnić swoją misję. A ponieważ są z gorszej diaspory, to nam się nic (albo niewiele) należy i dostanie. To tak jak z odszkodowaniami za niemieckie hitlerowskie represje: 75% trafiło do Niemców. Moi dziadowie z Wielkopolski, którym niemieccy sąsiedzi ukradli (w 1939 roku mówiło się ‘zajęli’) duże gospodarstwo rolne, a potem ci sami Niemcy zostali ‘wysiedleni’ (czyli wypędzeni przez samych Niemców, z obawy przed ruskimi) na Zachód dostali odszkodowanie. Moi dziadowie nie. Moi dziadkowie cieszyli się, że przeżyli.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Dzięki silnym protestom całej Polonii, ze szczególnym znaczeniem protestów Rady Polonii Świata udało nam się obronić przed niechcianą przez nas zmianą nazwy nas samych. No bo  tak, jeśli Czarni (Blacks) w Ameryce nie chcą się nazywać murzynami, a Indianie z Ameryki życzą sobie być adresowanymi przez ich plemienną przynależność, albo First Nations, to ich życzenia respektujemy, ale kiedy my (a jest nas 20 milionów – tak przynajmniej twierdzą niektóre polskie programy ze znaczącymi funduszami) chcemy zostać przy naszej historycznej nazwie Polonia, to nie. Ktoś od nas wie lepiej, ale i ten ktoś ma władzę (i kasę) wprowadzić ten uwłaczający naszej godności termin w życie.

        O takich słynnych zagraniach pana Sikorskiego jak: przechodzenie z partyjnego prawa na lewo (to PIS, to PO), o skandalicznych antypolskich zachowaniach w związku ze Smoleńskiem, na Westerplatte, hołdzie składanym pani Merkel, o słynnej ‘murzyńskości’ naszego kraju (zanotowane na taśmach od Sowy, wtedy kiedy prezydentem Stanów był Barak Obama), czy ostatnie o dziękowaniu Stanom za wybuchy gazociągu NS1 i NS2, napisano wiele. Napisano zbyt wiele. Każda z tych, wydawałoby się na pierwszy rzut oka obrazoburczych i kończących karierę polityczną każdego innego, wypowiedzi jest jednak głęboko przemyślana i wymierzona w określony cel dostania się do następnego elitarnego klubu. Każda oprócz jednej. Nie trudno zgadnąć której. No cóż gdzie drzewo rąbią, tam i drwa lecą. Książę małżonek, tak jak i wielu innych książąt małżonków, jest tylko księciem przy małżonce.

Alicja Farmus

Toronto, 18 października, 2022