Dobrze jest zbombardować wroga. Rakietami zasypać. Celnie czy niecelnie, z tym mniejsza. Im częściej strzelasz, tym częściej trafiasz, wiadomo.

Wrogą ludność cywilną też dobrze przetrzebić. Mężczyzn wybić, z kobiet skorzystać (nic lepiej od wojny nie tłumaczy masowych gwałtów i równie masowego zbydlęcenia ludzkiego), dzieci powywozić hen. Przy okazji można też sugestywnie wyjaśniać wywożonym, że: “Better to be red – than raped, and better to be raped – than dead”. Czy jakoś podobnie. Pani Historia takie kwiatki zbierała między człowiekowatymi i gromadziła skrzętnie lat paręnaście tysięcy, to ma tego na pęczki. Tak czy owak, zruszczenie mają dzieciaki zagwarantowane.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        I od razu by the way: dlaczego, wykorzystując oczywistą koniunkturę medialną, nie krzyczymy – dlaczego Polska nie krzyczy – o ludobójstwie i zbrodni przeciwko ludzkości, jakimi była realizowana w latach II wojny światowej akcja germanizowania dzieci polskich, przymusowo odbieranych rodzicom i trafiających do specjalnych obozów przygotowawczych, a stamtąd, po “przysposobieniu” oraz uznaniu za “wartościowe rasowo”, przekazywanych rodzinom niemieckim. Wikipedia: “Dzieci uznane za “małowartościowe” odsyłano do obozu koncentracyjnego w Auschwitz w celu eksterminacji lub do osiedlenia w Generalnym Gubernatorstwie. (…) Ocenia się, iż Niemcy przymusowo wywieźli około 200 tys. dzieci polskich, z tej liczby udało się odnaleźć po wojnie zaledwie 30 tys.”. Koniec dygresji, wracamy do wątku głównego. Więc.

Dobrze więc zbombardować wroga. A już infrastrukturę cywilną wrogowi zniszczyć, jeszcze dobrzej jest. Most zgruchotać mu dynamitem, dajmy na to. Węzeł kolejowy trwale rozkoleić. Szpital jakiś raz na zawsze odszpitalić. Jeszcze lepiej prąd wrogowi ukraść, a jak tego co zostanie ukraść się nie da, to elektrownie mu zburzyć, a linie przesyłowe pozrywać. Zamrozić wroga warto, zaciemnić, zagłodzić. Dalej tubylców lojalnych wobec przeciwnika przesiedlić – mało za Uralem miejsca w wykrotach pod sosnami? Zostanie popioły po zwłokach w zbiorowych dołach śmierci poukrywać – i niech kto spróbuje sądzić zwycięzcę.

        Mówię przez to, no przecież, że Putin wojny Zachodowi nie wypowie. Kulturalne wypowiadanie wojen skończyło się dawno temu. Nowy car Rosji “zaoferuje” nam ewentualnie operację specjalną, rozszerzoną, powiedzmy: po Atlantyk. Co pewniejsze, zareaguje tym sposobem na wypowiedzenie wojny Rosji przez Zachód – bo wybór figury stylistycznej dla uzasadnienia, jakie okaże się konieczne, to najmniejszy problem. Uzasadnić daje się wszystko i zawsze, wystarczy dobrać odpowiednie słowa i wypełnić emocjami ludzkie głowy. Obie strony potrafią to robić i obu stronom wychodzi to znakomicie, w każdym razie wobec wspólnot, nad którymi dominują informacyjnie. John Kirby, rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA zapowiadał: “Prezydent powie jasno, że Ameryka pozostanie u boku Ukrainy tak długo, jak to będzie konieczne”. To wielka sztuka – wypowiedzieć zdanie, w którym prócz słów nie widać nic więcej. W tym kontekście Andriej Sadowy, mer Lwowa, musi się jeszcze wiele nauczyć: “Trzeba rannego niedźwiedzia zapchać do jego barłogu i tak urządzić, żeby przez najbliższe 50 lat nikt o nim nie słyszał”.

***

        Słucham? Że broń jądrowa? Że deeskalacja przez eskalację? Że grzyby atomowe, że Bucza pod Białymstokiem, a Irpień pod Rzeszowem? Czy tam pod Lublinem? Tak, to prawda. Karmieni strachem, reagujemy strachliwie. Jednakowoż musimy również zauważać, równie ważną stronę medalu. Może nawet ważniejszą, bo pierwszą: mrugnij okiem, pozwól wrogowi poczuć twój strach, a zaraz przestaniesz znajdować ofiary rosyjskich zbrodni w Buczach czy Irpieniach. Czy tam w innych Mariupolach. Dlaczego? Ponieważ niedługo potem, gdy ustąpisz, Irpienie i Bucze zaczną odnajdywać ciebie. Pod Białymstokiem, Augustowem i na warszawskiej Woli. Pod Lipskiem, Hanowerem, czy tam pod inną Antwerpią. Czy nawet w okolicach Rouen i Paryża. Niby kto zabroni wygrywającemu mordować? Ten zastraszony?

        Nikomu, nikogo, nigdy, mordować nie wolno. Najeżdżać uznanego wcześniej terytorium też nie. A jeśli do tego dojdzie, wolny świat gromadzi się i wspólnie stosuje wobec wroga jedyną skuteczną metodę: niszczy mu sprzęt, zabija żołnierzy, spopiela i zakopuje truchła sołdatów, wreszcie oddaje mocz na groby najeźdźców. Na koniec inicjując horę. I nie w filmie to wszystko, lecz w rzeczywistości. Albowiem w rzeczywistości pokój – więc i realne bezpieczeństwo naszej wspólnoty, znajdziemy wyłącznie na wzgórzu, z którego widać będzie groby naszych wrogów.

***

        Ludzie złej woli, ewentualnie omamieni medialnie, powtarzają: “To nie nasza wojna!”. Kimkolwiek są i świadomie czy nieświadomie, łżą. Konia widzieć trzeba, jakim jest, a oto fakty: każda wojna z Rosją jest nasza.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl