Coraz wyraźniej dociera do coraz większego grona ludzi z natury optymistycznych, że ich nadzieje, zawarte w opisie świetlanych perspektywach losu człowieczego, stają się nadto przereklamowane.

        Tym bardziej widać to w państwie położonym między ujściem Świny a szczytem Rozsypańca. Nawet jeśli wiedzieć, że na tym skrawku Europy tak być musi, bo w tym miejscu optymizm albo będzie przereklamowany, albo nie będzie go wcale. No ale (kto to jest optymista?), można też w nieskończoność drążyć wątpliwość, jak żyć w ustawicznym niedoinformowaniu?

        Tylko jeden przykład w powyższym kontekście. Boć trzeba wiele deficytów intelektualnych hodować w sobie całymi latami, by upaść ostatecznie pod ich ciężarem, a tegorocznej jesieni optymistycznie zagłosować na osoby wpisane na listy wyborcze przez persony w rodzaju Tuska Donalda, Zandberga Adriana, Czarzastego Włodzimierza, Kierwińskiego Macieja czy Hołownię Szymona – i to pierwsza strona monety ze zbitą koroną orła… wróć, ze zbitym orłem w koronie… wróć, to pierwsza strona monety bitej z orłem w koronie. Teraz strona druga: trzeba wiele deficytów intelektualnych hodować w sobie całymi latami, by upaść ostatecznie pod ich ciężarem, a tegorocznej jesieni optymistycznie zagłosować na osoby wpisane na listy wyborcze przez Jarosława Kaczyńskiego, Krzysztofa Sobolewskiego, Mariusza Błaszczaka czy Joachima Brudzińskiego. Co jeszcze więcej i co można uznać za wspomnianej monety stronę trzecią: konia z rzędem temu, kto wyjaśni wiarygodnie, gdzie znajdziemy awers a gdzie rewers owej korony. Czy tam tego orła. Tej monety, znaczy.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Tak, tak. Zostaje nam jeszcze Polskie Stronnictwo Ludowe. Zostają Republikanie, Solidarna Polska zostaje, wreszcie Nowa Nadzieja (a tam Sławomir Mentzen i Krzysztof Bosak brylują, aż miło obejrzeć i posłuchać), innymi słowy zostaje nam Konfederacja Wolność i Niepodległość. Zostają wreszcie Wolnościowcy. Czyli, podsumowując wątek: są opcje, jest zabawa. Czy jakoś podobnie. “Brać, wybierać, decydować a niczego nie żałować” – mówiąc to samo słowami niejakiego Franka Dolasa. Optymizmu po kokardę jak widać. Atarczyłoby dla ginących gatunków. Rzecz jednakowoż w tym, że ruszyły i obracają się coraz prędzej żarna historii, My zaś, zdaje się, utkwiliśmy pomiędzy. Ewentualnie trzymają nas w garści i lada moment tam trafimy.

***

        Widma krążą nad Biedroniem Robertem. Pan Robert ma lęki. Strachy go dopadły“Oni są wszędzie!” – kwili pan Biedroń, myśląc o działaczach Prawa i Sprawiedliwości. “To nie jest kwestia polityczna” – oświadcza, komentując z kolei zapowiedź rządu niemieckiego o wycofaniu z Polski baterii “Patriot”. Pomieszanie.

        Pytanie brzmi: czy “112” ktoś wydzwoni? Ktoś wydzwonił. Przyjechali “na bombach”. Migało, świeciło i wyło. Gadu-gadu, to i tamto, znowu gadu-gadu, wenflon w żyłę, zabierają gościa. Opinia wyrażona w slangu ratowników medycznych (krócej nie sposób): “Pogarsza się”. Wersja filmowa: “Tracimy go”. Sugestia: wszystko przez bilboard wyborczy.

        I wyjaśnienie: ktoś baaardzo niechętny Biedroniowi namówił Biedronia do emisji plakatu. Widzimy na nim uśmiechnięty krawat, to jest uśmiechniętego Biedronia, widzimy uśmiechnięty sweterek i marynarę uśmiechniętą, takie rzeczy, a obok hasło wiodące ku zwycięstwu wyborczemu, więc i ku szczytom władzy: “Żyj i daj rzyć innym”. Podpisano: “Robert Biedroń”. Rozumiemy? Ale żeby aż tak, hm: “podłożyć się” adwersarzom płci dobrowolnej? Dowolnej? Czy tam innym politycznym przeciwnikom?

Owszem, zdaję sobie sprawę, że to tak zwany fejk-news. Wszak o szczególnej urodzie semantycznej, powiedziałbym. Powiedziałbym nawet: mistrzostwo. “Żyj i daj rzyć”. No dajcie spokój. Słucham? Ktoś mówi, że nie mistrzostwo? A idź stąd, buraku jeden.

***

        Rainer Maria Rilke, z zawodu poeta, zaciąwszy się przy goleniu, krwawił. Jak każdy. Z tym, że Rilke krwawił poezją. Tak powtarzano, powszechnie dworując sobie zeń. Jeśli to prawda, w takim razie musiał sięgnąć brzytwą przez policzek, tnąc do samej kości, gdy wyrywał z trzewi frazę o państwach graniczących z innymi państwami, rzekami, górami i morzami, puentując wyliczankę refleksją, że to w sumie banalne w obliczu Rosji, ponieważ “Rosja graniczy z Bogiem”.

        W tym kontekście, pytanie pod tytułem: “Kiedy skończy się ta wojna?” wydaje się tak idiotyczne, że w imperium głupich pytań musiałoby zająć stolec cesarza. Czy tam innego imperatora. To po pierwsze. Po drugie, nie należy zostawiać ich samych – stolec nie stolec, cesarz nie cesarz, imperator nie imperator, pytanie nie pytanie. Żeby nie dać rozmnożyć się. Im. Przeto trzeba stać tuż obok, a na pytanie należy czym prędzej odpowiadać. Proponuję czynić to w następującej formule:

– Kiedy skończy się ta wojna?

– Kiedy umilkną działa.

        I tutaj dzwon. Niekoniecznie “Zygmunt”. Niemniej dzwon koniecznie. W znaczeniu, że bije. Tobie, mnie, nam. W sumie, czy warto pytać?

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl