Wiecie jak to jest, gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść? Jakoś tak się zdarzyło, że w tym roku nie miałam opłatka. Na początku grudnia podniosłam alarm, że potrzebny jest opłatek. Mój syn mieszka blisko kościoła polskiego, to może podjechać do biura parafialnego po opłatek. Nie wspomniałam nawet, że można to załatwić po mszy świętej, bo zawsze po mszy w sali parafialnej można opłatek na Wigilię dostać. Wtedy jak nic by wyszło, że nie chodzi w niedzielę do kościoła. A nie chciałam już wysłuchiwać, o tym, że teraz to można uczestniczyć we mszy św. zdalnie poprzez Internet, szczególnie jak się prycha i kicha, bo po co zarażać innych? A to uczestniczenie we mszy przez Internet, to wiecie jak wygląda – szkoda gadać. Kiedyś gościłam na wsi trzy koleżanki. Postanowiłyśmy nie jechać do kościoła (prawie godzina samochodem) tylko uczestniczyć we mszy świętej przez Internet. Od czasu jak zainstalowałam sobie połączenie Starlink (od tego faceta od samochodów Tesla i X-byłego Twittera), to nie mam problemów z łącznością Internetową. Nastawiłam na mszę, a te sobie hortonsa zrobiły. Piły kawę, oglądały ptaszki, gadały. Kiedy im zwróciłam uwagę, żeby nie gadały, to mi powiedziały, że przecież ich nie słychać w kościele.
Obwieściłam więc, że nie ma opłatka licząc, że ktoś się za ten opłatek poczuje odpowiedzialny. I to był błąd. Gdybym powiedziała ty, albo ty, załatwiacie opłatek, to by było zrobione. A tak wszyscy liczyli, że się samo rozwiąże, bo drugi załatwi.
W końcu nastała Wigilia. Tradycyjna, wczesna. Moje dzieci z reguły biorą wolne w Wigilię, albo przynajmniej wcześniej wychodzą z pracy. Wszyscy przywieźli swoje dania jak zaplanowano – w tym roku nie było pomyłek w postaci podwójnego barszczu, bo ktoś tam (oczywiście ja) mało precyzyjnie rozdzielił zadania. Tylko… Nikt nie miał opłatka.
Co tu robić, co tu robić? Mam. Przypomniało mi się, że przy sprzątaniu po wieczerzy dla samotnych w Gminie 1-szej, znalazłam kawałek opłatka na podłodze. Delikatnie włożyłam go w serwetkę i do torebki, żeby nie wylądował w kuble na śmieci. W końcu opłatek rzecz święta. I właśnie wtedy kiedy spory, kto miał załatwić opłatek sięgnęły zenitu – no bo jak to tak bez opłatka? – triumfalnie wniosłam ten ocalony kawałek na specjalnym talerzyku przywiezionym z Jerozolimy. Dla wszystkich starczyło po kawałku, ale na tradycyjne łamanie się to już było za mało. Na całe szczęście obecnie coraz częściej łamiemy się opłatkiem ‘ogólnie’, żeby nie roznosić bakcyli.
Tak więc Wigilia została uratowana! A dla mnie nauczka, żeby ważne sprawy załatwiać samemu. Podwójne barszcze, czy brak pierogów z cheddarem nie złamią Wigilii, ale brak opłatka?
Co prawda mój dziadek opowiadał, że w obozie jenieckim Żagań, gdzie wsadzili go Niemcy po upadku Francji (był w Armii Polskiej we Francji, którą zakładał sam gen. Sikorski) łamali się opłatkiem z chleba. Francuscy jeńcy otrzymali z Czerwonego Krzyża z Anglii nawet spore paczki świąteczne, ale bez opłatka. To tylko my się dzielimy opłatkiem. Jest to zwyczaj na wskroś polski. No cóż, naszego Polskiego Czerwonego Krzyża wtedy nie było, bo po raz któryś Polska jako państwo przestała istnieć pod butem okupantów. Ale Polska jako naród przetrwa wszystko, a my z nią.
I tak Wigilia minęła spokojnie i radośnie – dobrze przygotowaliśmy się na przyjście Dzieciątka Bożego. A ja z nauczką, że w naszych polskich domach nie może być Bożego Narodzenia bez opłatka, o który ktoś ‘osobiście’ musi zadbać żeby był.
MichalinkaToronto@gmail.com Toronto, 25 grudnia, 2023