Kiedy, chcąc nie chcąc, obłoki wchłonęły dymy wzlatujące znad ruin świata zniekształconego wojną…

To jest, gdy dopaliły się zgliszcza XX wieku, a ostatnia skrzywdzona dusza znalazła ukojenie w niebiosach… kiedy nad Wisłą skończył się wreszcie komunizm, który dotąd nie skończył się w Polsce wcale, zaś w świecie całym skończyła się jakoby cała historia – koniec historii to dopiero idiotyzm – ludzie znowu zaczęli się nudzić. Na potęgę, powiedziałbym. Dajmy na to, wrócili do wyłaniania tak zwanych autorytetów, oczywiście spośród tych, którzy ocaleli z wojennej zawieruchy i powojennego dorzynania wilczych watah. A mówię przez to również, że zaczęto na powrót wymagać od tak zwanych elit. Wymagać bycia lepszymi ludźmi, bycia przewodnikami ludzkich stad, i w ogóle, bo ja wiem czego? “Standardów człowieczeństwa” zaczęto znowu wymagać?

        Widać człowiek nie zmądrzeje nigdy, skomentuję, choćby mu bliższą i dalszą okolicę ludobójczo przeorywać. Co jakiś czas okolicę mu zludobójczać. Niestety. Tymczasem jakie wymagania, takie elity, to pewne, a ostatnio w zbiorze tym dość mocno by tak rzec: zgrzytło. To znaczy raz wzięło i zgrzytło, drugi raz, i zaraz trzeci raz zazgrzytało, a że oliwy technicznej z Ukrainy nikt w tym czasie nie importował, zajęty importem technicznego zboża, nikt też łańcuchów, przekładni, piast i innych takich dyferencjałów nie ożywił, nie dokarmił oliwą czy inny jakimś smarem – teraz zgrzyta już w zbiorze na całego, a zgrzyt ów niesie się dookoła i potężnieje prawie tak szybko, jak wzrasta miłość pana Władysława do pana Szymona. Lub odwrotnie, mianowicie pana Hołowni do pana Kosiniaka-Kamysza. Podobno z niepewności, kto całuje, a kto robi za całującego, łosie z okolic Biebrzy skarżą się na ból łopat, czy tam pod łopatkami, a białowieskie bizony przyznają do kryzysu tożsamości. Czy tam żubry.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

***

        Gorzki żart, wiadomo. Bo to najgorsze, gdy zaczyna zgrzytać wśród elit. I choćby nie u każdego eliciarza zgrzytało, potencjał zgrzytu puchnie. Silnik zaskoczy – i dopiero się zacznie. Proszę, przykład z dziennika “Rzeczpospolita”. Od Surdykowskiego Jerzego: “Psucie demokracji zaszło już w Polsce tak daleko, że następnych wyborów przewidzianych na rok 2027 może w ogóle nie być” – prawda, że nie bardzo jest jak tu utrzymywać, że nadwiślańskie elity intelektualne mają się dobrze? No nie da się, ponieważ dobrze się nie mają, w najlepszym razie mając się nijak. Zgrzyt idzie, mówię, ogłuszający. Aż strach uszy myć.

        Co więcej, powyższe dostrzegamy najprędzej u rzekomo najwybitniejszych – i chociaż redaktorowi naczelnemu dziennika “Rzeczpospolita”, Chrabocie Bogusławowi, obstalujemy ruszt przy innej okazji – zaprawdę powiadam nam: zasłużył – dziś jeno przypieczmy z lekka postać ze znacznie niższej półki intelektualnej. Konkretnie z tej nad podłogą. Voila: “Unia Europejska szuka kompromisu” – oświadczył przed tygodniem europoseł Arłukowicz Bartosz, komentując postanowienie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, w którym TSUE o połowę (z miliona do pół miliona euro dziennie) obniżył Polsce wielkość kary pieniężnej, należnej za zawieszenie niepełne, czy tam niekompletne, przepisów pozwalających stosownym organom sądowniczym uchylać sędziowskie immunitety. Między innymi. Tytułem przypomnienia dodajmy, że kara naliczana jest od trzeciego listopada 2021 roku, zaś unijni buchalterzy skrupulatnie sumy te potrącają nam z unijnych funduszy należnych Polsce jak pogarda Putinowi. Zresztą, to raczej lepiej niż gorzej, albowiem gdyby nie potrącali, ten czy ów urzędniczyna nadwiślański utrzymywałby zapewne, że od teraz moglibyśmy w sumie oszczędzać, i to po 500 tys. euro, dzień po dniu. My zaś wyglądalibyśmy wszyscy jak owi małżonkowie nieznanego nazwiska, biegający za taksówkami z obliczami uśmiechniętymi wielce, gdyż z założenia nie jeżdżąc taksówkami, na przejazdach taksówkami sporo oszczędzali.

“To są ludzie kompromisu” – dodał Arłukowicz, wskazując na europosłów oraz unijnych urzędników. “Unia Europejska nie jest nastawiona do Polski tak, jak są nastawieni Ziobro czy Janusz Kowalski do Unii Europejskiej” – usłyszałem jeszcze. Dalej było o poszukiwaniu rozwiązań oraz budowaniu “pól współpracy” – i tak dalej, i tak dalej. Normalnie narody klękajcie, pijcie wino poeci, szwoleżerowie do szabel. Znaczy na koń i do szabel. Czy tam do lanc. Prawdę powiedziawszy odniosłem wrażenie, że pan Arłukowicz odwiedził ostatnio Paryż.

***

        W Paryżu albowiem jakaś tajemnicza siłą coś dziwnego wyczynia z tamtejszą atmosferą. Bo oto podczas wywiadu udzielonego jednej z francuskich stacji telewizyjnych, ambasador Chin we Francji – niejaki Lu Shaye, ewentualnie Lu Chaye, ewentualnie Ly Shaye, boć media same z siebie nie mogą zdecydować się na pisownię uwspólnioną, zaś doradcy językowi jak wiadomo każą sobie płacić niebotyczne honoraria – więc ambasador Chin we Francji oświadczył, że niegdysiejsze republiki radzieckie: “Nie mają ostatecznie potwierdzonego statusu w świetle prawa międzynarodowego, bo nie ma międzynarodowego porozumienia w sprawie ich suwerenności więc w świetle międzynarodowego prawa ich suwerenność nie została potwierdzona”. Kto postawi kropkę?

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl