Wyciekł tajny dokument, że kraje Unii Europejskiej są zalewane tanimi chińskimi elektrycznymi samochodami (EV Electric Vehicle). Tak tanimi, że branża samochodowa Europy nie będzie w stanie z nimi konkurować.

Dodatkowo wyciekł tajny dokument, że Niemcy są zbyt bardzo uzależnione gospodarczo od Chin. Dlaczego to co oczywiste nawet dla zwykłych ludzi musi być potwierdzane tajnymi dokumentami? Duże (zbyt duże) uzależnienie od Chin (przypominam, że Chińska Republika Ludowa jest ciągle państwem komunistycznym) jest i w Kanadzie. Przecież u nas (mam na myśli Kanadę), przeważa ‘chińska robota’ – nawet polskie ogórki z czosnkiem mogą być wyprodukowane w Chinach, albo w Indiach.
Obecny liberalny rząd kanadyjski przez całe lata prowadził chińską pro importową politykę, niepomny na łamanie praw człowieka w Chinach. Na łamach moich felietonów wielokrotnie o tym pisałam. Sfera nie dotyczy jedynie chińskiej produkcji, ale także politycznego nadzoru osób pochodzenia chińskiego w naszym kraju, wtrącania się poprzez finansowanie kandydatów partii politycznych, finansowanie fundacji, np. Fundacji Pierre’a Trudeau (ojca obecnego premiera Justina Trudeau). Długo można by wyliczać, wiele atramentu zużyłam opisując te chińskie zależności?  Atramentu? Moje dzieci nawet nie wiedzą, co to jest atrament. Czyli ‘zużycie, czy wypisanie atramentu’ za naszego życia przeszło do wyrażeń archaicznych. A całkiem niedawno w szkołach polskich zabraniano dzieciom pisać długopisem, bo ten uniemożliwiał kaligrafię. Dlatego nikt nie potrafi już przeczytać ręcznego pisma, nawet swojego, i dlatego w szkołach ponownie zaczęto uczyć  kaligrafii.
To tylko taka zdrowe dygresja ożywiająca nudny felieton. Mamy jak mamy, ale coraz gorzej.
Kryzys imigracyjny się nasila. Na włoską wyspę Lampedusa, położoną na morzu Śródziemnym, przybyło w ostatnich tylko dniach kilka tysięcy imigrantów. Większość z nich z Tunezji, która jest położona niecałe 200 km od wyspy, co jest bliżej niż do włoskiej Sycylii. Ilość imigrantów na Lampedusie przekroczyła już kilkakrotnie razy ilość mieszkańców wyspy, a końca napływu azylantów nie widać.
Premier Włoch Georgia Meloni (tak to ta sama, którą nasz premier Justin Trudeau z wyższością pouczał w sprawie ideologii LGBTQ+) zażądała pomocy od Unii Europejskiej w rozwiązaniu problemu najazdu obcych na Lampedusę, i w niedzielę przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen dokonała wizji lokalnej i odwiedziła Lampedusę. Przedstawiciele Komisji Europejskiej chcieli także udać się do Tunezji, ale… Nie zostali wpuszczeni. Ładnie, nie? Wielcy bonzowie w Unii Europejskiej nie zostali wpuszczeni do Tunezji. Nie wiem, czy było takie spotkanie wcześniej zaaranżowane, czy nie, i zapewne się nie dowiem nic bo zastosuje się prewencję ośmieszania Unii Europejskiej. Polski euro poseł Dominik Tarczyński (członek Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego) tak podsumował sytuację:
“Sytuacja na Lampedusie to jest po prostu inwazja. Do tej inwazji doprowadziła polityka europejska. Mam na myśli Komisję Europejską, a mówiąc wprost – głównie Niemcy. To polityka niemiecka rozpoczęta w 2015 r., kiedy to RFN poszukiwała taniej siły roboczej, doprowadziła do sytuacji, przed którą my przestrzegaliśmy i mówiliśmy, że tak się ona zakończy”
A Niemcy? Jak to Niemcy. Jak zwykle pokazują palcem na kogoś innego, a nie biorą za swoje czyny odpowiedzialności. Milionowe morderstwa w czasie 2-giej wojny to nie oni, tylko jacyś Nazies, morderstwa w afrykańskich koloniach niemieckich to nie wiadomo kto, rodzący się antysemityzm w protestanckich Prusach to katolicy z Polski. Nie muszę chyba dodawać, że większość przybywających na Lampedusę, chce do Niemiec. A Niemcy? Dalej chcą, ale tylko wykształconych specjalistów. Wszystkich innych próbują zwalić do innych, między innymi do Polski. Tylko… okazuje się, że Polska przyjęła więcej azylantów niż Niemcy. I to widać, tak jak ‘sweetheart deal’ Kanady czy Unii Europejskiej z Chinami. Wystarczy posłuchać i popatrzeć na ulice miast polskich, i nie tylko. W Polsce jest coraz bardziej kolorowo, co z każdym rokiem jest coraz bardziej widoczne. To nie pomyłka. Okazuje się, że przyjmowaliśmy tysiącami z Afryki i z Azji na wizy o pracę, na wizy azylanckie, na polskie wizy turystyczne. Ponoć były one sprzedawane przed ambasadami RP w Afryce.
Wybuchła afera wizowa, wiceminister Wawrzyk poleciał, bo ktoś polecieć musiał. Z drugiej strony, mamy podejrzenie szajki zamieszanej w polityczną opozycję w Polsce, która zajmowała się przemycaniem tych spod granicy z Białorusią. Zawsze mnie to zastanawiało, jak to jest, że większość polityków staje się bogata na swoich, w końcu wcale nie takich wysokich, pensjach? I to jest zagadka globalna, bo dotyczy nie tylko polityków polskich, ale i amerykańskich, no i także kanadyjskich. Poczekam, aż przedwyborczy kurz opadnie przy aferach przemytniczo wizowych, zanim się im dokładniej przyjrzę. To co nas w Kanadzie interesuje, to jak kreowano zapotrzebowanie na usługi konsultantów wizowo-paszportowych, którzy takie usługi sprzedawali. Wszystko za sprawą wprowadzenia systemu elektronicznego umawiania się na e-wizytę w sprawie wizy czy paszportu polskiego, przekazanego w prywatne ręce.
Otóż cały ten elektroniczny e-wizyta system został ‘outsourced’, czyli po naszemu mówiąc odsprzedany w prywatne ręce jakiejś spółki. Ta spółka  w dniu pojawiania się terminów e-wizyt (z reguły tylko na następny tydzień) zajmowała wszystkie terminy, po czym je odsprzedawała agentom biur podróży. A ci mogli żądać tyle, ile chcieli za swoje usługi. I to robili. MSZ mógł o tym nawet nie wiedzieć, bo przecież zarządzanie i kontrola e-wizytami przeszło w ręce prywatne! Ostatni mój paszport polski odnawiałam w roku 2021. I tak to było. Jedną minutę po terminie nowych wizyt już nie było miejsc na następny tydzień, chyba, że się coś zwolni. Ja człowiek genetycznie wytrwały i przyzwyczajony do pokonywania przeszkód sprawdzałam często, czy się coś nie zwolniło. Ku mojemu zdziwieniu po kilku dniach dostałam e-mail, że się zwolniło. Czyli ktoś monitorował moją nieugiętą wytrwałość, i doszedł do wniosku, że lepiej mi dać te e-wizyty dla świętego spokoju, bo może napiszę o tym w Gońcu?
Wtedy, w roku 2021 kiedy udałam się do Konsulatu RP do Toronto, przed furtką na deszczu czekało około tuzina osób po odbiór paszportu na co nie było potrzeba umówionej e-wizyty. Tylko… Wychodząc po złożeniu mojego wniosku, prawie ta sama grupa dalej czekała pod furką.
Piszę o tym szczegółowo, bo po pierwsze personel konsularny w tamtym okresie, zdawał się nie wiedzieć o problemach z umawianiem e-wizyt; a po drugie, to się poprawiło. Sprawdzałam. Terminy e-wizyt są obecnie wyświetlone na kilka tygodni do przodu. I tym to kołem wracamy do tego samego miejsca: dokąd zmierzamy?
Czyli quo vadis globalnie?
Alicja Farmus 
Toronto, 16 września, 2023