Dziennik Leszka Dacko: Armagedon

Czy Armagedon miał być w sobotę? Nie wiem, ale w moim przypadku tak wyszło.

Właśnie przeglądałem stronę firmową Apple, gdy ekran się zamroził. Pewno z powodu cen na nowe komputery – rower Bianchi nie jest wcale dużo droższy od wypasionego MacBooka – i niestety tak zostało…

Całą sobotę spędziłem na dowiadywaniu się jak przejść na tryb serwisowy. Mam też kopię zapasową danych, ale z końca października; to trzy miesiące. Moja wina.
Nie działa system operacyjny i muszę zainstalować go od nowa. Mój komputer ma tylko 128 GB na dysku i od ponad dwóch lat się z tym męczę. Od listopada umawiam się z ludźmi w Rybniku, na wymianę baterii i tegoż dysku twardego na większy, ale oni jakoś nie mogą się zmobilizować, aby dać mi wycenę. W końcu znajdę serwis niedaleko nas, ale póki co wiszę na telefonie do Mike’a; to nasz sąsiad ze Scarborough. Przez lata mieszkał sto metrów dalej, teraz przeprowadził się do Courtice, jakieś sześćdziesiąt kilometrów na wschód od Toronto.
Mike zna się na komputerach a na Macach w szczególności.
W końcu, muszę wymazać wszystkie dane, aby mieć miejsce na nowy system. To się udaje. Nie mogę jednak doliczyć się gigabitów na dysku, ale dopiero serwis odkryje, że sobotnia awaria to było uszkodzenie części tego dysku, na której znajdował się system operacyjny który, po prostu, nagle zniknął. Straty informacji pokryję wyłapywaniem różnych plików w mailach itp.
Armagedon zaczął się oczywiście jakiś miesiąc wcześniej. Przecież mieliśmy już zaplutych karłów reakcji i obcinaliśmy wspólnie z Cyrankiewiczem dłoń podniesioną na władzę ludową i jeszcze niedawno walczyliśmy z wrogami demokracji. Teraz ponoć wskaże nam co trzeba, z wysokości białego konia, pan Tusk.
Kolor konia jest chyby bardzo istotny, bo historycznie, różne barwy czy też maści zostały już zarezerwowane.
Mnie biały kolor kojarzy się z pierwszą komunią, a do tego panu Tuskowi jest teraz chyba dalej niż kiedykolwiek. Z drugiej strony, możemy mu być wdzięczni za wrodzoną łagodność, bo jak na razie, nie wpadł na pomysł, np. wypożyczenia gilotyny of francuskich specjalistów od rewolucji.
Jedno jest pewne. Okres lojalności określany przez redaktora Michalkiewicza jako „My nie ruszamy waszych, wy nie ruszacie naszych”, trzynastego grudnia odpłynął w siną dal.
Pani Basia ogląda, od lat kilku, „Wspaniałe Stulecie” i tamte przesłanie jest jasne. Trzeba wybić wszystkich pretendentów do tronu, z wyjątkiem jednego i dopiero wtedy jest spokój. Sułtan Sulejman tego chyba nie odkrył, bo np. starotestamentowy przekaz o Zimri z 1-szej Księgi Królewskiej jest podobny.
„Gdy tylko został królem i zasiadł na swym tronie, wybił cały ród Baszy, nie zostawiając mu żadnego chłopca, oraz jego krewnych i przyjaciół.” (1 Krl 16, 11)
No, ale ponoć opuściliśmy epokę barbarzyństwa.
Wystarczy jednak spojrzeć choćby na brytyjską monarchię. Królowa Elżbieta dobrze sobie radziła przez lata w dzierżeniu korony żelazną ręką, ale liczna rodzina zaowocowała nadmiarem pretendentów – następców i teraz odbija się czkawką i jest problemem i budżetowym i prawnym, nie mówiąc już o wizerunku.
Nowy rząd odgraża się, że przykładnie ukarze wszystkich winnych. Nie wiemy co ma na myśli, ale widać, że zabiera się ostro do pracy w tej materii. Poprzedni rząd tego nie z zrobił. Znaczy się, powstało szereg komisji, ale one nie rozwiązały żadnego problemu ani nie zidentyfikowały winnych, ani nie pociągnęły nikogo do odpowiedzialności.
Nie jest wiadomo, czy ten rząd ma zamiar rozwiązać jakieś istotne problemy, ale nie musi mu to przeszkodzić w pociągnięciu kogoś do odpowiedzialności.
Redaktor Michalkiewicz się chyba zdenerwował na ekologów, bo przerobił temat wpływu obrotów ciał niebieskich na klimat ziemski. I jest tych różnych orbit, odchyłek od osi sporo, i każda z nich ma wpływ na ekspozycję – chociaż jednej strony globu – na słońce. Do tego dochodzi wyraźna korelacja aktywności plam na słońcu na średnie temperatury. Wiadomo, że ta aktywność była mniejsza np. w czasie tak zwanego małego zlodowacenia w XVII wieku? To wtedy Szwedzi na napadli Polskę; wystarczyło wybrać się na piechotę. Na środku Bałtyku można się było ponoć nawet rozgościć w zajeździe.
Na dodatek, pojawia się wzmożona działalność wulkaniczna. Tu same złe wiadomości, bo Islandia już płonie wulkaniczną lawą, a prawdopodobieństwo podobnych wydarzeń wzrasta.
Wreszcie dochodzimy do dwutlenku węgla. Z tego co słychać, spece od jego zawartości twierdzą, że to nasza działalność powoduje jego wzrost. Wzrost jest udokumentowany, ale czy akurat tylko z naszego powodu i czy jedynie z tego powodu rosną temperatury to nie jest takie oczywiste, ale właśnie ta teza jest jednym z motorów napędowych kolesiów z Davos?
Poza tym, poziom czegokolwiek można zawsze porównać do koncepcji wanny; z odpływem i z dopływem. Stały poziom utrzymuje się tylko wtedy, gdy przypływ jest taki sam jak odpływ. Odpływ, to w dużej mierze, pochłanianie dwutlenku przez roślinność.  Ci sami faceci, którzy bezlitośnie wycinają dżunglę brazylijską, i czyhają na polskie lasy chcą nam wmówić, że należy zabić wszystkie krowy.
No, może prościej byłoby założyć krowom tłumiki i jeszcze można by zarobić na patencie?
I jeszcze jedno, pan Gates chyba kiepsko przerobił temat, bo jego super willa zlokalizowana jest w Medinie w stanie Washington. To ok. 21 m.n.p.m. Tymczasem, w epoce kredowej, poziom wód był wyższy od obecnego o 200 metrów! A co z całym Toronto i z resztą? Pozostaje Mount Everest i kilka okolicznych górek.
Nie mamy jednak wątpliwości, że poziom wiedzy wzrasta i to jest dobre. Poziom „Bull-shitu” wzrasta jednak także, a że nie jest łatwo odróżnić pszenicy od kąkolu, mamy problem.
Czy to też Armagedon, gdy u Ojca Mateusza, niemieckie – rzekomo – pastorki bawią się na terenie Polski w tropicielki fałszerzy obrazów i polska policja to toleruje? I to jest pokazywane w tak moralnie wrażliwym filmie jako sytuacja akceptowalna? W momencie aresztowania przestępcy, wydaje mi się, że jedna z panienek wyciąga broń. Nie ona jedna posługuje się bronią na terenie Polski i władze nie mają tu nic do gadania. No nie całkiem, swoich obywateli pozbawiają prawa do broni, jak się da. Znanych jest też co najmniej kilka innych przykładów, gdzie służby obcych państw harcują w tym kraju uzbrojone i jest to tolerowane. Trudeau zachowuje się podobnie.
Przypomina mi się okres tuż przed stanem wojennym. To co pamiętam, to nieustanną eskalację napięcia. W tamtym momencie nie wiadomo było o co chodzi. Dopiero potem zrozumiałem. Ciągłe nakręcanie napięcia, to był element przygotowawczy, bo dawał jeden z argumentów na wprowadzenie tego co było potem. Czy właśnie nie zaczyna się kolejny, polski Armagedon?
Piątek, zabawa u Pani Krysi, a ściślej mówiąc w restauracji „Stara Szwajcaria”. Tak naprawdę to bawi się gliwicki Uniwersytet Trzeciego Wieku, kilkaset osób i Pani Krysia to wszystko organizuje. Jedyny znak nie pierwszej młodości to (chyba) wcześniejsze rozpoczęcie, bo o siedemnastej i wcześniejsze zakończenie, bo o dziesiątej. Nam, spoza Gliwic i na dodatek bez samochodu, bardzo ten lekki harmonogram pasuje.
Poza tym, parkiet jest pełen przez prawie pięć godzin, z krótkimi przerwami na co-nieco. Pani Krysia pilnuje disc-jockey’a, aby – broń Boże- nie odważył się robić zbyt długich przerw.
Przed wpół do jedenastej, jesteśmy znów na dworcu kolejowym. W pociągu Intercity niespodzianka, bo bilet do Katowic kosztuje cztery złote. Konduktorka, wyjaśnia, że taka promocja jest częsta, bo na tej krótkiej trasie nikt nie chce płacić pełnej taryfy za pociąg ekspresowy.
Sobota, 4-ty lutego, św. Błażeja, idziemy na mszę, też ze względu na błogosławieństwo od chorób gardła. W biuletynie parafialnym niespodzianka. Na przyszłą niedzielę mają tu być Rycerze JPII-go! To przecież my! Nic o tym nie wiem.
Pod koniec mszy proboszcz wspomina tą wizytę i zachęca mężczyzn, do wstąpienia do rycerstwa.
Potem uzyskamy potwierdzenie, że faktycznie coś takiego jest planowane, choć termin może ulec zmianie.
Dzisiaj niedziela, rano jogging dla staruszków, jakieś dwa i pół kilometra. Pod koniec zaczyna kropić i tak już zostanie do wieczora. W końcu, wywlekamy się jednak na spacer. Już po dziesięciu minutach widać, że umysł wyzwolony spod władzy telewizora zaczyna funkcjonować samodzielnie. Pani Basia przypomina sobie, że o szóstej trzydzieści, w kinie Kosmos leci „Wandea”. Spoglądamy na zegarek. Kilka minut po szóstej, a my jesteśmy po drugiej stronie Placu Grunwaldzkiego – to 200 m. Idziemy i jeszcze są bilety.
To film o honorze. Bóg, Honor, Ojczyzna o tym właśnie mówi. W Liberté, Egalité, Fraternité, jakoś o tym zapomnieli. W filmie jest to pokazane całkiem wyraźnie. Teraz i my zmierzamy w podobnym kierunku i to z prędkością światła. Pewno to znowu jakaś moja prywatna teoria spiskowa, ale interesujące, że ten film powstał teraz. Czyżby gdzieś pojawiała się rysa na monolicie ideału republiki, czy odwrotne, jest ona (republika) tak mocna, że można przyznać się do kompletnego fiaska ideału, bo już nic nie może jej zagrozić?
W podobny ton uderza redaktor Michalkiewicz w jednym z ostatnich felietonów. W Europie strajkują rolnicy. U nas ponoć też, ale o tym to już w ogóle nic się nie mówi. Czy ten zryw to powiew świeżego powietrza i znak, że rewolucja jednak może skręcić kark, czy będzie z nim tak jak z żółtymi kamizelkami, czyli nic.
I jeszcze jedno; rewolucja na pewno cię oszuka.
Sobota 5 go, w parafii św. Antoniego w Oakville, czyli kilka tysięcy kilometrów od Katowic, uroczyste przyjęcie do Zakonu Rycerzy JPII-go tamtejszego parafianina. Mamy więc nowego Brata.
Jest też  interesująco, bo w niektórych sondażach (CBOS), popularność KO nie maleje a nawet rośnie. Z popularnością PiSu jest natomiast gorzej.
Leszek Dacko