Podczas jednej z debat w Izbie Gmin Justin Trudeau zarzucił partii konserwatywnej, że chce, cofnąć Kanadę z drogi postępu; cofnąć Kanadę w czasie. Ten symptomatyczny argument potwierdza jedynie, że w Ottawie mamy do czynienia z postępacką kliką, czyli aktywistami, którzy siłą państwowych instytucji, jakie opanowali chcą nas wprowadzić w zresetowany Nowy Wspaniały Świat bolszewii.

Tymczasem większość Kanadyjczyków najchętniej cofnęłaby się w czasie…
Może nawet do lat 70., ale 80. też nie były złe. Pamiętam, że wkrótce po przyjeździe zarabiałem nieco powyżej płacy minimalnej czyli 7 z groszami na godzinę ale zakupy jedzeniowe na dwie osoby kosztowały w NoFrills 20 dol. na tydzień. Z moich zarobków mogłem też coś odłożyć. Owszem oprocentowanie pożyczek na samochody czy domy było horrendalne, ale jak człowiek trochę zaoszczędził to dał duży zadatek, a dom, kosztował około 180 tys. dol.

Życie było prostsze i łatwiejsze, mniej przepisów, zezwoleń i licencji, dorobić na boku można było na każdym kroku, a robotnicy fabryczni mieli domy letniskowe nad jeziorem i super benefity. Generalnie wystarczyło po prostu pracować, żeby całkiem nieźle żyć. Dzisiaj jest to trudne nawet po studiach. Jednocześnie w przeciwieństwie do tamtych czasów, państwo kanadyjskie dzisiaj troszczy się o nas od rana do nocy, zresztą nie tylko o nas, bo przecież rzuca miliardami na lewo i na prawo na bolączki całego świata.
Właśnie w poniedziałek premier Trudeau uznał, że dzieci chodzą głodne i kosztem miliarda dolarów będzie nam je dokarmiał w szkołach, niczym misjonarze w Afryce.
Oczywiście najpierw nam te pieniądze podprowadzi, no bo przecież z pustego to i Salomon nie naleje…

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Tak więc w ciągu kilkudziesięciu lat z kraju liberalnej socjaldemokracji przedzierzgnęliśmy się w kraj socjalizmu (cyrku) w budowie. Oczywiście z powodu konieczności zapewnienia nam bezpieczeństwa w obliczu pandemicznej tudzież klimatycznej katastrofy. Bez silnej ręki rządu z powodu naszej głupoty i chciwości wywrócilibyśmy planetę do góry kolami. Jest to „walka” „ogólnoświatowa”, od której nie ma odwrotu, a globalna klika buńczucznie zapewnia, (jak John Kerry) że przyszłe rządy i tak będą musiały ją prowadzić, słowem możecie sobie wybrać kogo chcecie, ale rewolucji nic nie zatrzyma… I właśnie dlatego dzisiaj większość Kanadyjczyków niecierpliwie czeka, kiedy wreszcie będzie tak jak przedtem.
Andrzej Kumor