Wimbledon. Stolica czy nawet świątynia światowego tenisa.
Najstarszy turniej tenisowy w historii – zapoczątkowany został w 1877 roku.148 klat temu. Szmat czasu.
Każdy tenisista i każda tenisistka marzą o jego wygraniu.
Polacy, jak dotąd uczestniczyli w tym turnieju wielokrotnie. Dwukrotnie kobiety: Jadwiga Jędrzejowska i Agnieszka Radwańska dotarły do finału.
A w tym roku?
Iga pokonała w półfinale mistrzynię olimpijska, Szwajcarkę Belindę Bencic i jako trzecia Polka w historii zameldowała się w finale.
Pierwszą była Jadwiga Jędrzejowska.
W latach przedwojennych nie było na nią w Polsce mocnych. Całkowicie zdominowała krajowe rozgrywki, regularnie wygrywając mistrzostwa Polski zarówno w singlu, deblu, jak i mikście.
I co tu dużo mówić – z każdym kolejnym zwycięstwem ambicje rosły, a krakowianka coraz odważniej spoglądała w kierunku zagranicznych turniejów.
I ruszyła na podbój Europy.
Pierwszy znaczący międzynarodowy sukces odniosła w 1936 r., docierając do półfinału Wimbledonu.
Rok później poszła o krok dalej. Awansowała do finału na kortach All England Lawn Tennis Club, zostając tym samym pierwszą Polką, która tego dokonała.
Niestety, mimo prowadzenia 4:1 i 30:15 w decydującym secie, uległa faworyzowanej Brytyjce Dorothy Round 2:6, 6:2, 5:7, tracąc szansę na historyczne zwycięstwo.
Kolejną polska finalistka była również krakowianka – Agnieszka Radwańska.
Agnieszka miała zdecydowanie inny życiorys, bo, w końcu jej kariera zaczęła się tak na poważnie zaledwie 20 lat temu.
Po wygraniu juniorskiego Wimbledonu 2005 została doceniona przez organizatorów, którzy przyznali jej „dziką kartę” do turnieju głównego Wimbledon 2006.
Agnieszka była obeznana z wielkimi arenami i sławą już jako juniorka.
Dodam tu, że w 2006 roku wygrała, bez straty seta, French Open juniorek, odnosząc drugie wielkoszlemowe zwycięstwo w karierze w juniorskiej kategorii wiekowej.
Po tym sukcesie została jako pierwsza Polka w historii, liderką rankingu ITF Juniors w kategorii do 18 lat.
Do seniorskiego finału w Londynie dotarła w 2012 roku i trafiła na największą gwiazdę tenisa, Amerykankę Serenę Williams.
Serena była wtedy nie do pokonania i Agnieszka wywiozła z Wimbledonu ta mniejszą platerę.
I teraz – czas na Igę Świątek.
Takiej zawodniczka Polska nigdy nie miała. Już przed sobota była właścicielka 5 tytułów wielkoszlemowych. Czterech Z Paryża i jednego z Nowego Jorku.
Od lat prasa i inny wbijali jej do głowy, że na trawie to ona nie da rady, bo to i tamto.
A przecież już raz wygrała Wimbledon jako juniorka. I też na tej samej trawie.
Nowy trener, Wim Fissette, od samego początku publicznie wspominał, że Iga jest tak wielkim talentem, że wygra wszystko i wszędzie, łącznie z wimbledońską trawą.
Z zakulisowych informacji wynika, że Iga nie do końca mu ufała.
Dopiero w ciągu ostatnich kilku tygodni mu uwierzyła i zaczęła trenować tak, jak on to widział.
Dodam przy tym, że Iga należy do tych najbardziej upartych tenisistek na świecie.
Już przed turniejem pokazała lwi pazur na trawie w Niemczech, ale sama wimbledońska przygoda przeszła najśmielsze oczekiwania tak nasze jak i jej.
Z meczu ba mecz grała coraz lepiej, a ostatnie dwa – to był po prostu koncert tenisa.
Trener na tym nie kończy.
Zapytany o szanse Igi na wygranie Australian Open powiedział:
„Dlaczego nie? Zagrała tam świetnie już w tym roku, dotarła do półfinału. Madison Keys zagrała wtedy niesamowity mecz — to było już duże osiągnięcie. Więc to zdecydowanie powinien być jej cel — wygrać tam. Jestem przekonany, że może to zrobić. Wygranie Szlema nigdy nie jest łatwe, ale znowu: trzeba się skupić na rozwoju jako zawodniczka”.
Have a Great Day!
Bogdan






























































