Pamiętacie? Stoi na stacji lokomotywa, ciężka, ogromna i pot z niej spływa.

Wiersz Juliana Tuwima. Sam Julian Tuwim pochodził z Warszawy, gdzie urodził się w mieszczańskiej rodzinie asymilowanych Żydów. I tu ciekawostka, bo ta sama strona Wiki w języku angielskim, podaje, że jego nazwisko w języku hebrajskim ‘tovim’ znaczy tyle co dobro.

A polska strona Wiki tego nie podaje. Drobny szczegół, ale dlaczego ta różnica? Piszę o tym, żeby pewna pani mnie nie zaczepiła znowu, że jakie to ma znaczenie? Tak jak zaczepiła mnie jak kiedyś napisałam, że reżyser Aleksander Ford, urodził się jako Mosze Lifszyc, strofując mnie po co o tym pisać? A dlaczegóż by nie, jeśli to prawda? A co w tym jest do ukrywania?  No więc w ostatnich dniach wszyscy zamieniliśmy się w ciężkie i sapiące lokomotywy, z powodu niezwykłego upału. A upały w Toronto, są bardziej dokuczliwe niż gdzie indziej, ze względu na bardzo dużą wilgotność powietrza. Podczas pierwszego lata spędzonego w Toronto, miałam wrażenie, że mnie oklejają mokre szmaty, których nie mogę zedrzeć. A to było na tyle dawno, że klimatyzator w oknie był świadectwem należenia do wyższej niż nowo przybyli klasy. Ci którzy mieli klimatyzator w oknie, w niedługim czasie kupowali domek.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Co prawda już po kilku latach moja znajoma wzięła z wystawki całkiem dobry klimatyzator okienny, ale widać miała szczęście, albo lepiej szukała niż inni. A może tylko tak gadała, żeby innych mniej sprytnych pogrążyć? A co to jest ta wystawka – zapytacie? Ja też zadałam to pytanie. Otóż wystawka to jest to co ludzie wystawiają na chodnik, w noc przed śmieciarką. Czyli to nie jest jakaś wystawa klimatyzatorów, ale wystawka przed dom rzeczy zbędnych.


Potem dowiedziałam się, że niektórzy się nieźle urządzili z takich wystawek, a inni nieźle dorobili na takich wystawkach. Nieźle? To znaczy jak? Na pewno nie sześciofigurowych dochodów.

Na ale wracamy, do rekordowych temperatur, które na nas lały się z bezlitosnego nieba. Ale było gorąco! A teraz coś do śmiechu, bo wyczytałam, że pomimo tego, że w piątek, 19 lipca odczuwało się temperaturę w górnej granicy 40 stopni Celsjusza, to i tak nie pobiliśmy żadnych rekordów, bo 14-go lipca 1995 na lotnisku Pearson było 50.3 stopnie, a historycznie najwyższą temperaturę 19 lipca zanotowano w 1946 roku – 35.6 (ale to bez indeksu wilgotności).

I jak to przeczytałam to mnie to rozśmieszyło. No bo jak to? Jeśli nie bijemy rekordów, to nie jest gorąco? A jest jak diabli. I jeśli nie bijemy rekordów w taki upał, to co z ocieplaniem klimatu? Ach prawda, mówią, że lipiec jest na drodze do najgorętszego lipca w historii. Ale na razie jest tylko na drodze, więc poczekamy, zobaczymy. No ociepla, się ociepla, ale nie przez te głupie słomki plastikowe. Jak były okresy zimowe, to przecież nie przez brak słomek. Bardzo mi się spodobała wypowiedz Trumpa, że US ma większe problemy niż papierowe słomki (mają zastąpić plastykowe, a przy okazji, ktoś na tym zbije kasę). W Toronto, i w południowym Ontario, ogłoszono alarm gorąca (heat wave) i zalecano różne mądre rzeczy, na przykład: unikanie wysiłku fizycznego, nie wystawianie się do słońca, pić dużo wody, i chłodzenie (jeśli się nie ma klimatyzatora w domu), to na przykład w bibliotece, w biurowcu, bądź galerii handlowej. No niby wszyscy wiedzą, ale dalej widziałam w High Parku tych co biegali sobie nie tylko truchtem, i tych co się na słoneczku wylegiwali. Chciałam im coś powiedzieć, ale tylko pod nosem burknęłam ‘szaleńcy’, albo coś takiego podobnego po polsku. No cóż, wolno im. I wolno mi pod nosem burczeć co chcę –  żeby tylko nie usłyszeli, i nie zrozumieli. A wkrótce przestaniemy sapać jak spocone lokomotywy z gorąca, i ani się obejrzymy, jak będziemy sapać z zimna. A na razie, mam nadzieję, że najgorsze upały już za nami. Uff!

Michalinka