A właściwie to nie Meksyk, tylko nasza Pani z Guadalupe w Meksyku, stolicy Meksyku. Co jakiś czas, jak już nie mogę sobie dać rady uciekam się do pielgrzymki.

Pocieszycielko grzesznych i utrapionych.  Tym razem udałam się do Naszej Pani z Guadalupe do Meksyku. Jest to najczęściej odwiedzane miejsce kultu maryjnego w Amerykach, na równi z Lourdes, Fatimą i Ziemią Świętą.

Ale to nie o liczby przecież chodzi. Pojechałam aby się odnowić, i w wierze, i w samej sobie. Prawdy wiary muszą być powtarzane – po to jest rok liturgiczny, aby zgodnie z jego cyklem odnawiać naszą wiarę. Ale i my potrzebujemy duchowego odświeżenia, aby dojść do istotnych prawd o sobie. Kto wszystko o sobie wie, to tak jakby nie wiedział nic.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Pani z Guadalupe to obraz Matki Boskiej, który pojawił się na agawowym płaszczu prostego Azteka Juana Diego. Jest wystawiony do publicznej adoracji w Nowej Bazylice. Sam obraz kryje wiele tajemnic – podobnie jak i całun turyński. Jest to nie namalowany (brak śladów farby i pędzla) nieulegający zmianom czasu wizerunek Maryi Dziewicy.

Nazywany Morenita przez Meksykanów. Wizerunek Matki Boskiej łączy cechy azteckie z hiszpańskimi. Wizerunek na płaszczu z agawy (nazywanym tilmą) pojawił się wraz z różami, które w tamtym suchym klimacie pełnym agaw nie rosły. Sama bazylika jest wypełniona po brzegi kwiatami składanymi w ofierze Matce Boskiej. Niesamowity zapach kwiatów unosi się w całej olbrzymiej przecież (na 10 tys. osób) bazylice.

Na placu przed bazyliką zbierają się nieustające pielgrzymki Meksykanów. Z różnych stanów Meksyku, w ludowych strojach, jak i z całego świata. Pielgrzymi z daleka często nocują na placu. Ale są też widoczne inne pielgrzymki, na przykład motocyklistów, rowerzystów, czy kierowców ciężarówek.

Pielgrzymka była organizowana przez grupę działającą przy kościele św. Maksymiliana Kolbe w Mississauga, Lataj z Maryją (Fly with Mary), z opiekunem duchowym.

Tak, dostarczyła całej grupie pielgrzymowiczów niesamowitych wrażeń i tych duchowych, bo po to przecież tam się wybraliśmy, ale i też tych krajoznawczych. Żadne resorty pod tym względem się nie umywają.

Podczas nawiedzania wielu kościołów byliśmy w niezwykłych zakątkach Meksyku, poznając historię i pomieszane kultury tego kraju. A Meksyk jest jak nakładająca się na siebie warstwami piramida.

Czasy Azteków nakładają się na czasy odkrycia. Konkwistador hiszpański Hernán Cortés dopłynął do wybrzeży Meksyku w 1519 roku.

Po upadku Azteków zaczął się rozwój Meksyku jako narodu i państwa. Widoczne są więc na każdym kroku wpływy azteckie, hiszpańskie, rewolucji i wojen z 1810, i z 1910, cristiady (krwawej walki komunistów i masonów z kościołem), i czasy obecne.

Nocowaliśmy w domu pielgrzyma prowadzonego przez siostry benedyktynki. Do bazyliki mieliśmy 5 minut pieszo – trudno o lepsze położenie.

W domu pielgrzymkowym przeoryszą była Maria, z tego samego plemienia co Juan Diego, na którego płaszczu pojawił się wizerunek Matki Boskiej. Maria znała nieco angielski, ja nieco hiszpański – było trudno, ale jakoś się dogadywałyśmy. A może tylko nam się tak zdawało? O jej życiu, o moim. Na następny raz, będę lepiej przygotowana, już zaczęłam regularne kursy hiszpańskiego.

Historia Meksyku jest niezwykle fascynująca. Jak zwykle znaleźliśmy sporo akcentów polskich. Jan Paweł 2-gi jest w Meksyku nazywany Meksykaniniem urodzonym w Polsce. Jego wizerunki można znaleźć we wielu miejscach. Między innymi na placu przed Bazyliką jest jego odlany z brązu olbrzymi pomnik. Jest to miejsce spotkań wielu polskich pielgrzymek.

Nasza polska przewodniczka, mieszkająca od kilkunastu lat w Meksyku, była sudentką iberystyki na Uniwersytecie we Wrocławiu zmarłego niedawno w Mississauga profesora Floriana Śmieji.

Jutro Meksyk, to tytuł polskiego filmu nakręconego przed olimpiadą w Meksyku w 1968. Film powstał w 1966, a w roli głównej grał Zbigniew Cybulski (zginął tragicznie w 1967). Warto przypomnieć sobie, ten film ukazujący życie w Polsce w tamtych latach.

Tytuł mojego dzisiejszego felietonu jest jednak odniesieniem do pielgrzymki jaką odbyłam do Pani z Guadalupe z Meksyku.

I do planu powrotu do niej. Lubię wracać i deptać swoje śladu. Próbując odpowiedzieć sobie jak bardzo mnie zmieniła poprzednia pielgrzymka.

Pielgrzymka dla mnie to nie tylko zbliżenie do Boga (metanoja), ale i kolejne odkrywanie prawdy o sobie. Więc na pewno powrócę. Jestem pielgrzymem powracającym. Po hiszpańsku pielgrzym to peregrino, a peregrino to sokół wędrowny (peregrino peregrinus). Więc jak ten sokół przysiądę w swoim gnieździe i odpocznę, ale jak tylko nadarzy się okazja to poszybuję do miejsca już znanego. Najlepiej miejsca, które uzdrawia.  Ponieważ byłam na pielgrzymce, nie tylko odkrywałam ponownie prawdy wiary pod duchowym przewodnictwem opiekuna pielgrzymki, ale modliłam się nie tylko w moich i mojej rodziny intencjach.

Z natury jestem dość sceptyczna, i dotarłam do kilku źródeł głoszących, że cudowne odbicie na płaszczu Indianina Juan Diego Matki Boskiej z Guadapupe to podstawka sprytnych zakonników franciszkanów. Oczywiście przede wszystkim przeczytałam wiele o samym cudownym wizerunku, sprawiającym cuda. Modliłam się także w intencji osoby z rodziny, która o tym nie wiedziała. Ku mojemu zaskoczeniu, po moim powrocie okazało się, że od kilku  dni jej choroba się cofnęła.

Tak jakby Matka Boska z Guadalupe chciała mnie przekonać. I przekonała jeszcze raz.

Alicja Farmus