Rozmawiamy z Januszem Niemczykiem poszkodowanym w rezultacie zajścia, do jakiego doszło w kościele św. Stanisława Kostki w Toronto, gdzie po Mszy św. miała miejsce próba kradzieży pieniędzy z tacy. Przekonanie sprawców takich i podobnych przestępstw o bezkarności prowadzi do eskalacji przestępczości. Dzisiaj, podobnie jak synagogi, kościoły katolickie wymagają szczególnej ochrony, także ze strony policji.

***

Brońmy naszych kościołów

Przed polskim kościołem Świętego Stanisława Kostki w Toronto miał miejsce incydent z udziałem naszego redakcyjnego kolegi  Janusza Niemczyka który został poturbowane przez osobę, która usiłowała ukraść pieniądze z  trzymanej przy wyjściu tacy…

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Paweł Dubicki: Jak tutaj powybijali witraże, to policja powiedziała tylko, macie ubezpieczenie…

GONIEC: – Dzisiaj podobno naszego kolegę tutaj pobił…

– Nie pobił, tylko pieniądze chciał ukraść, ale nie zabrał bo akurat drugi był i od razu na niego się rzucił.

        – Jak to się skończyło, uciekł?

–  Uciekł, nawet czapkę zgubił

        – To pierwszy raz taki przypadek?        

– Tutaj się dzieją takie rzeczy, bo to teraz dziadostwo się zrobiło i to im wszystko wolno; zdemolowali dwa witraże, poniszczyli  napisy i nic. Ale, gdyby to był meczet, albo bożnica to od razu Trudeau szaty, by rozrywał.

        – A tutaj jesteśmy sami i ten kościół zaczynają nam niszczyć…

– Tak niszczyć, nie wiem czy pan widział w Nantes…

        – Właśnie chodzi o to, żeby to nie przyszło tutaj.

– Jak wolno to dlaczego nie ma przyjść? Nie wiem czy pan widział że ktoś napisał na koszulce All Lives Matter – musiał zdjąć.

Ja jestem od 51. roku tutaj parafianinem w tej parafii, myśmy tutaj mieli ślub, nasze dzieci były tutaj chrzczone, tu do polskiej szkoły chodziły.

        – Jeszcze Pan mieszka tutaj w okolicy?

– Już nie, ja już mieszkam w domu seniora, u Kopernika.

        – To jest jeszcze w miarę blisko przyjechać?       

– Tak i ja jeszcze jeżdżę samochodem mimo mojego wieku.

        – Ile lat Pan ma?

– 89

        – No to gratulacje.        

– Ale to jest u mnie kresowa krew, która przeszła Stalina, Hitlera i żyje i i Trudeau też przeżyję!

•••

– Miejmy nadzieję że tego rodzaju przypadki nie będą częste, ale też uczulmy wszystkich, żeby w przypadku, gdy widzimy kogoś obcego, kogoś kto dziwnie się zachowującego w pobliżu naszych polskich kościołów, w pobliżu naszych polskich budynków tutaj, to żeby natychmiast reagować,  natychmiast o tym donosić organizatorom, księżom, po prostu żeby zdawać sobie sprawę, że sytuacja nie jest już taka, jak kiedyś była.

Problem narasta dlatego że policja przede wszystkim toleruje takie zjawiska, I może właśnie to jest ten efekt uboczny tego jak policja jest traktowana w momencie kiedy reaguje w stosunku do ludzi, którzy są nie biali; to znaczy, że policja boi się reagować, żeby nie być oskarżonym o rasizm i to daje przyzwolenie z kolei tym ludziom,  żeby w ten sposób bezczelnie kraść, bo myślą że i tak im się nic za to nie stanie.

Chodzi więc o to, żebyśmy wszyscy zdawali sobie sprawę z tego że sytuacja nie jest taka, jak była i że trzeba te wszystkie rzeczy raportować, zgłaszać, że my musimy policji mówić że jej potrzebujemy w takich właśnie wypadkach.

A oto spisana relacja Janusza Niemczyka:

Od kiedy w niedalekiej odległości od kościoła św. Stanisława w Toronto umieszczony został punkt dożywiania bezdomnych w naszym kościele co jakiś czas mają miejsce przykre wydarzenia. I tak niedawno po raz któryś już z rzędu zostały rozbite frontowe witraże przy drzwiach wejściowych.

Jak zwykle, 19 lipca, 2020 roku, byłem w naszym kościele na pierwszej Mszy świętej. Ze względu na ograniczenia dotyczące liczby osób, które mogą przebywać w kościele podczas Mszy zająłem miejsce na tak zwanym chórze. Mszę odprawiał ksiądz Adam Filas.

Ksiądz Filas mówi, że święci nie rodzą się od razu. Zajmuje im często całe życie żeby stać się świętymi. Cała nasza droga życiowa jest drogą cierpliwości….

Ze względu na długą listę ogłoszeń ksiądz Filas prosi wiernych o zaznajomienie się z nimi poprzez przeczytanie ich w gablocie lub biuletynie.

Następuje przyjęcie Bożego Błogosławieństwa. Schodzę po schodach. Mam w ręku przygotowaną kopertę z ofiarą, którą chcę złożyć na tacę. Tacę trzyma przy drzwiach wejściowych mój znajomy pan G..

W momencie gdy wrzucam kopertę naprzeciw mnie w drzwi do kościoła wchodzi Murzyn. Jest szczupły i nieco niższy ode mnie. Wygląda na 30-35 lat. Ma długie kręcone, umyte włosy, ma na sobie lekką wiatrówkę, nie ma maseczki, nie wygląda na bezdomnego. Ma taki lekki uśmiech na swojej twarzy. Wydaje mi się, że się do mnie uśmiecha. Przez głowę przebiega mi myśl, że to ktoś kto idzie na następną mszę. Wyciąga rękę do sanitazera, który jest zaraz, obok nad koszykiem na ofiary. Koszyk trzyma w ręce mój znajomy pan G.. Mój znajomy ma obie ręce zajęte koszykiem. Ręka Murzyna omija kranik sanitazera i w jednej chwili ląduje w koszyczku. Zgarnia zgromadzone tam koperty i pieniądze.

W tym momencie ja, który jestem obok, łapię go za poły kurtki i próbuję przytrzymać i przycisnąć do framugi drzwi kościoła. Oceniam  że ponieważ jest mniejszy to z łatwością mi się to uda zrobić, no i że ktoś zadzwoni po policję i że złapiemy złodzieja. Jednak on wypuszcza pieniądze. I co mnie zaskoczyło, i z czego zdałem sobie sprawę dopiero później, natychmiast robi krok do tyłu i wyciąga mnie z kościoła na zewnątrz. Ja cały czas trzymam go za klapy wiatrówki. Probuję przytrzymać go poprzez przyciśnięcie go do barierki przy schodach. Wówczas on przeciska się w szczelinę między barierką a ścianą kościoła i dalej robi krok w tył. Tracimy równowagę.

On leci po schodkach do tyłu, a ja za nim. W tej chwili puszczam jego kurtkę, potrzebuję mieć wolne ręce. On upada na chodnik jakiś metr, półtora przede mną, a ja zaraz koło schodów kościoła. Uderzam czołem w chodnik. Wstaję jak najszybciej mogę, żeby skoczyć na niego, póki on jest na ziemi i żeby go złapać. Ale on wstaje bardzo szybko, odskakuje jakieś 5 metrów i staje między dwoma przechodniami na środku ulicy. Biegnę do niego. On odwraca się i ucieka po ulicy. Biegnę za nim 20 może 30 metrów, ale nie mam szans. Kiedy robię jeden krok, on robi dwa kroki. On widząc, że przystaję, też staje. Jestem od niego o 3 metry. Mówię do niego: I will call police!. A on na to: So, call the police.

Znowu biegnę za nim, robię znowu parę kroków, ale nie mam szans na to żeby go dogonić. On odbiega na drugą stronę parkingu i idzie po wschodniej stronie po chodniku od strony budynku sióstr zakonnych. Wówczas chyba mnie jeszcze nie widzi. Ja idę do mojego samochodu, który jest w kierunku gdzie złodziej uciekał, po północno-wschodniej stronie. W samochodzie   zostawiłem telefon komórkowy. W czasie kiedy idę, widzę że złodziej schował się za zaparkowanym osobowym samochodem zaraz przy zakonnym domu sióstr. Myślę sobie że może uda mi się go zaskoczyć i jakoś go złapać. Rezygnuję z zatrzymania się przy moim samochodzie i idę w kierunku samochodu za którym schował się złodziej. Ale on chyba już w tym czasie obserwował mnie poprzez szyby samochodu, bo wychodzi  i widząc że idę w jego kierunku krzyczy, jakby przedrzeźniając mnie: Call police!

Wprowadza mnie to we wściekłość, że nie mogę nic zrobić. Wówczas jestem już jakieś 10 metrów od niego po drugiej stronie ulicy, składam ręce w trąbkę i dwa razy krzyczę z całych sił: Police! Police!

Ludzie którzy byli na chodniku gdzie był złodziej zamierają w bezruchu. On natomiast schyla się i biegnie w alejkę z tyłu budynków po północnej stronie Queen Street. Oceniam że nie mam szans go dogonić. Idę do mojego samochodu z myślą żeby wziąć telefon i zadzwonić na policję. W tym czasie czuję że puchnie mi łuk brwiowy, widzę krew na dłoniach. Rezygnuję z zadzwonienia na policję. Po złodzieju nie ma już śladu. Trzeba się opatrzyć. Wsiadam do samochodu i odjeżdżam z parkingu. Później, około czwartej po południu, już w domu próbuję jeść i widzę że nie mogę gryźć, widocznie kiedy uderzyłem głową o chodnik przegryzłem sobie również język.

W domu analizuje sytuację i moje błędy. Miałem do czynienia z doświadczonym złodziejem, który był młodszy ode mnie o 30 lat. Zamiast próbować go przytrzymywać za klapy kurtki, to należało podciąć mu nogi i powalić natychmiast na ziemię i później go przyciskać. Ewentualnie należało go uderzyć pięścią w głowę. Być może to by go ogłuszyło, lub przestraszyło. Moje humanitarne podejście do tego człowieka z zamiarem przytrzymania za klapy wiatrówki, ta moja próba zatrzymania tego doświadczonego złodzieja, była błędem. Źle oceniłem sytuację i złodziej uciekł. I co mnie najbardziej denerwuje, że się ze mnie jeszcze naigrawał. No ale może ten jeden złodziej do naszego kościoła już nie wróci.

Z drugiej strony w związku z panującą pandemią koronowirusa i nakazem przestrzegania przepisów dotyczących zbierania tacy, sterylizacji rąk, itd. pojawiły się nowe zagrożenia. Złodziej, udając wiernego wpada do kościoła pod pretekstem wyjałowienia sobie rąk, a potem tymi sterylnymi rękami kradnie/zabiera pieniądze z tacy….

Janusz Niemczyk

                Toronto, 21 lipca 2020