Covid-19 w ogromnym stopniu uniemożliwia nam robienie rzeczy, które normalnie robiliśmy na co dzień wypełniając mijające dni. Teraz te dni płyną dla wielu z nas znacznie wolniej skłaniając do poszukiwań alternatywnej rozrywki. Chciałbym dzisiaj zaproponować jedną z nich. Być może nie najoryginalniejszą, z pewnością nie najnowszą. W tym wszakże tkwi jej siła i atrakcyjność, z której nie wszyscy i nie do końca zdają sobie sprawę. Otóż od kiedy zostałem pasjonatem kina, zwłaszcza kina polskiego boli mnie to, że rodacy na emigracji tak mało o nim wiedzą. Sprawdziłem to wielokrotnie w rozmowach ze znajomymi, którzy – mimo, że oczytani i doskonale wyedukowani – pojęcia nie mają o Wajdzie, Munku, Hasie czy Kawalerowiczu i o ich filmach, zwłaszcza tych wcześniejszych.

Będąc mimo woli dzieckiem PRL-u pamiętam taki program „W starym kinie” emitowany niegdyś w telewizji (ja co prawda przestałem go oglądać w 1979 roku, ale de facto, trwając nieprzerwanie pomiędzy 1967-1999, był to najdłużej nadawany program filmowy w historii polskiej telewizji). Prowadził go redaktor Stanisław Janicki, który z dużym znawstwem i ogromną wiedzą opowiadał o najlepszych filmach w przedwojennej Polsce ilustrując swój wykład obszernymi fragmentami tychże filmów. Stąd właśnie wziął się mój pomysł przybliżenia Państwu może nie aż tak odległego okresu w historii rodzimego kina, ale za to okresu, którego polska kinematografia nie powinna się wstydzić. Mimo cenzury i socjalistycznego zamordyzmu powstawały wspaniałe obrazy, w których twórcy w umiejętny sposób przemycali coś, co pozwalało nam na odrobinę normalności, powiew optymizmu.
I właśnie o niektórych tych filmach chciałbym Państwu opowiedzieć, zachęcić do ich obejrzenia, bo przecież dzięki wszechobecnemu Internetowi są dzisiaj tak blisko nas. Najpewniejszym i zarazem najłatwiejszym źródłem jest tutaj You Tube. Wystarczy mieć komputer oraz stosowny link (postaram się go zawsze na końcu podać) by zaprosić siebie i swoich najbliższych do prawdziwej uczty filmowej. Jakość filmów jest nie najgorsza (najczęściej są już po odpowiedniej obróbce cyfrowej), bardzo często mają angielskie napisy (co ułatwi oglądanie także tym, którzy mają kłopoty z językiem polskim), no a tym z nieco rozleglejszą wiedzą komputerową proponuję połączyć swój laptop przy pomocy kabla HDMI z telewizorem, co stworzy iluzję (prawie) normalnego kina.

Proponuję rozpocząć ten cykl filmem Jerzego Kawalerowicza z 1959 roku „Pociąg” (w angielskiej wersji „Night Train”). Nie jest to być może najbardziej znany film Kawalerowicza (zmarł w 2007 roku), bo przecież miał on w swoim dorobku tak popularne filmy jak „Faraon”, „Śmierć prezydenta”, czy „Quo vadis”, ale z pewnością należał do najwybitniejszych.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Koncept był bardzo prosty i pozornie mało atrakcyjny: wszystko ma się dziać w pociągu pędzącym nocą gdzieś z południowej Polski nad samo morze. Ci, którzy pamiętają nasz kraj z tamtych lat doskonale wiedzą jak wyglądały takie pociągi, zwłaszcza wakacyjną porą i szczególnie zmierzające w stronę Bałtyku….. Tak jest też i tutaj: przepełniony pociąg z masą ludzi, którzy mogą jedynie pomarzyć o siedzącym miejscu w przedziale, nie mówiąc o tzw. „kuszetce” czyli łóżku do spania. Przekrój społeczny pasażerów także bardzo zróżnicowany: od babci z koszyczkiem, poprzez rozbawioną młodzież, prawnika, lekarza, księdza, żołnierzy, mniej lub bardziej spragnione uczyć kobiety, aż po…. mordercę. Ten pociąg jest jakąś alegorią życia, też zmierzającego do bliżej nieznanego miejsca i także pełnego niespodzianek.

Najistotniejsze w filmie są wydarzenia w jednym z przedziałów sypialnych, w którym jadą Marta (Lucyna Winnicka, prywatnie żona Kawalerowicza) i Jerzy (Leon Niemczyk). Pomimo ograniczonej przestrzeni oraz dość statycznej akcji widz nie może narzekać na nudę. „Pociąg” ma wszelkie znamiona trillera w najlepszym wydaniu. Spora w tym zasługa jeszcze innego aktora, dziś już legendarnego Zbigniewa Cybulskiego, którego, o ironio, wielokrotnie w tym filmie ostrzega konduktor przed zbyt ryzykanckim wsiadaniem i wysiadaniem z pociągu; aktor zginie pod jego kołami 8 lat później. Muszę również wspomnieć o muzycznej oprawie filmu, której autorem jest Andrzej Trzaskowski (ojciec niedawnego kandydata na prezydenta, Rafała) przy współudziale Wandy Warskiej.

„Pociąg” paradoksalnie wzbudził więcej zachwytów na Zachodzie i w Stanach Zjednoczonych niż u nas w kraju, a Martin Scorsese uważał go za absolutne arcydzieło polskiej kinematografii. Czy rzeczywiście nim był? Możecie to Państwo ocenić sami łącząc się z następującym linkiem:

Janusz Pietrus