Jakże mało jest dzisiaj filmów, które w prosty, lekki sposób absorbują naszą uwagę bez przelewania hektolitrów ekranowej krwi, oszałamiających efektów komputerowych czy niewiarygodnych popisów kaskaderów. Oczywiście w czasach kiedy Janusz Morgenstern kręcił swój film, ściślej w 1962 roku, te wszystkie rzeczy były dopiero w powijakach, zwłaszcza w polskim kinie, ale też w fabule „Jutro premiery” zupełnie nie było dla nich miejsca. I to właśnie jest chyba największą atrakcją filmu Morgensterna.

Jego scenariusz powstał w oparciu o opowiadanie Jerzego Jurandota „Trzeci dzwonek”. Jurandot to legenda polskiej satyry, poezji i teatru. To spod jego pióra wyszły piosenki, które jeszcze przed wojną śpiewały największe gwiazdy polskiej estrady (Chór Dana, Sempoliński, Żabczyński, Olsza). Nieobce były mu także film (był autorem dialogów m.in. do filmów „Ada! To nie wypada”, „Pani minister tańczy”) i kabaret (stworzył i przez kilka lat prowadził Teatr Satyryczny „Syrena”).

Jurandot jak mało kto znał realia teatru i postanowił uchylić rąbka zakulisowych intryg, podchodów o których widz nie ma najczęściej najmniejszego pojęcia. Być może powinienem napisać „nie miał” ponieważ dzisiaj, w dobie paparazzis, magazynów tudzież programów plotkarskich łatwiej jest o dostęp do skrzętnie skrywanych sekretów.
No, ale 60 temu tak nie było i dopiero Jurandot w „Trzecim dzwonku” w prześmiewczy sposób odkrył tajemnice teatralnej muzy. Trzeci dzwonek oznacza w teatrze ostatnie wezwanie dla aktorów by pojawili się na scenie. Po nim już trzeba grać lub improwizować jeśli zapomniało się tekstu. Podczas kręcenia filmu jest trochę inaczej, bo scenę zawsze można powtórzyć, zmienić, wyciąć lub dodać. Janusz Morgenstern zrobił to pewnie w swoim filmie wiele razy i zrobił to na tyle dobrze, że tak naprawdę widz ma wrażenie, że ogląda spektakl teatralny, a nie że siedzi w kinie.

Teatr w kinie byłby wszakże nudnym widowiskiem i na szczęście Morgenstern zręcznie tego unika. To zbyt utalentowany reżyser by stworzyć byle jaki film. W końcu ma on na swoim koncie tak znane i cenione obrazy jak „Do widzenia do jutra”, „Jowita”, „Trzeba zabić tę miłość”, „Potem nastąpi cisza”, a także szereg telewizyjnych sukcesów (seriale „Kolumbowie”, „Polskie drogi”, czy „Żółty szalik” ). Nic więc dziwnego, że w jego filmach zawsze grali znakomici aktorzy, a napisane dla nich role były okazją do aktorskich popisów. „Jutro premiera” nie odbiega od tego standardu. Gustaw Holoubek, Edward Dziewoński, Tadeusz Janczar, Wieńczysław Gliński, Aleksander Bardini, Ignacy Machowski to przecież wspaniali aktorzy, których (niestety już odeszli) nigdy nie zapomnimy.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Równie ciekawe są także role kobiece w które wcielily się przedwojenna gwiazda Irena Malkiewicz, Barbara Kraftówna i polska „seksbomba” Kalina Jędrusik dla której – według krytyków – była to kreacja życia.

„Jutro premiera” nie jest filmem tzw. suspensu, a zatem nawet jeśli z grubsza zdradzę toczącą się tu intrygę, nie zepsuje to Państwu oglądania. A zatem, do dyrektora teatru (Bardini) zgłasza się młody dramaturg (Holoubek), który ma do zaoferowania napisaną przez siebie sztukę. Jest to historia słynnej aktorki (Malkiewicz), która najlepsze lata kariery ma już za sobą. Dociera to do niej dopiero wtedy gdy musi zagrać w tej sztuce samą siebie. Konfrontacja z rzeczywistością jest tak brutalna, że gwiazda rezygnuje z napisanej dla siebie roli co stawia reżysera (Gliński) w kłopotliwej sytuacji. Z opresji ratuje go nieoczekiwanie… suflerka (Kraftówna), która z racji swego zawodu zna tę rolę na pamięć. Wszystko to podlane jest sosem namiętności, zawsze obecnym ilekroć na ekranie pojawia się Kalina Jędrusik. Skoro o tym mowa, to warto wspomnieć o legendzie, iż zmysłowość Kaliny wywołała podobno niegdyś taki atak wściekłości u sekretarza partii Gomułki, że w efekcie afektu (to mój ulubiony wtręt z Kabaretu Starszych Panów) rozbił swój telewizor. Nam to oczywiście nie przyjdzie do głowy bowiem wdzięki odgrywanej przez nią Barbary Percykównej mogą jedynie wywołać zgoła inne reakcje.

Link do tego filmu:
https://zaq2.pl/video/pqkbq

Janusz Pietrus