O bohaterach pisać jest łatwo… Brawura, heroiczne czyny, medale to jakby samograj każdej biografii. Janek Gasztold nie był takim bohaterem: nie wysadzał hitlerowskich pociągów, nie strącał niemieckich samolotów, nie brał udziału w wielkich bitwach II wojny światowej. A jednak tym, którzy znali go bliżej głęboko zapadł w pamięci, budził niebywałą sympatię i w jakimś sensie stał się ich bohaterem. Nie ukrywam, że także moim. 8 lat temu Janek poprosił mnie o pomoc w opracowaniu swojej biografii. „Robię to dla synów, żony, tych wszystkich którzy choć jakoś mnie kojarzą, tak niewiele o mnie wiedzą” – wyjaśnił. Odkrywaliśmy razem, rok po roku Jego ciekawe życie. Nie sposób dzisiaj opowiedzieć o nim w tym krótkim wspomnieniu więc tych, którzy chcieliby poznać Janka bliżej, odsyłam do Jego książki „Znad Berezyny do Toronto”, a tymczasem zaś przypomnę jedynie to co w tej biografii stało się najważniejsze.

Jan K. Gasztold urodził się w 1925 roku w małej osadzie Iriniewo nieopodal miasteczka Wiszniew, położonych wówczas na Ziemi Nowogródzkiej, a dzisiaj należących do Białorusi. Ojciec Jana (także Jan) otrzymał tę ziemię w podzięce za swoją służbę w legionach Piłsudskiego (pamięć o Marszałku była bardzo żywa w rodzinie Gasztoldów, dość powiedzieć, że kiedy sypano w Krakowie kopiec Piłsudskiego, na uroczystości otwarcia wydelegowano Jana Seniora, który zabrał ze sobą małego Janka). Nad kondycją rodziny czuwała przede wszystkim matka Anna z domu Fijałkowska, ojciec zaś musiał mieć pełne ręce roboty skoro gospodarował na 15 hektarach urodzajnej ziemi, budując potężny dom, stodołę, doglądając sporej trzody chlewnej. Rodzinną idyllę przerwał wybuch wojny, a ściślej agresja Sowietów. Gasztoldowie jak wiele innych polskich rodzin, dostali kilka godzin na spakowanie dobytku, po czym zapakowano ich do bydlęcych wagonów i wywieziono na wschód w okolice Irkucka. Syberyjską gehennę przerwał pakt Majski – Sikorski w myśl którego generał Anders zaczął tworzyć polską armię. Do jednego z punktów werbunkowych udał się także w towarzystwie matki 15-letni Janek. Został oficjalnie junakiem i choć nie nosił jeszcze munduru pełnił funkcję łącznika w sztabie armii nosząc rozmaite dokumenty, meldunki, rozkazy. Exodus żołnierzy Andersa dotyczył także tych najmłodszych, junaków. Statek, na pokładzie którego znalazł się także Janek przewiózł wycieńczonych uchodźców z Krasnojarska do Iranu. Jankowi dopisywało szczęście: jakimś cudem przeżył tyfus po czym trafił do Junackej Szkoły Kadetów w Palestynie. To spośród nich rekrutowała się kadra podoficerska, a spośród tych najzdolniejszych także oficerska. Janek miał jednak nieco większe ambicje: chciał się nadal uczyć, zdobyć jakiś konkretny zawód. Wkrótce nadarzyła się ku temu okazja bowiem rozpoczęto nabór do Junackej Szkoły Mechaniczmo-Lotniczej. Po zdaniu egzaminów przyszły adept naprawy samolotów wylądował w egipskim Heliopolis. To tam dotrwał do końca wojny stając się wysoko kwalifikowanym mechanikiem. Ponieważ była to szkoła o wojskowym profilu miał Janek nieustanny kontakt z żołnierskim fachem i z prominentami polskiej armii. Szkołę odwiedzili m.in. generałowie: Sikorski, Anders, Rayski, Ujejski, a także owiany sławą lotniczego asa Stanisław Skalski.

Koniec wojny oznaczał powrót do Anglii i oficjalną demobilizację, a po niej emigrację do Kanady. Przybył tutaj w 1951 roku i od razu włączył się w nurt polonijnego życia. Współorganizował emigracyjne Zjazdy Lotników, współtworzył Stowarzyszenie Lotników Polskich Skrzydło 430 Warszawa, którego był wieloletnim prezesem. Był także aktywnym członkiem Zarządu Głównego Stowarzyszenia Polskich Kombatantów. Do największych osiągnięć swej kombatanckiej działalności zaliczał uczestniczenie w przeniesieniu prochów pierwszego dowódcy Dywizjonu 303 płk Zdzisława Krasnodębskiego i jego żony z Toronto do Warszawy oraz zaangażowanie w budowę Pomnika Lotników Polskich „Spirala Zwycięstwa” w Mississauga. Jan Gasztold osiągnął również spore sukcesy zawodowe. Pracował w tak renomowanych firmach jak Halnan Motors, American Motors czy Chrysler, był także właścicielem zakładu naprawy samochodów. Wspierała go w tych przedsięwzięciach wspaniała żona Regina, którą poślubił w 1957 roku. Za swoje zasługi został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Jan Gasztold lubił porównywać swoje losy do drzewa, które niegdyś wyrwano z korzeniami i przeniesiono w inne miejsce. Pomimo wielu sukcesów odnosił wrażenie, że tak naprawdę nigdy nie zapuścił tych nowych korzeni, tak jakby tego pragnął. Czuł się jednak spełniony w swej misji czynienia dobra. Myślę, że dlatego iż był po prostu dobrym człowiekiem.

Janusz Pietrus