Dlaczego demokracja jest zagrożona i co jej zagraża? Otóż, zagrażają jej ideolodzy; zagrażają jej ludzie, którzy uważają, że świat ma tak niesamowicie palące problemy, iż nie można tego poddawać pod głosowanie. No bo czym jest przestrzeganie demokratycznych reguł w sytuacji, kiedy planeta nam się ociepla i zaraz wszyscy będziemy żyć na pustyni?

        Czy urna wyborcza ma sens, gdy prawa ludzi trans, czy prawa, tych wszystkich osób, które usiłują wymyślić siebie na nowo są zagrożone?

        Przecież tego nie można puścić na żywioł… Tutaj demokracja jest czymś anachronicznym, a na dodatek jest to jest przecież wymysł białych supremasistów (podobnie zresztą jak logika)…

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        I proszę się nie śmiać, żyjemy już w Wariatkowie, a tutaj, w Kanadzie premier federalny  powiedział niedawno, że takie rzeczy jak „walka z klimatem”  powinna być wpisana tak głęboko w kanadyjskie ustawodawstwo, aby kolejne rządy nie mogły jej zaprzestać; w ten sposób historia zatoczyła koło i demokracja staje się coraz bardziej „demokracją socjalistyczną” – przecież wszyscy bolszewicy byli „demokratami”.

        Propaganda bolszewicka była tak sformatowana, żeby po „jasnej stronie mocy” byli demokraci, a po ciemnej  faszyści i imperialiści. Dzisiaj też ten spór w ten sposób się formatuje; nic nowego pod słońcem.

        Dlatego należy pilnować wyborów, bo  strona wokistowska,  zeloci, arywiści  i sterujący nimi łapacze much,  nie mają problemów z oszukiwaniem. Dla nich jest to uzasadnione, „wyższą racją”. „Nasi” muszą wygrać bo inaczej mroki spowiją Ziemię. Ja się wcale nie dziwię, jeśli w takich krajach, gdzie mamy do czynienia z kontrrewolucją, to znaczy z ludźmi, którzy, jak to modnie się dzisiaj mówi, obudzili się, tę demokrację jakoś trzeba przystrzyc.

        My, ludzie Wschodu,  to wszystko znamy. Tak w Polsce powojennej liczyło się głosy, żeby społeczeństwo miało okazję potwierdzić słuszną linię władzy.

        I w tę stronę idzie również tutejsza władza.  Ale nie jest wszystko jeszcze stracone.

        Stąd mój apel, żebyśmy się mobilizowali. Jest prosty sposób; telefoniczny networking. To znaczy,  każdy z nas rozmawia ze swoimi znajomymi, namawia ich do głosowania.  Stwórzmy  siatkę osób, które znamy,   przyjaciół nie tylko z Facebooka, ale rodzin i znajomych. Dzwonimy do nich, przekonujemy itd.

        Jeżeli wybory są takie, że nie wiadomo do końca, kto wygrał, łatwo je sfałszować. Łatwo dosypać 50, 100 głosów, ale jeśli to jest „fala”,  fałszowanie  jest o wiele bardziej kosztowne. O wiele więcej rzeczy trzeba w nie zaangażować.

        Proszę się nie poddawać, proszę być dobrej myśli, sypmy piasek w tryby maszyny postępu.

        Jedna zła rzecz, z którą ostatnio się spotykam –  to że ludzie nie chcą publicznie mówić tego, co myślą,  bo praca, bo kontrakty….

        Nie bójmy się ponosić ceny własnych poglądów,  strach wpędza w niewolę, a niewola i tak odbierze nam to, co dzisiaj usiłujemy dla siebie ocalić.

           Andrzej Kumor