Kto by pomyślał, że prezydent Józio Biden sprawi wszystkim taką siurpryzę!

        Cały świat myślał, że przybędzie do Polski 21 lutego – jak powiedział – a tu jak grom z jasnego nieba gruchnęła wieść, że dzień wcześniej pojechał na Ukrainę. Polacy jak zwykle nic nie wiedzieli – oczywiście z wyjątkiem bezpieczniaków, których trzeba było dopuścić do konfidencji, żeby prezydent Biden mógł z lotniska w Jasionce koło Rzeszowa bezpiecznie dotrzeć do Przemyśla, skąd Schnellzugiem wyruszył do Kijowa – no i oczywiście zimnego ruskiego czekisty, zbrodniarza wojennego Putina, który został poproszony, żeby nie czynił prezydentowi Bidenowi żadnych wstrętów ani podczas podróży do Kijowa, ani podczas pobytu w tym mieście, ani też w drodze powrotnej do Przemyśla – na co tamten wyraził zgodę.

        Toteż Putin tylko wygłosił przemówienie przesiąknięte – jak to u Putina – fałszem i krętactwami – że na przykład jeszcze podczas I wojny światowej Niemcy i Austro-Węgry utworzyły Ukrainę na złość Rosji – a zakończył deklaracją, że Rosja zawiesza swoje uczestnictwo w porozumieniu z Ameryką w sprawie zbrojeń strategicznych.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Sekretarz stanu Antoni Blinken zauważył, że taka decyzja jest “niefortunna” – co jest identyczne z oceną podziękowań, jakie w swoim czasie Książę-Małżonek, czyli Radosław Sikorski złożył Stanom Zjednoczonym za wysadzenie w powietrze bałtyckich gazociągów.

        Ale sama podróż, jak i pobyt w Kijowie przebiegły spokojnie, a prezydent Zełeński nawet zafundował prezydentowi Bidenowi epizod heroiczny, na którym w perspektywie przyszłorocznych wyborów prezydenckich w USA, mogło mu zależeć. Oto gdy obydwaj prezydenci udali się na spacer po Kijowie, prezydent Zełeński kazał włączyć syreny alarmowe – że to niby Putin jednak czyni prezydentowi Bidenowi wstręty – ale prezydent Biden ani drgnął, tylko nadal spacerował, jak gdyby nigdy nic. Dzięki temu już następnego dnia, kiedy objawił się w Warszawie, tutejsi wasale wychwalali pod niebiosa jego odwagę i w ogóle.

        Zresztą nie tylko o tym była mowa. Według niezależnych mediów głównego nurtu, tego dnia oczy całego świata skierowane były na Polskę, która – chociaż może nie jest jeszcze supermocarstwem, za jakie uważa ją brytyjska prasa – to jednak wybija się na mocarstwowość. Pana prezydenta Andrzeja Dudę w związku z tym jakby ktoś na sto koni wsadził tym bardziej, że podczas “rozmów plenarnych” w Pałacu Namiestnikowskim, prezydent Biden powiedział m.in., że Stany Zjednoczone “potrzebują Polski”. Zabrzmiało to dwuznacznie, bo nie wyjaśnił – do czego konkretnie – w związku z tym miejmy nadzieję, że nie miał na myśli niczego złego.

        Pewne światło na tę sprawę rzuca przemówienie, jakie prezydent Biden wygłosił następnie w Arkadach Kubickiego u stóp Zamku Królewskiego w Warszawie. Poświęcone ono było w zdecydowanej większości Ukrainie, co wydaje się oczywiste w sytuacji, gdy Ukrainy Stany Zjednoczone, przynajmniej w tej chwili, potrzebują jeszcze bardziej, niż Polski, ale znalazły się tam również i komplementy pod adresem naszego nieszczęśliwego kraju i Polaków, że  “otworzyli serca” dla Ukraińców.

        Prezydent Biden taktownie nie wspomniał, że na podstawie umowy z 2 grudnia 2016 roku Polska za darmo udostępnia Ukrainie zasoby całego państwa, ale być może dlatego, iż uznał, że to “oczywista oczywistość”.

        W tej sytuacji jego deklaracja pod koniec przemówienia, że USA “nigdy” nie odstąpią Ukrainy, stwarza i dla nas wymierne konieczności, bo już na sam koniec, przed zwyczajowymi apelami do Pana Boga o błogosławieństwa, powiedział, że art. 5 traktatu waszyngtońskiego, to, “święta przysięga”. Pewnie chodziło o to, żebyśmy niczego się nie lękali, co może być dobrym wstępem do zaplanowanego na 22 lutego spotkania z “Grupą Bukareszteńską”, czyli państwami tworzącymi tzw. “wschodnią flankę NATO, która ma być “wzmacniana”.

        Jeśli chodzi o pana prezydenta Dudę, to wygląda na to, iż nie może się on doczekać zatwierdzenia takiej “małej koalicji”, której w razie czego można by nie utożsamiać z całym NATO, co z punktu widzenia USA może być bardzo wygodne, by konflikt z Rosja, nawet w razie jego rozlania się poza granice Ukrainy, nadal utrzymywać “pod kontrolą”. Zwłaszcza w tym kontekście zapewnienia prezydenta Bidena, że Ameryka potrzebuje Polski, nabierają takiej dwuznaczności.

        Niestety, z uwagi na cykl produkcyjny “Gońca”, z oceną spotkania z “wschodnią flanką NATO” będziemy musieli jeszcze trochę poczekać, więc chciałbym zwrócić uwagę, że w części powitalnej swego przemówienia, prezydent Biden wymienił z nazwiska pana prezydenta Dudę, a następnie – “prezydenta Warszawy”, czyli pana Rafała Trzaskowskiego, którego nazwisko jest dla cudzoziemca znacznie trudniejsze do wymówienia.

        W ogóle to z Rafałem Trzaskowskim ma odbyć specjalne spotkanie, na które – być może zostanie doproszony również Donald Tusk. Doproszenie Donalda Tuska byłoby – jak przypuszczam – spowodowane pragnieniem Rafała Trzaskowskiego uniknięcia zbytnich napięć w Platformie Obywatelskiej przed wyborami parlamentarnymi, a w perspektywie wyborów prezydenckich w roku 2025. Jednak z faktu, że prezydent Biden chce spotkać się osobiście akurat z nim, wyciągam wniosek, iż spotkania, jakie Rafał Trzaskowski odbył w maju ubiegłego roku w Ameryce z tamtejszymi wpływowymi Żydami: Ronaldem Lauderem i Sorosem-juniorem, zaczynają procentować. Na tym tle zwraca uwagę, że prezydent Biden w ogóle nie zwrócił uwagi na Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego, mimo, że na uroczystości w Arkadach Kubickiego był on obecny, podobnie jak na pana premiera Morawieckiego, chociaż on był przynajmniej na “rozmowach plenarnych” w Pałacu Namiestnikowskim.

        Oczywiście był tam również “lud Warszawy”, chociaż wśród zgromadzonych licznie uczestników nie zauważyłem “Babci Kasi”, ani żadnej innej z “Polskich Babć”, które nie przepuszczają przecież żadnej okazji, by zademonstrować swoją obecność. Zresztą – może i była, ale jeśli nawet, to na wszelki wypadek zachowała incognito, być może z obawy, że amerykańscy agenci z Secret Service nie będą tacy safandulscy, ani tacy pobłażliwi, jak polska policja. A policji było, ile dusza zapragnie, zaś rozmiar wyłączonej z ruchu części Warszawy był chyba nawet większy od tego, jaki bywał wyłączany z ruchu podczas wizyt Leonida Breżniewa w latach 70, kiedy to byliśmy jeszcze nierozerwalnym ogniwem innego sojuszu, w którym kolegowaliśmy z innymi wasalami – to znaczy – z wasalami tymi samymi, tylko wtedy będącymi w służbie innego suzerena.

   Stanisław Michalkiewicz