Goniec: – Proszę siostry, jest mi niesamowicie miło, że zgodziła się siostra porozmawiać, bo siostra jest osobą, która ma bardzo dużą wiedzę o nas, emigrantach, ale chciałbym zacząć od tego, żeby siostra powiedziała coś o zgromadzeniu i o sobie. Jak siostra trafiła do tego zgromadzenia?

Matka Ewa Kaczmarek MChR, przełożona generalna w Zgromadzeniu Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej. – Mam na imię Ewa. Jest to moje imię chrzestne, nie mam zmienionego imienia w zgromadzeniu. Do zgromadzenia wstąpiłam trzydzieści parę lat temu, w 1986 roku, zaraz po maturze. Przez pierwsze lata to jest formacja, postulat, nowicjat.

        Później zostałam skierowana na studia, więc studiowałam teologię i historię. Zajmowałam się historią i to właśnie tą historią powojenną, PRL-owską. Bardzo ciekawe tematy, związane też po części z emigracją, bo wiele osób przecież w tym okresie wyemigrowało.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Jak trafiłam do Zgromadzenia; wiedziałam, że chcę służyć Panu Bogu, być siostrą zakonną, natomiast nie znałam żadnych zgromadzeń, ponieważ bardziej interesowałam się sportem. Grałam w siatkówkę, w reprezentacji szkoły, w kosza, w ping ponga, więc do dzisiaj mi została ta pasja do sportu. To jest mój taki przerywnik i odskocznia od spraw codziennych.

        I przez księdza, który pochodził z mojej parafii, a który jest Chrystusowcem, czyli też w zgromadzeniu, które jest dla Polonii, dowiedziałam się o tym, że są misjonarki.

        Byłam już przekonana, że chcę iść do klasztoru, natomiast zgromadzenie było dla mnie tabula rasa. Nie miałam pojęcia o siostrach, o życiu zakonnym, o tym, jak żyją i po prostu zabrał mnie do Moraska pokazał, poznał z siostrami i w ten sposób jestem misjonarką dla Polonii. Ale jak to jeden z księży starszych Chrystusowców mówił, w Królestwie Bożym nie ma przypadków; przypadki są w gramatyce, w Królestwie Bożym jest Opatrzność.

        I kiedy teraz, tak z perspektywy czasu patrzę na moje życie, na moją rodzinę i na charyzmat Zgromadzenia, to jednak jest to, w czym chciałabym być, w czym się odnajduję. Bo jednak w domu był duży akcent na wychowanie patriotyczne, na szacunek do tego, co polskie, A w zgromadzeniu właśnie to odnajduję.

– No właśnie, czy to nie jest tak, że tego szacunku do tego, co polskie nabiera się, jak się z Polski wyjedzie, że Polska oglądana z zagranicy nabiera wartości, że to właśnie jak się ten kraj porzuci, opuści, to on zaczyna dopiero wtedy w sercu pulsować?

– Na pewno. Chociaż ja byłam wychowana od dziecka… Pamiętam, co jest śmieszne, ale wiadomo, że wtedy pochody pierwszomajowe to było coś nakazane i się na to chodziło niechętnie, albo się nie chodziło i był to wyraz jakiegoś sprzeciwu i takiego patriotyzmu, powiedzmy. I pamiętam, że babcia – bo w większości rodzice pracowali, więc babcia nas wychowywała – że dla mnie flaga, godło, Warszawa jako stolica to były takie wartości. I po tym pochodzie tak ludzie te biało czerwone  szturmówki tak rzucali. Pamiętam, że mnie wtedy bolało serce, Myślałam, no nie, bo jednak to jest polska flaga, jakkolwiek by było. A kiedy wyjeżdżam teraz; pamiętam też taki powrót z Białorusi, no ale wiadomo, że Białoruś jest troszeczkę inną rzeczywistością niż Zachód, i jak zobaczyłam napis „Rzeczpospolita” na granicy, to miałam taką radość, że wracam do kraju. Natomiast teraz ten świat się troszeczkę zmniejszył. Myślę, że jest ten kontakt.

        Nawet pamiętam nasze pierwsze siostry, które wyjechały w 78 roku tutaj do Stanów Zjednoczonych,  do Los Angeles. Były żegnane, białymi kwiatami się śpiewało dla nich polskie kwiaty. I to było takie szalenie wzruszające. Zresztą dla mnie pożegnania misjonarek, bo mamy taki specjalny ryt pożegnania; Siostra dostaje obrazek Matki Bożej Częstochowskiej, odpowiada na kilka pytań, między innymi to, że jest gotowa poświęcić nawet życie dla zbawienia polskich emigrantów. To jest szalenie wzruszające. Zawsze to przeżywałam bardzo mocno i nadal przeżywam te pożegnania.

        Natomiast wtedy ten kontakt był co cztery lata, przyjeżdżały siostry do Polski, nie było telefonów. Tęsknota ogromna. Zresztą, to też potem stan wojenny i to wszystko, co się w Polsce działo, a siostry daleko. To było zupełnie inne przeżycie niż teraz, kiedy siostra zadzwoni na whatsupa do domu, oni ją zobaczą, ona ich zobaczy. To jest inna rzeczywistość. Nieporównywalna powiedziałabym.

– No tak, ale siostry posługują wśród różnych pokoleń emigrantów, również wśród tych, którzy żegnali Polskę praktycznie na zawsze, bo z powodów politycznych nie mogli wrócić.

– Ja przed przyjazdem tutaj, byłam w Australii, tam też posługujemy w Hobart, na Tasmanii, w Melbourne i w Brisbane.

        I muszę powiedzieć, że tam spotkałam osoby,  były też takie, które od wyjazdu nie były w ogóle w Polsce. W Hobart pracujemy ze starszymi Polakami. Często są to kobiety, wdowy, które – też niesamowita historia – przyjechały tam, bo dostały zaproszenie i bilet w liście, bo ktoś…

– Od rodziny?

– Nie od rodziny, ktoś po prostu powiedział, że kuzyn, czy kolega, że tam jest taka dziewczyna, że ona byłaby dobrą żoną. A ci nasi oficerowie, którzy tam zostali, nie chcieli mieć żon, które nie są Polkami. Więc te dziewczyny z Polski przyjeżdżały przez korespondencję. Dzisiaj to ludzie się poznają przez internet. To może nie jest nic nadzwyczajnego, ale wtedy były wymieniane dwa, trzy listy, w czwartym liście bilet i one jechały do Australii. Część z nich nigdy od tego czasu w Polsce nie była. To jest niesamowite, naprawdę niesamowite. Dla nich Polska to taka ziemia obiecana. Ja byłam wzruszona, gdy słyszałam, Pani wyjeżdża, siostro? Siostro jakby siostra tam była w tej miejscowości, gdzie miałam chrzest, niech sistra tam wejdzie do kościoła. Niesamowite historie tych ludzi.

– To gdzie działa Zgromadzenie? Siostra mówi, Australia…

– Zaczęliśmy od Australii, to może teraz do drugiego kraju, gdzie ta Polonia jest jeszcze starsza, bo to jest 5, 6 pokoleń; Brazylia. W Brazylii pracujemy w Cruz Machado i w Rio de Janeiro. To już są potomkowie Polaków, ale tam były całe wioski, polskie nazwiska. Jak się idzie ulicą nazwy instytucji sklepów, polskie nazwiska. Zresztą to uroda.

– Mimo tych pięciu Pokoleń?

– Tak, tak, tak. Tak to się czuje. Nasz ojciec założyciel, ojciec Ignacy Posadzy w latach 30. był w Brazylii i napisał taką książkę „Drogą pielgrzymów” właśnie o swoich podróżach po ośrodkach polonijnych w Brazylii. I kiedy się dzisiaj tam jeździ, to się niewiele zmieniło. Te nazwy, które Polacy dali, dalej są. Oni nie mówią już po polsku. Może śpiewają Godzinki po polsku czy Gorzkie żale po polsku, ale po polsku już nie mówią. Natomiast Polska to też jest dla nich ziemia obiecana. Teraz są możliwości, mogą przylecieć do Polski, jeśli się jakoś tam im w miarę dobrze powodzi. Jedna pani mówi mi siostro, ja już mogę umrzeć, byłam w Polsce.

        To jest Brazylia.

        W Ameryce, to są Stany Zjednoczone, gdzie mamy najwięcej sióstr i w Kanadzie, bo razem to jest taka jedna delegatura, to są 53 siostry, które tutaj pracują na tym kontynencie, następnie to jest Europa i tak od pierwszych to była Anglia. I też najpierw była to posługa ze starszymi Polakami, później, kiedy się granice otworzyły w 2004 to już posługa normalnie, tak prawie jak w Polsce przy parafiach. Niemcy, później Włochy, Węgry, Grecja, żebym czegoś nie pominęła.

        Islandia to jest też najnowsza.

– Nowa emigracja?

– Tak, nowa emigracja to jest ostatnio nasza placówka.

– I Białoruś, siostra mówiła o Białorusi…

– Na Białorusi został jeszcze tylko jeden dom.

– Ale to nie Polonia…

– Polacy, którzy zostali, to oni bardzo jednak proszą, żeby nie mówić, że oni są emigrantami czy Polonią, bo oni nie są. Oni są Polakami, którzy zostali.

– To jedyna placówka wśród tych ludzi, którzy zostali?

– Tak, to jest trudne.

– Proszę siostry, proszę powiedzieć, czy jest jakiś wspólny mianownik, bo mówiła siostra o tylu różnych pokoleniach, środowiskach Polaków? Jak to wygląda z siostry perspektywy? Bo myślę, że chyba wiara jest jedną z rzeczy, które nas tutaj poza Polską trzymają przy Polsce?

– Na pewno. Ale jedna taka moja znajoma z Anglii powiedziała, że to jest słowiańska dusza. I myślę, że jest dużo w tym racji. My po prostu troszeczkę inaczej postrzegamy świat, rzeczywistość. Mamy inną mentalność, inną historię, inną pobożność, religijność. Inaczej to wyrażamy. I to widać. To widać  jeszcze po świecie i w kościołach. To jest, jak się wchodzi i się czuje, jakby się było w Polsce. Taka mała Polska.

– Można to jakoś określić, czy to jest coś, czego się nie da opisać? Co to jest ta słowiańska dusza? Co to jest ta polska dusza?

– Powiedziałabym, że mimo wszystko przywiązanie do Ojczyzny, wiara, tęsknota za tym, co takie bliskie, drogie, co moje;  Tak, nasz charakter też. Bóg, Honor i Ojczyzna mimo wszystko gdzieś w nas jest.

– Fantazja ułańska?

– Też też.

– To piękne, że siostra ma to doświadczenie, bo byt często nie podkreśla się tego, czy też Polacy mieszkający w Polsce nie mają tej świadomości, że jednak naród polski czy nawet społeczeństwo polskie nie ogranicza się do tych granic między Bugiem a Odrą i że jest nas o wiele więcej na całym świecie. Czasem ludzie w Polsce traktują swoją polskość jako coś oczywistego, tak jak powietrze itd. i w sumie jej nie doceniają, nie cenią  swojej polskiej tożsamości po prostu.

– Myślę, że tak, choć na pewno troszeczkę w ostatnich latach sytuacja się zmienia i ta świadomość, że nasi rodacy poza tymi, poza granicami ojczyzny to też są rodacy i oni tworzą jedną wielką rodzinę, Polskę. Myślę, że w ostatnich latach dużo się zmieniło w tym temacie; bez wchodzenia w politykę myślę, że się dużo zmieniło.

– A czy nie jest to też tak, że w Polsce był taki okres, kiedy ludzie, nie wiem, czy można użyć takiego określenia, wstydzili się być Polakami. Zresztą zagranicą po wyjeździe część ludzi też miała takie odruchy, chciała przestać być Polakami,  chciała się przedstawiać jako Europejczycy, była taka, jak to się nawet mówiło pedagogika wstydu, że się zawstydza ludzi za to kim oni są i skąd pochodzą? Czy to nadal jest?

– Myślę, że w dużej mierze już nie. W dużej mierze dzisiaj ten świat…

– Jest jednak duma narodowa?

– Troszeczkę tak. Zdarza się, że gdzieś tam pod skórą mamy to, że jesteśmy gorsi i to troszeczkę nam niestety wmawiają media, że ojej, Polska taki zaścianek i Polacy w Polsce może myślą, że rzeczywiście tak jest, a jak pojadą na emigrację i mają porównanie tego, jak jest gdzie indziej, a jak jest u nas, no to wtedy ten pogląd się troszeczkę zmienia.

        Ja staram się to troszeczkę prostować, jak jeżdżę po świecie; cieszcie się z tego, co macie, bo nie macie źle. Ale, ale gdzieś tam chciano to wmówić, że my to jesteśmy takie średniowiecze.

– Proszę siostry, co to znaczy konkretnie ta posługa wśród Polonii? Co siostry konkretnie robią? Bo tutaj jesteśmy w domu sióstr i widzę, że jest przedszkole.

– Tutaj akurat w tym domu jest przedszkole, ale nasza praca jest bardzo różnorodna.

        Jesteśmy, jak nasz ojciec założyciel mówił, jedynym takim zgromadzeniem. To mi się bardzo podoba, tak ładnie to powiedział, że w tej całej harfie działalności misyjnej Kościoła jest jedna struna, która jest mniej znana, ale jest bardzo ważna. To są właśnie nasze misje,  wśród Polonii. Misje się często kojarzą, że się jedzie do Afryki, do ludzi, którzy nie znali, nie usłyszeli o Jezusie, o Ewangelii. A my jedziemy do tych, którzy znają, przynajmniej w większości, Chrystusa. I można powiedzieć, co to za misje? A jednak to są misje, to są bardzo ważne misje.

        Nasze zgromadzenie powstało jako odpowiedź na wołanie na uchodźstwie; polskie dusze giną, trzeba je ratować. I takim podstawowym naszym zadaniem to jest oddać życie Bogu za zbawienie polskich emigrantów.

– Żeby nie zatracili wiary?

– Żeby nie zatracili wiary i żebyśmy kiedyś tam w niebie się wszyscy mogli razem spotkać.

        I to jest nasze podstawowe zadanie, a realizujemy je na różne sposoby, między innymi przez pracę, bo nie tylko oczywiście przez modlitwę, no i przede wszystkim przez ofiarę życia, bo oddajemy życie Bogu, składamy śluby czystości, ubóstwa, posłuszeństwa właśnie w tej intencji.

        A druga część ta nie duchowa, tylko konkretna. Modlitwa i oddanie życia to też jest konkret,  ale ta część widoczna, że tak powiem, to jest nasza praca, posługa. To też zależy od kraju, w którym jesteśmy. Tak jak są czasami zgromadzenia, które zajmują się edukacją, szpitalnictwem, osobami porzuconymi, my nie mamy takiego wyznacznika.

        Robimy wszystko od kuchni, w szpitalach i w domach opieki i wszędzie w kościołach.

        Ojciec założyciel mówił, że mamy iść tam, gdzie bije polskie serce. Więc tam, gdzie mamy możliwości dotarcia do Polaków. I też, jak ojciec mówił, dzielenia losu polskiego emigranta, tam idziemy. I wtedy ta nasza praca jest zależna od tego, w jakich warunkach się znajdujemy i w jaki sposób możemy się tam utrzymać, zarobić na utrzymanie.

        Tu w tym domu są cztery siostry. Każda pracuje w innym miejscu. Siostra Halina pracuje w parafii w Mississauga. Siostra Weronika jako organista też przy parafii posługuje św. Kazimierza w Toronto. Siostra Margaret prowadzi tutaj przedszkole domowe, a siostra Bogusława pracuje w Domu Kopernika ze starszymi Polakami.

        Na przykład, ostatnia nasza posługa w Islandii; przyjechałyśmy tam, bo wiedziałyśmy, że jest bardzo dużo Polaków, że jest taka potrzeba, żeby tam być, bo te dzieci nie mają religii, nie ma ich kto uczyć, nie ma kto przygotowywać do sakramentów. Ale był problem, jak my się tam utrzymamy; takie zawierzenie Bożej Opatrzności – jedziemy, jakoś tam będzie. I w tej chwili już są założone dwie szkoły polskie, takie przy ambasadzie podległe pod ministerstwo w Polsce.

– Czyli idące programem z Polski?

– Tak,  oczywiście, te uzupełniające, prawda, ale podległe pod opiekę Polski, więc jest szkoła w Keflavíku, szkoła w Reykjaviku, w jednej dyrektorką jest siostra i w drugiej też. W szkole uczą religii. No i siostra oczywiście posługuje jeszcze przy kościele, jest zakrystianką, ale też wszystko, co można przy tym kościele dla Polaków zrobić, od takich małych rzeczy, po przygotowanie do sakramentów, małżeństwa. Tam nie ma takich starszych osób, żeby się nimi zająć, ale na przykład, w Anglii zajmowaliśmy się starszymi Polakami. W większości. Teraz też przy parafiach prowadzimy przedszkole domowe w Manchesterze, w Londynie, pracujemy przy parafiach w Brukseli. Zapomniałam wtedy wymienić jeszcze Belgii. Jesteśmy w Belgii, też pracujemy przy parafii i też pracujemy w szkołach. Po prostu robimy wszystko, co jest możliwe, żeby właśnie dzielić ten los polskiego emigranta, być z Polakami, po prostu żyć z nimi, być świadectwem też tego innego świata, że to, co jest tutaj, to jest przejściowe, a mamy szukać tego, co w górze.

– Nasza ojczyzna jest jedna.

– Ojczyzna jest jedna.

– Są jakieś powołania wśród Polonii? Czy to się zdarza?

– Teraz mamy ogromną radość, bo jest kilka osób, które wstąpiły, bo poznały nasze zgromadzenie wśród Polonii. Z Mediolanu przyjechała jedna siostra, z Brukseli przyjechała inna, o, z Grecji przyjechała ta, która się tam urodziła, ale rodzice wyemigrowali z Polski i teraz mamy z Chicago; z Chicago jest Agnieszka, niesamowicie utalentowana skrzypaczka po Akademii Muzycznej w Chicago.

– Tam urodzona?

– Nie,  urodzona w Polsce, 12 lat miała jak wyjechała, ale tutaj kończyła szkołę i całą edukację. I teraz jest w formacji. Przygotowuje się.

– Cały czas się mówiło „Polska katolicka”, zwłaszcza w moim pokoleniu, gdzie praktycznie jedynym papieżem był Jan Paweł II,  jeszcze był komunizm, w związku z czym ten Kościół był taką oazą i przed tym, co się działo na ulicy, i dawał siłę duchową. Wydawało się, że to będzie trwać wiecznie. No ale teraz mamy rzeczy, które tutaj w Kanadzie oczywiście też się się zdarzały, na różnym tle – chodzi mi o akty bluźnierstwa, desakracji, obalania figur, jakieś rzeczy tego rodzaju. W moim pokoleniu, nawet jeżeli ludzie byli wojującym ateistami, to nie było takiej śmiałości. Czy nie było czegoś takiego, żeby tak atakować ludzi wierzących, wiarę,  bezcześcić cmentarze?

        Chciałem zapytać, co się z Polską, czy Polakami stało, według siostry, patrząc z tej perspektywy.

        Właśnie jak wiele znaczy dla środowisk polonijnych czy emigracyjnych, czy generalnie ludzi mieszkających poza Polską i jak wielką postacią dla nas wszystkich był Jan Paweł II i jak  bardzo pomógł nam wszystkim. To dla nas tego rodzaju rzeczy, z którymi niedawno się spotykaliśmy, są niezrozumiałe; są jakby wyjęte z innej przestrzeni, z innego kosmosu.  Dlaczego tak się dzieje?

– To jest strasznie trudne pytanie, bo trudno wejść w serce człowieka który to robi? Dlaczego tak robi? Jest to przykre, niesamowicie przykre. Szczególnie te ostatnie akty przeciwko Janowi Pawłowi II. Ten pomnik w Łodzi.

        Kiedyś jedna siostra z Niemiec opowiadała mi taką rozmowę z Niemcem, który mówił, no cieszcie się, że macie jeszcze tyle ludzi w kościele, ale poczekajcie, jak się trochę wzbogacą, to będzie to, co u nas. I myślę, że to jest to, że ludzie po prostu…

– Jak trwoga, to do Boga, a jak już tej trwogi jest mniej, to jakby…

– Ludzie uwierzyli, że sobie sami poradzą, jakby ważniejsze dla nich stały się dobra materialne. Nie ma tego odniesienia takiego, że to życie jest tylko chwilą, że czeka wieczność.

– Że tego nie zabieramy?

– Tego ze sobą, nie zabieramy. Takie mam wrażenie, że kiedyś ta wiara – bo kiedyś ludzie też grzeszyli, może nie mniej – jak to ktoś powiedział, ale pokutowali.

– Mieli świadomość, że grzeszą, że coś złego robią?

– A teraz zatraciło się poczucie grzechu. Liczy się tylko jakiś sukces, jakieś coś, co jest osiągalne, jakiś prestiż. Myślę, że dużo jest tego, aczkolwiek myślę, że to nie jest cała prawda. To jest to, co się słyszy i co jest pokazywane w mediach.

        Bo jak się rozmawia nawet z takimi osobami, które jak się zobaczy na ulicy można się bać, powiedzmy, bo tak wyglądają, ale gdy się z nimi rozmawia, to tam nie ma już takiego zepsucia totalnego, jest jakieś pragnienie dobra, piękna, no w każdym, prawda?

        Jak oni – ja nie nazywam, kto to jest – jak oni manipulowali tych ludzi, że to tak wyglądało,  że jest tyle agresji…

– No właśnie, siostra powiedziała oni, ale kto manipulował, bo to jest ważne, żeby wiedzieć z czym walczymy.

– Z mojej perspektywy osoby wierzącej,  jest to działanie na pewno złego ducha, który w jakiś inteligentny sposób, bo jest samą inteligencją, tak potrafi rozdawać te karty, że mu to wychodzi, tak jak wychodzi?

        Kim się posługuje? To na pewno media to jest dużo. To  jest szalenie dużo.

        Ja przeżywam, bo to, co się teraz pisze o życiu zakonnym… Jest ogromny kryzys powołań także w Polsce, ale to co piszą, to też się czasami nijak ma do prawdy, a jednak piszą. Albo jeden przypadek jest pokazywany, jako coś powszechnego. No to są po prostu przypadki, które się zdarzają niestety wszędzie i w zakonach czy wśród kapłanów.

– A przecież zakony są miejscem, gdzie ludzie jednak się oddają, gdzie poświęcają całe swoje życie dla innych i znajdują w tym nieprawdopodobną radość, nieprawdopodobne spełnienie się, sens życia. I nikt o tym nie mówi, że jest to piękna droga.

–  No nie, w sumie mówią, że to nieszczęśnicy życiowi albo nieroby. To zależy na kogo się trafi.

– Proszę siostry, jakieś niesamowite historie, z którymi siostra się zetknęła wśród Polonii, bo opowiadała siostra o Brazylii, Stanach Zjednoczonych. Dla mnie to jest takie bolesne, że nie ma tych historii spisanych; że nie jest to część naszej narodowej tożsamości; że dzieci w szkole w Polsce nie wiedzą o tym, że w jakiejś tam głuszy brazylijskiej są Polacy. A przecież to jest też coś, co stanowi wielką naszą siłę narodową,  ci Polacy porozrzucani po całym świecie. To jest też niesamowity potencjał dla Polaków, że my jesteśmy takim narodem, można by powiedzieć, globalnym. Jesteśmy wszędzie i wszędzie można Polaka znaleźć. Jeśli ktoś pływał, jeździł czy żeglował, to okazywało się, że w najbardziej niesamowitych ostępach  jest jakiś potomek Polaka albo Polak,  który tam dotarł.  

– Przede wszystkim staramy się w Polsce, jako misjonarki dla Polonii, mówić o tym, propagować, że część narodu żyje poza granicami kraju, w parafiach, gdzie pracujemy, ale nie tylko, jeździmy z różnymi akcjami.. Nawet ta kolorowanka, którą tutaj przed chwilą widziałam w rękach, też pokazuje tę drugą stronę, drugą część naszego narodu i staramy się to jak najbardziej propagować, mówić o tym, zachęcać ludzi do modlitwy w intencji Polonii.

        U nas, jakby pan przyjechał do Moraska, nie ma dnia i nie ma modlitwy, gdzie byśmy nie polecały Polonii świata.

        Więc ludzie, którzy do nas przyjeżdżają, też się z tym spotykają. Oni wyjeżdżają z taką świadomością, że aha, to są nasi, którzy żyją gdzie indziej. Historii jest mnóstwo.

        Jest to, co powiedziałem też o tej Australii, jak pani prosiła, żeby się pomodlić, czy w Brazylii, kiedy oni, jak przyjeżdża się z Polski, to tak troszeczkę się wstydzą mówić po polsku, ponieważ ich polski jest zasłyszany od dziadków, którzy wyjechali ileś tam lat temu. I to jest bardziej gwarowy język niż literacki.

        Ale takie, Siostro, powiedzcie tam w Polsce, że my też Polacy, tylko już nie mówimy po polsku, ale my też Polacy, albo pozdrów Polskę. Dla mnie są to takie szalenie wzruszające historie i tak naprawdę z każdym Polakiem, z którym rozmawiałam i pytałam o jego historię, to jest niepowtarzalna  historia tych wyjazdów i tego, co przeżyli. Wiadomo, że nie zawsze chcą o tym mówić, że nie będą mówić o tym publicznie, ale jak się tak szczerze rozmawia, to czasami łezka w oku się kręci, gdy się tych historii słucha.

        Pamiętam też taką moją fascynację bym powiedziała nawet, jak przeczytałem wspomnienia pani Prezydentowej Kaczorowskiej i szalenie chciałam ją poznać, bo myślałam sobie, że to jest niesamowite, iż się taką drogę przeszło. I tak z tej książki wydawała mi się osobą bardzo pogodną.

        Podzieliłam się tym z siostrami w Londynie, a one mówią, nie ma problemu, ona należy do naszej parafii; to ja cała szczęśliwa i w niedzielę po Mszy Świętej do kawiarenki na spotkanie i już się tam kilka osób zebrało i tak mówiły właśnie o tej drodze przez Wschód.

        I ja mówię dzisiaj byśmy pewnie pobiegli z całym szacunkiem do terapeutów i do terapii, ale byśmy pobiegli na jakieś terapie po traumatycznych doświadczeniach, a tam kobiety, powiem, w jakimś sensie zadowolone z życia, spełnione. Jak to się stało?

        A ona do mnie mówi, siostro, jak się przeszło tą Golgotę Wschodu, to się wszystko wytrzyma. I mówi, trzy rzeczy: miłość Boga, Ojczyzny i nadzieja, że się kiedyś tam wróci –  mówi – to nas trzymało.

        To było takie dla mnie niesamowite. Niesamowite, że to potrafi człowieka właśnie tak trzymać,  że nie będzie zgorzkniały, że nie straci wiary, popadnie w jakieś depresje czy coś takiego. Tego chyba trochę nam teraz brakuje.

– Siostro. Bardzo dziękuję. Bardzo dziękuję z serca, jako Polak za to co, co siostra robi i co siostry tutaj robią. I cóż, miejmy nadzieję, że właśnie tę historię uchodźstwa, te historie ludzi, którzy zmuszeni byli Polskę opuścić albo których Polska opuściła, że będą stanowiły całość naszego przekazu historycznego i że ludzie w Polsce również z tego będą mogli się nauczyć, czym jest Polska.

– Ja mam nadzieję i zareklamują siostrę Halinę, która zebrała bardzo dużo historii osób, Polaków, którzy żyją tutaj i wyjdzie z tego książka. I to też będzie taki mały przyczynek do tego, żeby ta historia polskiej emigracji była bardziej znana.

        Myślę, że na tym się nie skończy, że będą kolejne historie spisywane może już z innych etapów życia, ale zaczęła od tej najstarszej Polonii; po prostu, to są ostatni świadkowie.

        Jeśli mogę jeszcze prosić o jedną rzecz naszą drogą Polonię. Nasz ojciec mówił, że nas wymodlili polscy emigranci, którzy nas potrzebują, więc módlcie się o powołania, bo to jest w tej chwili bardzo trudne, żeby młode kobiety się chciały oddać  tak na całego,  poświęcić się.

– Bo to jest ekstremalne.

– Jest ekstremalne. Nie ma co ukrywać. Jak ktoś nie zna tego życia, to może sobie różnie o tym mówić. Ale wiadomo, rezygnujemy ze wszystkiego, prawda, z rodziny, z potomstwa, z różnych pasji. Choć Pan Bóg niczego nie zabiera, potem wynagradza stokrotnie. Ale jest to takie rzucenie się w przepaść. To czy będą tam ramiona, czy nie będą… Po prostu się wierzy, że będą.

        Bardzo bym chciała, żeby młode kobiety, które czują powołanie, miały na tyle odwagi, żeby po prostu powiedzieć Bogu Tak.

– Będziemy się modlić.

– Dziękuję serdecznie.