Zapiekły mnie oczy – pierwszy objaw wdychanego dymu.

Wszyscy o tym wiedzą, że kiedy próbujemy rozpalić ogień i ciężko to idzie, to dobrze jest w tlące się iskry dobrze nadmuchać. I po kilku takich głębokich chuchach i dmuchach zaczynają nas najpierw piec oczy, potem zaczynamy kaszleć i się dusić. Najlepiej wtedy odejść od paleniska. Po prostu uciec od źródła zagrożenia, bo jeśli…

        No właśnie, ale to małe palenisko. Podobnie jest z pożarami wielkimi, tylko na wielką skalę, kiedy wiatr dmucha na całego, a drewno i podściółka są bardzo suche.  W środę 6 czerwca zaraz z rana musiałam pojechać do lekarza w sprawie nie cierpiącej zwłoki, choć nie zagrażającej życiu – przynajmniej jeszcze nie teraz. Dystans krótki – jakieś 15 minut jazdy samochodem w ruchu miejskim. Już w czasie jazdy zaczęły mnie piec oczy, a zanim zaparkowałam, łzawić.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        – Ki czort? – pomyślałam, jeszcze przecież okres alergiczny się nie zaczął.

        Moja lekarka od razu zwróciła uwagę na moje czerwone oczy królika, z tym, że od razy podała przyczynę:  zanieczyszczenie powietrza dymem z płonących lasów w północno wschodnim Ontario i w prowincji Quebec. Wyjrzałyśmy przez okno, ulica Bloor West była przyciemniona i spowita rudo siną mgłą. Widok jeżący włos na głowie, jak koniec świata? Poprzedniego dnia wracałam z synem z północno-wschodniego Ontario – było podobnie. Słońce jakby przydymione, niebo szare, w powietrzu czuć siarkę.

        – Tak jak na Górnym Śląsku – zażartowała, choć to nie były żarty, czego jeszcze odcięta od wirtualnych linii życia nie wiedziałam.

        Syn włączył radio i wtedy to dowiedzieliśmy się więcej o setkach pożarów w Kanadzie, także w północno-wschodnim Ontario. Pożary lasów zdarzają się w Kanadzie corocznie. Kilka dni wcześniej zdziwiły nas znaki i napisy na wszystkich lokalnych drogach, że jest absolutny zakaz palenia ognisk. Trochę nas to zmartwiło, bo dwa tygodnie wcześniej przetrzebiliśmy i okoronowali kilka jabłoni i innych krzewów. Spalić się wtedy tego nie dało, bo cały weekend lało jak z cebra.  Liczyliśmy więc, że teraz posiedzimy wieczorkiem przy ognisku spalając przetrzebione gałęzie. No nic, może się uda następnym razem?

        Te cała sterty powycinanych gałęzi czekały na spalenie. Mieliśmy to zrobić piekąc kiełbaski przy ognisku i popijając lokalne (z hrabstwa Księcia Edwarda) wino. Teraz nie wiadomo kiedy to będzie? Lato się jeszcze nie zaczęło, a pożarów w Kanadzie jest już rekordowa ilość. Na takiej olbrzymiej przestrzeni (drugie co do wielkości państwo na świecie) to obecnie blisko 1000 niekontrolowanych pożarów.

Okazało się, że niespotykana ilość niekontrolowanych pożarów w Kanadzie spowodowała zanieczyszczenie powietrza i dymny smog nie tylko w Toronto, ale i w Stanach. Wzdłuż wschodniego wybrzeża przy Atlantyku efekt pożarów lasów kanadyjskich był odczuwalny aż do Karoliny Północnej. To jakieś 1.5 tys. kilometrów na południe. W stolicy Stanów, Waszyngtonie ogłoszono stan alarmowy ze względu na złą jakość powietrza. U nas w Toronto najgorzej było w czwartek, w piątek się nieco poprawiło, bo spadł deszcz. Ale ciągle zalecane jest, aby niepotrzebnie nie wychodzić na zewnątrz. Szkolne rady (school boards) postanowiły, aby uczniowie nie wychodzili na place zabaw, szkolne wycieczki zostały odwołane. Nawet ogród zoologiczny ograniczył godziny otwarcia, a wiele zwierząt nie wyszło na wybieg i zostało w swoich pomieszczeniach. Niestety, teren mojej wsi jest objęty najwyższym indexem 4  z 6-ciu. Indeks jakości powietrza  (Air Quality Index) przy poziomie 4 zaleca wszystkim pozostanie w domu. Najgorzej było w stolicy Ottawie, w Kingston, i w Bancroft.

        W Toronto ten indeks osiągnął wskaźnik 3 – co dalej jest stosunkowo wysoko. Generalnie, przy wskaźniku 3 nie zaleca się przebywania za długo na powietrzu, a jeśli już to w maskach. Tak więc torontończycy odkurzyli swoje odłożone już, zdawało się do lamusa, maski i zamaskowani ponownie pojawili się na ulicach. Nawet mój sąsiad pracujący w czasie covidu w swoim sąsiadującym z moim ogrodem obrabiał ogród  tym razem w masce. W czasie covidu nie – no bo co miał się zarazić od kwiatów, krzewów i drzew? Obecnie nic nas nie ochroni. Po czerwonych i palących oczach, wielu z nas cierpiało na ból głowy, zły sen, i różne inne dolegliwości. Stacje pogotowia zapełniły się astmatykami, i pacjentami cierpiącymi z powodu zanieczyszczenia powietrza. I pomyśleć, że na Górnym Śląsku, gdzie spędziłam swoją młodość indeks zanieczyszczenia powietrza z reguły utrzymywał się na poziomie 3. Niebo tam było zawsze szare, a słońce przymglone. Osoby, które spędziły długi czas na takich zanieczyszczonych terenach są zatrute metalami ciężkimi, zdaje się, że do końca życia. Ja też. Jakie takie zatrucie metalami ciężkimi niesie konsekwencje wolę nawet nie myśleć – bo nic na to nie poradzę.

        No i oczywiście zaczęła się gra polityczna. Premier Ontario twierdzi, że połowa pożarów jest zaprószona przez ludzi, a połowa powstała na skutek błyskawic. W olbrzymim Ontario pożary lasów zdarzają się co roku, Na co opozycja twierdzi, że jest to wynik zmian klimatycznych. Oczywiście są i głosy wskazujące na złą gospodarkę lasami. Hmm. Dla nas z Polski, jest to potwierdzony argument. Nasze, polskie lasy, są nawet na oko porządnie zarządzane, dlatego są takim naszym skarbem narodowym. A wiadomo jak skarb, to ktoś chce nam go ukraść. Skarbów trzeba pilnować.

        Rzeczywiście tak jakby to było istotne, szczególnie dla zmuszonych do ewakuacji swoich domów ludzi. W Kanadzie w tym roku ogień strawił już ponad 4.3 miliona hektarów. Do marca roku bieżącego już ponad 100 tys. Kanadyjczyków zostało zmuszonych do ewakuacji. Obecnie jest to około 20,000. Niektórzy już powrócili – wielu do niczego. Ogień pochłonął wszystko.  Trzeba im pomóc. Nawet się nie chce myśleć o faunie lasów i wód. Kiedy to się odrodzi?  Co tam piekące oczy, co tam ból głowy.

        W gaszeniu pożarów oprócz strażaków, bierze udział armia kanadyjska. Przybywa także pomoc z zagranicy. To na zasadzie: my pomagamy, to i nam pomagają. Do prowincji Quebec z pomocą przybyli strażacy z Francji, a do prowincji Alberta strażacy z Afryki Południowej.  Pomaga nam także wojsko ze Stanów.

        Pożary lasów w Kanadzie są tak rozległe, że są one widoczne na zdjęciach satelitarnych. Kiedy się ten armagedon skończy? Z dużymi ulewnymi deszczami i z nadejściem zimy. Zimy? Toć przecież jeszcze lato się na dobre nie rozpoczęło.

        Są sytuacje kiedy bardzo trudno jest znaleźć jasną stronę. To właśnie taka sytuacja. No chyba, że… Jest taki rodzaj sosny, której szyszki się otwierają dopiero przy gorączce pożaru. Wtedy taki nowy las jest zalesiony tym gatunkiem sosny.

        Są to jack pine and lodgepole pine. Ich szyszki są pokryte serotoniną, która topi się dopiero pod wpływem wysokiej temperatury. I dopiero wtedy nasiona tych szyszek wysypują się i kiełkują. Wcześniejszy pożar lasu można poznać po połaciach lasu pokrytych takimi właśnie sosnami.

W sobotę 9 czerwca odwołano alarm skażenia powietrza. Na razie. Cóż palące i czerwone oczy to nic w porównaniu do… To prawdziwa katastrofa.

Alicja Farmus

Toronto, 9 czerwca, 2023