Kiedy jeszcze rok temu publicznie wskazywało się, że Ukraińcy zostali wystawieni przeciwko Rosji przez USA, w dość beznadziejny sposób w celu przetestowania Kremla, było się „ruską onucą”.  Wojenna propaganda została nakręcona do tego stopnia, że dymiło ze łbów. Propaganda ta objęła zasięgiem również Polskę, jako kraj przyfrontowy, PiS odrzucał jakiekolwiek racjonalne argumenty, działał pod dyktando. Ukraina – mówiono – broni Polski przed rosyjskim samodzierżawiem, dlatego Polska powinna przed nią rozebrać się do naga i oddać w służbę. Tak właśnie zrobiono, kosztem polskich podatników i to bez żadnego pokwitowania.

W ówczesnej propagandzie, Ukraina, państwo nieźle skorumpowane, nagle stała się obrończynią europejskich cnót i demokracji. I to wszystko w jednej chwili na telefon z wiadomej ambasady.

O ile świadomym narodowo Ukraińcom zawieszono przed oczami przynętę  spełnienia marzeń o Samostijnej Ukrainie, odgrzewając XX-wieczne tropy i podgrzewając banderyzm (co było o tyle paradoksalne, że wśród najwyższych władz ukraińskiego państwa dominują Żydzi, których banderowcy rezali podczas II wojny światowej podobnie jak Polaków), o tyle Polaków omamiono wizją Trójmorza pod amerykańskim parasolem.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Ukraińcy podbechtani obietnicami Zachodu, ukołysani medialnym aplauzem zagranicy (skąd, my Polacy to znamy.) rzucili do walki swych najbardziej patriotycznych chłopaków. Ci mniej napaleni i podatni na propagandowe fanfary, zagłosowali nogami i dali dyla. Tromtadracka propaganda zastąpiła trzeźwe myślenie i realne szacunki.  Ocenę potencjału Rosji zastąpiono opowiadaniem, o przestarzałym sprzęcie, zdemoralizowanych, głupich żołnierzach i wychwalaniem NATOwskiej technologii.

Tymczasem Putin chwalił Ukraińców, że walczą bardzo dzielnie… Tylko, że…
Po wycofaniu się Rosjan „na z góry upatrzone pozycje”, okopaniu, przeformowaniu, zmobilizowaniu kolejnych tysięcy żołnierzy, stało się jasne, że długotrwała wojna, w której liczą się potencjały stron jest dla Ukrainy nie do wygrania. Ukraina nie posiada wystarczającej „siły żywej” , którą mogłaby przeciwstawić Rosji, odpowiedniego wsparcia przemysłowego frontu,  a Zachód, który przez kilka dekad rozbrajał się odcinając kupony od dentante nie ma możliwości przyjścia z realną pomocą, samo dostarczenie sprzętu, bez ujęcia go w wojenne doktryny oraz wyszkolenia żołnierzy niewiele pomaga.
Tymczasem na Ukrainie lądowały wagony z amerykańskimi pieniędzmi na podtrzymywanie istnienia państwa i wojska przy 40-procentowym spadku PKB tego kraju. Wagony przesyłane bez wielkiego nadzoru finansowego. Trzeba było mieć bardzo silny charakter by nie skorzystać… I korzystali nie tylko  oligarchowie. Wojna wszędzie daje możliwość szybkiego wzbogacenia się.
Nie tylko Rosja została przetestowana ukraińską wojną, również Zachód  gdzie są jego słabości.
Dla podtrzymania strumienia pieniądza napływającego na stepy, dla efektu politycznego rzucono do kontrofensywy ukraińskich żołnierzy nie bacząc na arkana sztuki wojennej; nie mieli wystarczającej przewagi, nie mieli panowania w powietrzu, dostali rozkaz nie do wykonania.

Dzisiaj widać, że Rosja wygrała tę wojnę. Wygrała geopolitycznie, wygrała wewnętrznie, konsolidując władzę obecnej ekipy i wygrała militarnie, powoli, ale systematycznie przesuwając linię frontu.

Coraz częściej słychać  „po naszej stronie” głosy nawołujące do rozejmu i powrotu do partnerskich stosunków z Rosją. Nikt już nie zakłada, że odbicie Krymu, o jakim jeszcze nie tak dawno mówili ukraińscy politycy, to coś więcej niż gruszki na wierzbie.
W Kijowie pogarszają się nastroje. Ponoć Żeleński nie ma zaufania do Załużnego i boi się jego popularności, a Kliczko wprost wytyka prezydentowi błędy, za które „trzeba ponieść odpowiedzialność”.

Nadszedł czas rozliczeń i szukania kozła ofiarnego. Już się spadło z pierwszych stron gazet, przyjazdy celebrytów do Kijowa przestały być modne, a w obliczu nowych bliskowschodnich wyzwań Ameryka,  mimo deklarowanych intencji  – ukraiński kierunek  zaczyna traktować drugoplanowo.

Sytuacja staje się groźna dla Polski, bo na Ukrainie, mamy olbrzymie nasycenie bronią, a gdy dodamy do tego rozczarowanych, zmęczonych wojną i nie mających wiele do stracenia  weteranów  łatwo o różne „ciekawe” scenariusze, które wcale nie muszą  ograniczać się do tego państwa.

I znów jak tyle razy w historii (od Powstanie Listopadowego poczynając) wygląda na to, że Anglosasi skutecznie wykorzystali Słowian do własnych zadań, zakładając, żeśmy ckliwi, zapalczywi i sprzedajni – te cechy wyjaśniają pełny garnitur ich działań.

Rosja zaatakowała Ukrainę, ale wcześniej Amerykanie sfinansowali  przewrót, wspierając jedną z frakcji, po czym popłynął wielki strumień łask i pieniędzy. Skończyło się jak zawsze, szczęśliwie tym razem to nie my płaciliśmy krwią.

Co z tego ma Ukraina? Co mają Ukraińcy? Na ile ich sytuacja jest lepsza?
Wygrała Rosja, ale wygrali również Amerykanie, między innymi dlatego, że wybili Niemcom z głowy euroazjatyckie mrzonki, odnowili atlantyckie więzy Europy, która musiała się opowiedzieć „za demokracją, przeciwko Putinowi”.

Konflikt trwa,  „piłka nadal jest w grze”. Dzisiaj coraz bardziej widać, że może on posłużyć do kształtowania polityki w Polsce, jak to mówią, kontrola konfliktu, to jedna z dwóch najważniejszych metod rządzenia,  konfliktu ukraińsko-polskiego, za pośrednictwem, którego mogą nami manipulować, a to Niemcy, a to Amerykanie, a to Żydzi. Oczywiście, po to, by pomóc nam go rozwiązać…
Idą trudne czasy.

Andrzej Kumor