Raz do roku prasa katolicka na pewno wspomni Piekary Śląskie i Matkę Boską z tutejszej Bazyliki NMP i św. Bartłomieja. Św. Jan Paweł II nazwał Piekarską Panienkę Matką Sprawiedliwości i Miłości Społecznej. Obraz Karola Zipsera datowany jest przed rokiem 1700.

Pod koniec maja ściągają do stóp Piekarskiej Pani mężczyźni z całej Polski, choć szczególnym mirem cieszy się wśród górników, hutników no i rzecz jasna Ślązaków. Historia Sanktuarium sięga XVII wieku a historia męskiego pielgrzymowania roku 1947-go, choć pierwsza pielgrzymka żeńska odbyła się jeszcze przed wojną.
SB zawsze uważało, że pielgrzymi byli fotogeniczni, ale na zdjęciach się nie kończyło.
Napis na pół wieży kościelnej „ Strzec Wiary Ślubujemy”, który widnieje na starych esbeckich zdjęciach spędzał im pewno sen z powiek.
Tak czy inaczej, co roku, w święto Matki Bożej, setka tysięcy facetów pojawiała się, aby zadeklarować po jakiej stoją stronie. Tym chętniej, że Biskup Bednorz, i jego ówcześni następcy wyciągali rękę do człowieka pracy.

Do pierwszej komunii, w tamtym czasie przystępowało się mając dziewięć lat. Mieszkaliśmy w Bytomiu, niedaleko kościoła św. Jacka. Kilka tygodni po tej uroczystości ruszała niedzielna piesza pielgrzymka do Piekar. Ulicami jest to jakieś pięć kilometrów. Szliśmy w strojach pierwszo-komunijnych; chłopaki nosiły wtedy granatowe ubranka. Pamiętam księdza Henryka Skłodkowskiego, który się nami wtedy opiekował. Zachował się mój obrazek „Pamiątka Pierwszej Komunii Św.”, w ramce z datą i z jego podpisem.
Potem do Piekar jakoś nie trafiałem. Dopiero będąc znowu w Polsce jako świeżo upieczony emeryt, „popielgrzymowałem” tam ponownie pod koniec maja 2021 w samym środku covidowego cyklonu. Zaciągnąłem z sobą kuzyna z Ropczyc, który nas akurat wizytował. W rzeczywistości kuzyn zrobił mi przysługę, bo to on miał samochód. Pielgrzymi byli wtedy zdziesiątkowani, i to dosłownie. O ile mi wiadomo, zezwolono na uczestnictwo dziesięciu tysięcy osób. Wstęp tylko za opaską na ręce. Moją motywacją było tym razem rycerstwo św. Jana Pawła II-go, a w szczególności Brat Piotr. Łodzianin, którego żona jest Ślązaczką co zaszczepiło w nim szczególne przywiązanie do regionu i do Piekarskiej Pani. Wtedy było nas w Piekarach sześciu.
Nie pozwolono nam, Rycerzom pójść w procesji. Musieliśmy przepchać się w okolicę ołtarza na własną rękę.
Dzisiaj, w adwentową niedzielę jedziemy do Piekar ponownie. Odkryliśmy, że przy GIG-u, tuż obok nas, zatrzymuje się autobus linii 5. Jedzie aż do Tarnowskich Gór, a w Piekarach ma przystanek tuż obok bazyliki.
Niedzielny poranek, droga pusta, jedziemy przez pomniejsze miejscowości na północ od Katowic a potem Chorzowa i Bytomia. Widok nie napawa optymizmem. Wzdłuż szosy wiele starych, zaniedbanych albo opuszczonych budynków. Gdzieniegdzie powybijane albo zabite deskami okna. Jedynie Siemianowice Śląskie wyglądają schludnie. Może to zasługa Prezydenta miasta, Rafała Piecha, który tam rządzi od 2014-go roku, bo ludzie pewno podobni. Czy ktoś ma tu jakiś plan? Czy to tylko brak pieniędzy? No i dlaczego mieszkańcy się na to godzą? Pewno się przyzwyczaili. Katowice, Gliwice wyludniają się. Z Katowic ubyło w tamtym roku 7000 mieszkańców, to ok. 2.5%. Trend nie jest nowy i zdaje się, że recepta na jego poprawę jest niejasna.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

W Bazylice odbędzie się uroczystość erygowania pierwszej chorągwi rycerskiej w okolicy. Jest sam Brat Generał, jest też sporo innych Braci, niektórzy z dość daleka. Ale to nie koniec, na uroczystość przybył także Adam Włodarczyk, Biskup Pomocniczy Archidiecezji Katowickiej. Uroczystość nie kończy się na mszy świętej. Nowo upieczeni Rycerze zaproszeni zostają do świetlicy na spotkanie i poczęstunek. Okazuje się, że jego Ekscelencja ma dla nas czas. Wokół stołu siedzi około trzydzieści osób. Jego Ekscelencja proponuje, aby wszyscy, po kolei, przedstawili się i powiedzieli o sobie kilka słów. Biskup słucha każdego z nas z najwyższą uwagą. W końcu kolejka dochodzi do niego i on robi to samo co my, wstaje i mówi kilka słów o sobie i o swojej posłudze.

Zjawisko jakim jest Teatr Żelazny odkryliśmy jeszcze w Cieplicach zastanawiając się nad pójściem na jakiś spektakl.
Piszę zjawisko, bo krótka historia tej grupy – można by powiedzieć – szaleńców jest pasjonująca. Zaczęli w 2011 w Domu Kultury w Bogucicach. Wkrótce potem, poszukiwanie własnej przestrzeni zaprowadziło ich na dworzec kolejowy na Ligocie, a po dwóch latach, z powodu remontu tamtego w jeszcze gorszy, zrujnowany budynek stacji w Piotrowicach. W każdym miejscu wywózka gruzu i prowizorka.
Ale bycie konsekwentnym, no i pewno dyrektorowanie Piotra Wiśniewskiego daje rezultaty. Teatr przyciąga widzów i wykonawców. Warto spojrzeć na website.
Teraz jest już lepiej, bo istnieje realna perspektywa własnego miejsca. Póki co, obecny adres to ul. Gliwicka 148a, na obrzeżu Katowic. Teatr Żelazny zaprasza do autentycznego baraku z blachy falistej, ale za to z klimatyzacją.

Idziemy na spektakl „Facet na telefon”. Kilka tygodni później, już po Nowym Roku zaprosimy Krysiuńcię z Wojtkiem i w czwórkę pojedziemy tramwajem na „Oddam żonę w dobre ręce”.
Są też jednak i plusy „ujemne”. Na scenie, w teatralnym mieszkaniu, stoi ponad metrowej wielkości złocony penis. W spektaklach przewija się element seksu, który, w naszym mniemaniu, jest trochę zbyt dosadny. No, ale to opinie dziadków. Widownia, widać tu stałych bywalców, stanowczo to lubi. Podobnie jak drobne, super – wtręty polityczne, tyle, że sympatyzujące z tymi, którzy nas przyprawiają o ból głów i serc.

Katowice od kilku już tygodni szykują się do świąt. Na rynku, przed Teatrem Śląskim im. St. Wyspiańskiego, stacjonuje sporej wielkości koło młyńskie. Wejścia pilnuje figura dziadka do orzechów. Obok instaluje się małe przenośne lodowisko, no i stragany.
Właściciel tego z olejami z wszelkich możliwych nasion, na pewno rozpoznaje Panię Basię, a w naszej kuchni królują oleje z pestek z dyni, ostropestu, gorczycy i inne.
Świątecznie przypomina się też wytwórca świetnego wina i crémant, Jean-Marc Gilet, którego Vouvray znamy od lat.
Zamawiamy dwie skrzynki, które wylądują u Małgosi i Andrzeja w Paryżu, którzy zgadzają się wspaniałomyślnie wysłać to paczką Polimexu, a ta dotrze do nas kilka tygodni później.

Teściówka choruje już od kilku tygodni. Nie pierwsza to zima, która jej tak dokucza. Musi bardzo uważać na osłabione płuca i oskrzela, a to oznacza kilka tygodni w domu. To oznacza też, że nie spotkamy się na Wigilię i spędzimy ją we dwoje.
Za to Pani Basia jest w dużo lepszej formie niż rok temu, gdy po przebytych chorobach, nasz przyjazd tutaj wisiał tygodniami na włosku. No i zabieramy się do pierogów i uszek. Gdzieś po sto pięćdziesiąt sztuk. Moją determinację przy wałkowaniu ciasta podtrzymuje piwo „0”, a głód tamują pierwsze pierogowe partie, które mocno uszczuplam.
Odkryliśmy mrożone prawdziwki w cenach wariacko niskich, więc farsz jest najlepszy z możliwych.
Miała być zupa rybna, świetnie robiona przez teściówkę, ale może w następnym roku?
Pani Stenia podrzuca własnej roboty piernik, a reszty dopełniają kołacze od Jaromina.
Skutki nadwyrężają wagę w naszej łazience.

Za to Nowy Rok będzie spędzony rodzinnie. W końcu dojdzie do spotkania z kuzynostwem w Żywcu. Minęliśmy się z córką i zięciem i z ich dziećmi. To z nim widziałem się pod koniec hiszpańskiego lata w Barcelonie. Dostajemy dla siebie całe ich piętro, łącznie z pianinem Casio, na którym mogę w chwilach ciszy poćwiczyć.
Na ścianie nowość, wielka mapa historyczna Rzeczpospolitej Obojga Narodów z czasów jej świetności. Na niej odnośniki do “Trylogii” Henryka Sienkiewicza. Zaznaczone są miejscowości, które są tłem dla wydarzeń w „Ogniem i mieczem”, „Potopie” i „Panu Wołodyjowskim”.

No i zbliżamy się do Sylwestra. Kolektywnie ucinamy sobie popołudniową drzemkę zanim nadejdzie uroczysty wieczór. Moja wersja elegancji to różowa muszka choć jestem w pantoflach.
Jak smakuje szampan po prawie roku diety bezalkoholowej? Świetnie, choć nie ma sensacji. Może przesłania to perspektywa dziwnego czasu w jaki zmuszeni jesteśmy wkroczyć, a może dobre i zwięzłe przemówienie Prezydenta Dudy, które wtedy mogło jeszcze dawać nadzieję skutecznej kontry w stosunku do działań nowego rządu.
Rozdzwaniają się torontońskie telefony. Bimbają smsy i WhatsAppy. Teraz już na dobre jesteśmy w 2024.
Rycerstwo, tradycyjnie już, pielgrzymuje pod koniec roku do jednego z ośrodków maryjnych. To w Fatimie skrzyżowały się na dobre nasze drogi. Rycerze są Fatimie także teraz, choć bez nas.

Leszek Dacko