Kiedy byłem małym chłopcem często chodziłem do pobliskiego lasu w Komorowie. Miałem tam ulubione ścieżki i polanki, gdzie po prostu się dobrze czułem. Pamiętam te uczucia do dzisiaj. Są komfortowe.

W wieku 17 lat przeżyłem pierwszą śmierć kliniczną, kiedy to w Komorowie pod Warszawą byłem podstępnie zaatakowany przez lokalnych chuliganów poniemieckim oficerskim bagnetem. Jego ostrze przebiło mi lewe płuco i zatrzymało się 7 mm od serca. Wychodziłem z ciała do góry różowym tunelem, ale wróciłem do życia w po otrzymaniu zastrzyku adrenaliny w karetce. To wydarzenie spowodowała ciekawość życia duszy po śmieci.

Kiedy ścieżka imigracyjna zaprowadziła mnie do dalekiej Kanady po pięciu latach pracy dla różnych firm zrozumiałem, że jedyna droga do bogactwa to własny biznes. Praca dla innych starcza tylko na pokrycie kosztów życia.
W 1975 z bardzo małą ilością kapitału stworzyłem własną firmę komputerową Transduction, która prężnie działa do tej pory. Przyjazny bankier dal mi kredyt zabezpieczony moim domem, ale to i tak było mało.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Przeczytałem wtedy artykuł w prasie, który twierdził, że biznesmani sukcesu w Nowym Jorku mają zdolności psychotroniczne. Dlatego mimo mego sceptycyzmu zacząłem chodzić na lekcje psychotroniki do Britten Spiritual Church w Toronto. Tam moja nauczycielka, inteligentna kobieta June za pomocą swoich ćwiczeń szybko udowodniła mi istnienie praktycznej telepatii. Byłem tym olśniony i od razu zacząłem jej używać na potrzeby mego biznesu. To naprawdę zaczęło działać!

Kiedy w 1981 roku chciałem pojechać do Polski, aby zainwestować tam moje oszczędności z Kanady, konsulat w Toronto odmówił mi prawa wjazdu ze względu na Stan Wojenny. Pojechałem więc do Peru, gdzie od lat wspomagałem finansowo czwórkę biednych dzieci. Tam postanowiłem odwiedzić indiańskie plemiona w Amazonii, aby poznać ich zdolności psychotroniczne.

Indianin, którego spotkałem w rzecznym porcie miasta Iquitos zawiózł mnie swoją łodzią do siedziby szamana Pancho, (dzień jazdy po rzece Itaya). Tamten zgodził się na krótki kurs podstawowych zdolności szamańskich. Najpierw kazał mi chodzić tam i z powrotem po drzewach, które spadły nad strumykiem w celu ćwiczenia równowagi i balansu ciała oraz ducha. Nieuwaga groziła upadkiem z pokaźnej wysokości, ale dałem radę. W nocy wyruszyliśmy na spacer po dżungli, gdzie polowaliśmy na duże, jadalne żaby rana. Taka „rana” pieczona nad ogniskiem to dobra kolacja. Na koniec Pancho podał mi uprzednio przygotowany wywar ayahuaski, po którym straciłem czucie ciała, ale mogłem się poruszać w czasie siłą mojej woli. Po raz pierwszy w życiu poczułem prawdziwą wolność, dusza bez ciała. Do dziś pamiętam każdą chwilę tamtego przeżycia. Ayahuaska pokazała mi furtkę do wolności duszy i teraz taki stan mogę osiągnąć prostą medytacją.

W Iquitos poznałem starszego Pana Alvarado, który urzędował w drewnianej komórce, na targu w Iquitos, na zboczu Amazonki. Pan Alvarado miał w tej komórce wielką ilości wywarów z kor różnych drzew Amazonii. Każdy z nich miał inne wartości lecznicze. Potrafił on według własnej oceny klienta przygotować indywidualną nalewkę z kor różnych drzew. Spreparowana przez niego butelka samogonu z trzciny cukrowej z domieszką wywarów z kor skutkowała niesamowitym wzmocnieniem energii.

W 2005 roku jechałem z żoną Mulan autostradą 401 do Toronto. W pewnym momencie poczułem silny wstrząs i powiedziałem żonie, że właśnie zmarł Papież Jan Paweł II. Za kilkanaście minut potwierdziła to chińska stacja FM z Toronto. Współczułem naszemu Papieżowi, ponieważ przez wiele lat przed śmiercią cierpiał on na dotkliwe bóle głowy a mimo tego dla dobra Kościoła nie ustępował ze stanowiska. Śmierć go od tego bólu uwolniła.
Przez pewien czas, kiedy jeździłem samochodem po 401 silnie odczuwałem ducha Pani Renaty Malickiej, która to pomogła mi w uzyskaniu paszportu do wyjazdu z Polski w 1969 roku.
Jako młodzieniec czytałem ogromną ilość książek. Jedna z nich francuskiego nowelisty Guy de Maupassant wspominała, że wiele drzwi stoi dla pięknych kobiet otworem. Po odmowie paszportu zapukałem do drzwi domu Pani Renaty z pięknym bukietem czerwonych róż co ją wyraźnie zaskoczyło. Poprosiłem ją o pomoc z odwołaniem do Ministerstwa w sprawie mego paszportu. Pani Malicka uśmiechnęła się, lekko skinęła głową i przyjęła bukiet róż. Więcej jej nigdy nie widziałem. Po dwóch tygodniach otrzymałem wezwanie na rozmowę do Ministerstwa (MSW) w sprawie mego paszportu, który to niedługo potem otrzymałem. Po dwóch dniach od tego wydarzenia wyjechałem z Polski.

Po 45 latach od tego czasu duch Pani Malickiej niecierpliwie mi ją przypominał podczas jazdy samochodem. Robiło mi się bardzo nieprzyjemnie, bo zrozumiałem że nigdy jej za pomoc z paszportem nie podziękowałem. Lepiej zrobić to późno niż wcale, ale ona dawno temu zmarła. Jej córka Dorota też. Żyje natomiast wnuczka z dwojgiem dzieci, którą rok temu porzucił mąż. Przesłałem więc wnuczce $10000 dolarów z podziękowaniem za pomoc, którą otrzymałem od jej babci 45 lat temu.
Duch Pani Malickiej więcej mi się nie pokazał.

W 2012 roku bylem na wakacjach w Peru i kiedy wracałem do miasta Iquitos rzeką Itaya jechał ze mną starszy szaman. Zapytałem go czy dusza szamana nie umiera? Odpowiedział jednym słowem „nigdy”. Przez dwie godziny jazdy motorówką była to nasza jedyna rozmowa.

Z upływem lat nabierałem coraz większych zdolności psychotronicznych co pozwoliło mi na podróże mojej duszy po świecie oraz doskonalenie umiejętności takich jak kucharzenie czy też rozmnażanie komórkowe roślin.
Przede wszystkim jednak pozbyłem się lęku przed śmiercią, bo wiem, że dusza nie umiera. Dlatego wierzę, że po zakończeniu ziemskiej wędrówki czeka moją duszę wielka przygoda w celu jej dalszego doskonalenia. Nawet jeśli tak nie jest to jest mi przyjemnie tak myśleć.

Stanisław Tymiński
Acton, Canada 27 Marca 2024