Kiedyś było prościej. Facet siedział przy ulicy przed moim domem i czatował. Sprawdzał kto wchodzi, kto wychodzi. Zapewne robił tym odwiedzającym osobom zdjęcie. Skąd wiadomo? Bo był palaczem i palił w samochodzie – rozżarzony papieros zdradzał jego obecność. Tak około 2-giej nad ranem znikał. Mój nadgorliwy w pilnowaniu mnie sąsiad (praktykujący torontoński prawnik) zgłosił to na policję, i dowiedział się, że to prywatna firma detektywistyczna obserwująca mój dom – czyli mnie?
Ta część była prosta, ale po co to kto i kto to robił tego do dzisiaj nie wiem. Żeby się tego dowiedzieć musiałaby być rozpoczęta sprawa sądowa, a nie sądziłam, że akurat na to chcę wydawać moje ciężko zarobione pieniądze. Tak, domyślam się dlaczego (i kto) mnie śledził, ale to nic pewnego, bo twardych dowodów brak, więc po prostu nie wiem. Ale wtedy był facet, był samochód jakiejś prywatnej firmy detektywistycznej, ktoś był moim domem (choć nie sądzę, że mną) zainteresowany.
Dwie dekady do przodu. Nikt nie potrzebuje żadnych samochodów parkujących przy ulicy przed moim domem, nikt nie potrzebuje znudzonego czuwaniem detektywa palącego papierosa w samochodzie. Bo i tak wszystko o wszystkich wiadomo. Wystarczy tylko być dostatecznie wysoko w hierarchii społecznej i zapłacić na przykład googlowi, albo facebookowi – i już. Wiadomo. Oni wiedzą (i pamiętają na zawsze) to z kim rozmawiam, kto mnie odwiedza, gdzie chodzę, kiedy idę spać itp. Nie łudźcie się, że was to śledzenie omija. A to, że nie macie nic do ukrycia, jest bez znaczenia. Gdy zajdzie potrzeba, to na każdego się znajdzie hak.
Osobiście czuję się tym śledzeniem po prostu osaczona. I nie ma to znaczenia w jakim celu zbierają o mnie informacje. Ważne jest to, że zbierają bez mojej wiedzy i pozwolenia.
Niewinny przykład. Jako bibliofil kochający książki, jestem częstą użytkowniczką Toronto Public Library (jednej z najlepszych bibliotek w świecie). Coraz częściej także korzystam z elektronicznych zasobów czy to w postaci ebooków, czy audiobooków. Ostatnio z Toronto Public Library (TPL.ca) on line weszłam na link z BBC pozwalający na oglądanie video i seriali wyprodukowanych przez BBC – klasyków za darmo.
Nawet obejrzałam dwa epizody Pride and Prejudice (Duma i uprzedzenie) zrealizowanego na podstawie angielskiej pisarki Jane Austen. I myślałam, że to tyle. A tu o nie bratku! Nawet jeszcze się nie wylogowałam, gdy zaczęły mnie zalewać e-maile i strony propagujące różne formy brytyjskiej klasyki: i filmy, i książki, i zakupy brytyjskich produktów, i co tam jeszcze. Ludzie, weźcie se na wstrzymanie. Nie atakujcie mnie tak nachalnie. Ja tylko chciałam zobaczyć co mi BBC oferuje za darmo poprzez połączenie z biblioteki, a tu zostałam zaatakowana przez hieny jakieś i ich oferty. Po prostu mi się wszystkiego odechciało. Nawet oglądanie dalszych części Dumy i uprzedzenia, a nawet korzystania z on-line udogodnień biblioteki torontońskiej. A przecież jeśli pójdę osobiście do biblioteki i będę wertować i wybierać książki (trochę na chybił trafił) z regałów, to mnie i tak namierzą przy pożyczaniu, bo moja karta biblioteczna zostawi elektroniczny ślad mojej aktywności.
Nie ma ratunku. Jedyne pocieszenie to, że także śledzą innych, także tych, którzy myślą, że są chronieni. I są. Przykład? Weźcie takiego obecnego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Temu to świat jego komentarza o ‘murzyńskości’ nie wybaczy, ani drogich ośmiorniczek jedzonych za pieniądze podatników. To nic, że to było lata temu. Google ciągle pamięta. I dodaje nowe.
Zawsze wydawało mi się, że etosem Polaka było nie donoszenie na bliźniego. To było po prostu samo zło. Jednak zawsze mnie dziwiły wysokie statystyki donosów Polaków, także na Polaków; czy to do NKWD, czy do gestapo, czy do komunistycznych organów bezpieczeństwa. Nigdy nie sądziłam jednak, że ujawni się grupa chwaląca się donoszeniem. A tak się właśnie stało. Biuro tego samego wspomnianego wyżej ministra spraw zagranicznych wysłało notę ze skargą do Watykanu na dwóch polskich biskupów za ich nauczania.
O jakie słowa chodziło?
– słowa biskupa Antoniego Długosza, który 11 lipca podczas Apelu Jasnogórskiego publicznie poparł Ruch Obrony Pogranicza Roberta Bąkiewicza,
– słowa biskupa Wiesława Meringa, który powiedział, że “rządzą nami ludzie, którzy określają się jako Niemcy”.
Nota protestacyjna polskiego MSZ do Stolicy Apostolskiej oznacza bezprecedensowy atak i pogorszenie relacji z Kościołem. Takim językiem nawet komuniści nie mieli odwagi zwracać się do Watykanu.
I tu proszę! Gazeta Wyborcza z 16 lipca, 2025, piórem Aleksandry Sobczak, pochwaliła to donoszenie. Uznała to za dobrą wiadomość, że MSZ ‘naskarżyło’ do Watykanu na biskupów. Właśnie takiego słowa pani redaktor Wyborczej użyła: MSZ naskarżyło do Watykanu na biskupów.
Dla mnie jest to potwierdzenie na istnienie grupy w Polsce, dla której skarżenie i donoszenie jest cechą pozytywną. Ale żeby to tak otwarcie nam rzucać w twarz? Kim są ci ludzie? Za dawnych czasów donosili (do gestapo, urzędu bezpieczeństwa, do NKWD), ale liczyli na to, że to donoszenie się nigdy nie wyda. Potem (czyli obecnie) swój swego chroni i popiera, czyli donosiciel wspiera donosiciela. Ale żeby się tak ze skarżeniem i donosami obnosić i je pochwalać? Poziom tego całego skarżenia taki sam jak w przedszkolu: skarżypyta.
I co to całe skarżenie na biskupów do Watykanu ma dać? Jeśli już skarżymy, to nie róbmy z tego laurki i nie ośmieszajmy się poziomem. Ale przecież tu nie o ośmieszanie chodzi, ale o obecność. Ważne, żeby zaistnieć tak jak influencer. Następne jest pyskówka tego samego ministra spraw zagranicznych RP z węgierskim ministrem.
No naprawdę? Ten nasz minister, który usłużnie podskakiwał i przed Putinem i przed Merkel pyskuje na węgierskiego odpowiednika i mu zarzuca jakiś medalik od Putina.
Dopóki nie przyjechałam do Kanady to nie wiedziałam co to jest hucpa. Odpowiedni z wielkiego miasta Warszawy nauczyli mnie. A tu wróble na dachu ćwierkają, że tenże sam minister Sikorski ma zostać wicepremierem w zorganizowanym gabinecie Tuska.
To już cała saga reorganizacji obecnego gabinetu polskiego rządu. Nowy gabinet ma być ogłoszony w środę, 23 lipca. Tylko nie wiem po co? Ale za to wiem, dlaczego każda pyskówka, każde tupnięcie nogą jest dobre, żeby utrzymać się na powierzchni życia wirtualnego. Nie koniecznie za to politycznego.
Przecież to wszystko, ten fakt skarżenia na polskich biskupów do Watykanu, te pyskówki w necie z węgierskim ministerstwem spraw zagranicznych, to wytykanie czyichś błędów a ślepota na własne, itp./itd., także zostanie zapisane – i zapamiętane. Marna to pociecha, ale zawsze pociecha, że to nie tylko ja jestem śledzona.
Alicja Farmus, Toronto, 21 lipca, 2025






























































