Stuka nam kolejna rocznica Porozumień Sierpniowych. Data przeszła do historii, jak wiele jej podobnych które zaważyły na życiu całego pokolenia, a potem stały się suchym zapisem w podręcznikach. Tak jest z całym okresem solidarnościowej odwilży, która została ujęta w podręcznikowe schematy i jest obecnie częścią szkolnych programów nie wzbudzając w nowych pokoleniach specjalnych emocji.
Wydarzenie, które odcisnęło się później – za sprawą stanu wojennego – na losach milionów Polaków, jest podobnie jak wiele innych w historii,  powodem do namysłu nad Polską i Polakami.
Dzisiaj możemy łzawo powspominać tamte emocje, ale też możemy na chłodno skalkulować to, czego wówczas nie wiedzieliśmy, a dzisiaj jest jasne; to jak bardzo daliśmy się nabrać, kto tymi wydarzeniami i w jaki sposób sterował, po co zostały wywołane, gdzie był ośrodek decyzyjny.
Okres tak zwanej transformacji ustrojowej to przecież szereg czkawek społecznych komunistycznej Polski; zmagań różnych frakcji rządzących i wpływów zagranicznych agentur oraz  ciężkiej łapy Związku Radzieckiego. Wydarzenia te obrastają w mity, mają też emocjonalne znaczenie dla ludzi, którzy wtedy się w nie angażowali, lub w ich efekcie cierpieli. Patrząc z dzisiejszej perspektywy był to początek nicowania bloku komunistycznego, prowadzonego przez służby, te posiadające najwięcej wpływów i informacji –  głównie wywiad wojskowy. Była to część  procesu rozbrajania ideologicznego bloku sowieckiego.
Miało to także udowodnić elitom komunistycznym że nie ma się co bać procesu przemian, ponieważ ich interesy będą w nim zabezpieczone. Nie będzie żadnego rozliczania, wieszania na drzewach; tego wszystkiego, czego komuniści bali się jeszcze w latach 50.; przekonywano tymczasem, że kapitalizm da im możliwość materialnego potwierdzenia i podbudowania swojego statusu społecznego.
To wszystko zapoczątkował festiwal solidarności, który też posłużył do zweryfikowania i zidentyfikowania ludzi, którzy do tego procesu będą się nadawali; oddzielenia “konstruktywnej opozycji”, od „radykałów”, „zwierzęcych antykomunistów”, którzy chcieliby „utopić kraj we krwi”, od tych prowadzonych na esbeckiej smyczy zlegendowanych agentów, albo tych skorych do wymiany statusu trybuna ludowego na gabinety sekretarki, służbowe samochody oraz udziały w profitach władzy.
Z dzisiejszej perspektywy te wielkie emocje, które nam wówczas towarzyszyły były spreparowane.
W perspektywie geopolitycznej, od lat 50. ubiegłego wieku, walka tak zwanego „wolnego świata” z „imperium zła” miała jeden dylemat; jak doprowadzić do implozji systemu, tak aby nie popadł on w całkowity chaos uwalniając w niepowołane ręce, zagrażające Zachodowi technologie oraz broń nuklearną.
Dokooptowanie elit komunistycznych do Zachodu i wciągnięcie państw  bloku wschodniego do strefy dolarowej  miało stanowić okno wystawowe dla elit rosyjskich, aby dały sobie uczynić to samo i dołączyły do luksusów kapitalistycznego świata.
W przypadku Polski udało się to w stu procentach, w przypadku Rosji trochę nie wyszło; w przypadku Chin, gdzie ten wariant również został wdrożony, zakończyło się zupełną porażką.
Pamiętajmy o polskim Sierpniu, o tych, którzy wtedy pokazali patriotyzm i troskę o dobro wspólne, ale jednocześnie korzystajmy z tych wydarzeń, jak z najlepszych historycznych korepetycji, podsumowanych spotkaniem Dawida Rockefellera z Wojciechem Jaruzelskim.  Uczmy się na błędach, nie dajmy się wodzić za nos.   Odbudujmy człowiek po człowieku wolną Polskę i porównujmy co wówczas myśleliśmy, z tym co myślimy dzisiaj., bo to kształci.
Andrzej Kumor
PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU