W ostatnią niedzielę, to znaczy 23 czerwca, we wszystkich kościołach w Polsce odśpiewane zostały suplikacje w celu zadośćuczynieniu Panu Bogu za zniewagi, jakich dopuścili się sponsorzy, organizatorzy i uczestnicy parad sodomitów.

Myślę, że zniewaga spotkała Pana Boga również ze strony policji, która nie tylko parady te ochraniała, ale i bezceremonialnie traktowała osoby, którym nie podobało się szydercze parodiowanie katolickich symboli i obrzędów religijnych. Chociaż z kodeksu karnego przepisy o obrazie uczuć religijnych nie zostały usunięte, to policja nie reagowała nawet na ewidentne naruszenia tego kodeksowego paragrafu.

Najwyraźniej pani  Elżbieta Witek, która 4 czerwca, akurat w Dzień Konfidenta, została nowym ministrem spraw wewnętrznych i administracji w miejsce pana Joachima Brudzińskiego, przeniesionego na polityczną emeryturę do Parlamentu Europejskiego, musiała policjantom surowo przykazać, by sodomitom nie przeszkadzali, co w szeregach policji musiało być przyjęte z ulgą – bo jakże tu szarpać się z rozwydrzonymi osobnikami przynależącymi do wszystkich siedmiu płci? „Psu nie honor bić się z kotem. Co mu potem?” – zauważył już dawno temu Jan Brzechwa, który tak naprawdę nazywał się Lessman, podobnie zresztą, jak inny poeta, Bolesław Leśmian, któremu przyjęcie nazwiska „Leśmian” w miejsce Lessmana doradził Antoni Lange, też tęgi poeta: („A więc nie lubi pani mych rymów zbyt prostych?”), który poezję lubił i doceniał – o czym świadczy fragment: „Biały wiersz – cud nad cudy – lampa czarodziejska, heksametr z ilionowych wzięty wykopalisk, jak pantera wygięta w skok – strofa alcejska, nęci mnie dzisiaj bardziej, niż wdzięki odalisk.”

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Miał też osobliwe pomysły, jak na przykład – przeprowadzenie osobliwego rozbioru poematu Juliusza Słowackiego „Ojciec zadżumionych”: „Trzy razy – uważasz pan – księżyc odmienił się złoty, gdy na tym piasku rozbiłem – taka, panie kombinacja – namioty”. Ale dość już tej poezji; „poezji nikt nie zji” – jak mawiał Rurka z nieśmiertelnego poematu Janusza Szpotańskiego „Towarzysz Szmaciak”, więc tylko odnotuję, że szefową gabinetu politycznego pani minister Witek została pani Natalia Grządziel, do niedawna makijażystka pana prezesa Kaczyńskiego.


A mówią, że w Polsce nie można zrobić oszałamiającej kariery! Jakże „nie można”, kiedy przecież można! To by nawet trzymało się tak zwanej „kupy”, bo panią minister Witek też ktoś musi smarować kremami, a poza tym nawet co bardziej spostrzegawczy przedstawiciele obozu zdrady i zaprzaństwa ostrzegają, że ekscesy sodomitów to woda na młyn prezesa Kaczyńskiego, który nie kiwając nawet palcem może się zaprezentować jako unus defensor Ecclesiae.

Miejmy tedy nadzieję,  że w takiej sytuacji i Pan Bóg łatwiej się udobrucha.

Z Allahem byłoby chyba trudniej – o czym przekonali się niedawno dwaj Szwedzi, którym strzelił do głowy pomysł urządzenia na stadionie przedstawienia darcia Koranu. Już wszystko było przygotowane; imprezę ochraniały policyjne radiowozy, salonowa publiczność już się nasładzała – ale kiedy wykonawcy przystąpili do akcji, przez stadionowe ogrodzenie zaczęły przeskakiwać setki rozjuszonych muzułmanów, biegnąc w stronę bohaterów spektaklu. Ci ledwo zdążyli wsiąść do radiowozu i w towarzystwie innych policyjnych radiowozów na pełnym gazie uciekli ze stadionu, dzięki czemu uniknęli niechybnego zlinczowania.

Najwyraźniej katolicki Pan Bóg wydaje się łagodniejszy od Allaha, ale co będzie,  jeśli pewnego dnia da nam do zrozumienia, że eunuchoidalne suplikacje już Go nie satysfakcjonują? W tej sytuacji sodomici mogą nadziać się na potężną minę, przed którą nie uchroni ich nawet sam pan Adam Bodnar, zatrudniony na operetkowej posadzie Rzecznika Praw Obywatelskich.

Tymczasem po wizycie w USA pana prezydenta Andrzeja Dudy w szeregach obozu zdrady i zaprzaństwa zapanowała konsternacja. Widać bowiem jak na dłoni, że Nasz Najważniejszy Sojusznik szykuje się do rozgrywki z Chinami, do której wstępem będzie zapewne próba zmiażdżenia złowrogiego Iranu, który od lat spędza sen z powiek bezcennemu Izraelowi.  Inter arma silent musae – mawiali starożytni Rzymianie, co się wykłada, że nawet muzy milczą wśród szczęku broni, a cóż dopiero arywiści, co to niedawno wyjrzeli z rozporka? Toteż prezydent Duda kupił wszystko, co tam mu  gospodarze zaproponowali i przełknął uwagę prezydenta Trumpa, który po  ponarzekaniu na Chiny oświadczył nieoczekiwania, że jest przekonany, że niedługo i Polska będzie miała dobre stosunki z Rosją, podobnie jak Stany Zjednoczone.

Najwyraźniej wie już coś, czego my jeszcze nie wiemy, podobnie jak izraelski prezydent Rivlin, który niedawno zaprosił do Polski zimnego ruskiego czekistę Putina.

Nic dziwnego, że w tej sytuacji obóz zdrady i zaprzaństwa dostaje kołowacizny. Doszło nawet do tego, że przed siedzibami Platformy, Nowoczesnej, SLD i sodomickiej „Wiosny” pikietowali „Obywatele SB”, domagając się odpowiedzi na pytanie,  czy ci wszyscy działacze, aby na pewno chcą wygrać wybory i w jaki sposób zamierzają tej sztuki dokonać. Okazało się przy okazji, że „Obywatele”, w imieniu których przemówił pan Igor Isajew, też mają swój program w postaci „Deklaracji na jesień”. Ma być tak:   jedna lista w wyborach do Sejmu, konstytucyjna większość i ustrojowa reforma kraju. Słowem – tak jak za czasów Frontu Jedności Narodu,  kiedy to Partia miała większość konstytucyjną i reformowała ustrojowo kraj, w jaką tylko stronę chciała. To znaczy – w jaką stroną kazał jej reformować Leonid Breżniew.

Myślę, że i Nasz Obecny Najważniejszy Sojusznik nie byłby od tego, bo co to komu szkodzi, jak demokracja jest przewidywalna – czy jednak powierzy to zadanie akurat arywistom z Platformy Obywatelskiej, czy wyliniałym farbowanym lisom z SLD?

Wprawdzie w 2003 roku prezydent Kwaśniewski i premier Miller w ramach podlizywania się prezydentowi Bushowi (młodszemu) wysłali kontyngent naszej niezwyciężonej armii do Iraku („wódz bisurmany gromi, a wzdycha do kraju”), ale  skończyło się na napiwku, jaki Nour Corporation porozdzielała między agentów (o czym ani WSI, ani ABW, ani Agencja Wywiadu tradycyjnie nic „nie wiedziały”), podobnym do tego, jaki stare kiejkuty dostały za stanie na świecy przy tajnym więzieniu CIA.

W rezultacie, gdy minister Klich naszą niezwyciężoną armię z Iraku wycofał, to nie było ani łupów, ani jeńców, ani branek. Aleksander Kwaśniewski nie dostał  oczekiwanej posady I Sekretarza ONZ, ani  nawet posady I Sekretarza NATO i musiał kontentować się jakąś burgrabiowską posadą u Żydów – ale Naczelnik Państwa, w porozumieniu z panem prezydentem Dudą z pewnością tych wszystkich „demokratów” przelicytują, więc po co zmieniać konie podczas przeprawy, która sprawia coraz poważniejsze wrażenie?

Stanisław Michalkiewicz