Niestety, wojna handlowa między Chinami i Stanami rozkręca się i powoli zacznie negatywnie wpływać również na polską gospodarkę. Całkiem możliwe, że niedługo wojna ta wejdzie na wyższy poziom i stanie się wojną walutową lub wojną na krypto waluty. Jeszcze wyżej w hierarchii niebezpieczeństwa jest już tylko zimna wojna, a na końcu wojna gorąca. Gorącą wojna mogła zaistnieć jeszcze kilka lat temu, kiedy jedno z państw miało ogromną przewagę militarną nad wszystkimi innymi państwami w tym i nad ChRL. Dzisiaj potencjały militarne potencjalnych przeciwników staja się coraz bardziej wyrównane. Nie jest też oczywiste, że inne państwa byłyby neutralne w takim konflikcie. Wydawało się, że na ostatnim szczycie G20 w Osace dojdzie do jakiegoś porozumienia pomiędzy prezydentem Trumpem i premierem Xi Jinpingiem i zostanie osiągnięte jakieś porozumienie w sprawie chwilowego zawieszenia wojny handlowej. Powodem do takiej chwilowej ugody mogły być nadciągające wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych oraz już obserwowane negatywne rezultaty wojny celnej w obu państwach. W Chinach straciło pracę ponad trzy miliony ludzi a gospodarki Chin i Stanów spowalniają. Zmniejszone zakupy tych państw na rynkach trzecich powoli zaczyna wpływać na gospodarki innych państw. Przed spotkaniem w Osace prezydent Trump w sposób charakterystyczny dla siebie prawie przymuszał premiera ChRL do przybycia na szczycie G20. Dawał do zrozumienia, że zależy mu na spotkaniu i rozmowie w cztery oczy z Xi Jinpingiem. Spotkanie prezydenta i premiera odbyło się, przy czym nie podano, czego dotyczyła rozmowa, chociaż było to najważniejsze spotkanie na szczycie w Osace. Tymczasem nie minęły trzy miesiące spokoju i obie strony zapowiedziały kolejną wymianę ciosów w postaci dodatkowych ceł. Waszyngton wprowadził cła na 818 rodzajów chińskich towarów w wysokości 300 mld dolarów rocznie. Część z amerykańskich ceł ma wejść w życie właśnie 1 września a reszta 15 grudnia. Pekin zapowiedział wprowadzeniem dodatkowych ceł na import z USA warty rocznie 75 mld dolarów. Według agencji Reutera cła obejmą ponad 5 tys. amerykańskich dóbr, m.in.: ropę naftową, samochody i małe samoloty.

Warto przypomnieć przyczyny, które doprowadziły do tak ostrej konfrontacji, chociaż przez kilkadziesiąt lat poprzedzających obecny kryzys we wzajemnych relacjach gospodarka amerykańska i chińska żyły w swoistej symbiozie. Amerykanie kupowali tanie produkty chińskie produkowane na amerykańskich maszynach i przy zastawaniu amerykańskich technologii. Początkowo chiński eksport ograniczał się do pracochłonnych, prostych i tanich towarów. Amerykanie uzyskiwali w ten sposób „oszczędności” między innymi na wysokich płacach dla własnych robotnikach. Ubocznym efektem importowania coraz to większej liczby chińskich produktów było gromadzenie przez Ludowy Bank Chin rezerw w postaci amerykańskich papierów skarbowych. Dzisiaj zadłużenie Stanów osiągnęło taką wielkość, że dług nie jest możliwy do spłacenia w przewidywalnym okresie. Tyle że odsetki od zadłużenia trzeba spłacać rok w rok, a ich wielkość jest na drugim miejscu w budżecie po wydatkach na armię. Nie tylko narastający deficyt w wymianie handlowej z Chinami zaczął niepokoić Amerykanów. W latach 1993 – 2015, dochód narodowy Chin wzrosło ponad 25 razy, podczas gdy gospodarka amerykańska powiększyła się zaledwie o kilka procent. Amerykańskie elity związane z domowym przemysłem zaczęły coraz głośniej wskazywać na fakt, że ogromne zyski uzyskiwane przez bardzo wąską grupę finansistów amerykańskich na przenoszeniu produkcji do ChRL, nie rekompensują „strat” wynikających z utraty miejsc pracy oraz ubożeniu przeciętnych Amerykanów. Taka „forma” współpracy gospodarczej z ChRL jest nadal popierana przez tak zwane liberalne elity finansowe, ponieważ to one tworzyły globalizację i zarabiały na niej krocie. Różnica poglądów doprowadziła do coraz ostrego podziału w amerykańskich elitach, który w przybliżeniu można opisać w następujący sposób. Liberalne elity finansowe, silnie związane z globalizacją uważają,  że jeżeli produkowanie towarów w Chinach i przywożenie ich do Stanów jest bardziej opłacalne ekonomicznie niż ich produkcja na miejscu, to kapitaliści nie muszą spieszyć się z powrotem do USA. Elity te w ostatnich wyborach prezydenckich na swojego przedstawiciel wybrały demokratkę, panią Hillary Clinton.

Natomiast zwolennicy amerykańskiej gospodarki narodowej sugerują, że ogromne pieniądze zarobiona przez liberalne elity na globalizacji zostały zarobione w sposób zgodny z prawem tylko dlatego, że prawa umożliwiające elitom liberalnym bogacenie się zostały stworzone właśnie przez te elity w celu umożliwienia im fantastycznego bogacenie się na podstawie tego prawa. Te elity wybrały na swojego przedstawiciela republikanina, pana Donald Trumpa. Równocześnie uznali, że dotychczasowy sposób „gospodarowania” nie może być tolerowany na dłuższą metę, ponieważ prowadzi do osłabienia państwa poprzez osłabianie gospodarki amerykańskiej oraz ubożenie amerykańskich robotników i klasy średniej. Dlatego Donald Trump w czasie kampanii wyborczej obiecywał odbudowę narodowej ekonomii, która na pierwszym miejscu miała postawić interesy Stanów Zjednoczonych i Amerykanów. Równocześnie prezydent Trump zarzucił Chinom, że uzyskały sukcesy gospodarcze dzięki kradzieży amerykańskich własności intelektualnych, wymuszonemu transferowi technologii, a także dzięki stosowaniu nieuczciwych dotacji dla państwowych firm krajowych.



Strategicznym celem wojny handlowej wypowiedzianej przez prezydenta Trumpa było wymuszenie sprowadzenia do Stanów Zjednoczonych produkcji przemysłowej, wcześniej przeniesionej do ChRL. Dodatkowe cła mają na celu stworzenie takich warunków „finansowo-ekonomicznych”, aby dla kapitału amerykańskiego było nieopłacalne „trzymanie” produkcji przemysłowej w Chinach. Prezydent Trump i amerykańscy urzędnicy wierzą, że mogą wygrać wojnę celną z Chinami, ponieważ chiński eksport do Stanów Zjednoczonych jest cztery razy większy niż amerykański eksport do Chin. W związku z tym Waszyngton może nałożyć znacznie większe obciążenia na chińskich eksporterów niż Pekin na eksporterów ze Stanów Zjednoczonych. Ponadto gospodarka chińska jest znacznie bardziej uzależniona od eksportu niż gospodarka amerykańska. Tymczasem negocjacje amerykańsko-chińskie nie prowadzą do porozumienia zwaśnionych – powodem jest twarde stanowiska Pekinu.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Twarde stanowiska Pekinu w negocjacjach z Waszyngtonem może wynikać z pamięci o „rezultacie” wielkiego „starcia”, jakie miało miejsce czterdzieści lat temu między Stanami Zjednoczonymi i Japonią. W latach 1965-80 mówiło się o cudzie gospodarczym Japonii, ponieważ jej gospodarka rozwijała się tak szybko, że wyrastała na numer jeden w gospodarce światowej. Jej dochód narodowy wzrósł 12 kronie i zaczął doganiać dochód narodowy Stanów Zjednoczonych. Tak jak dzisiaj Chiny zalewają świat swoimi tworami, tak wtedy świat był zalewany tanimi towarami z Japonii. Rozwinięte państwa zachodnie zaniepokojone deficytem w obrotach handlowych z Japonią postanowiły przeprowadzić „atak” na japoński „cud” gospodarczy. Najpierw wymogły na rządzie Japonii podwyżkę wartości jena do dolara pod groźbą wprowadzenia ceł na eksport japońskich towarów. Następnie Stany Zjednoczone sprzedały największym bankom japońskim ogromne ilości atrakcyjnych obligacji po bardzo korzystnej cenie. Niedługo potem obligacje straciły gwałtownie na wartości i japoński cud gospodarczy się zakończył. Spektakularny „upadek” japońskiego cudu gospodarczego doprowadził do tego, że do dzisiaj jej dochód narodowy pozostaje prawie na niezmienionym poziomie.

Dzisiejszy problem światowej ekonomii to nie tylko astronomiczny deficyt Stanów Zjednoczonych w handlu z ChRL, ale również niepewność zasobów finansowych przechowywanych w amerykańskich papierach skarbowych czy amerykańskich dolarach. Początkowo mogło wydawać się, że wojna handlowa dotyczy tylko walczące strony i nie powinna nas obchodzić. Szybko może się okazać, że takie założenie jest błędne. Ogromna część naszego eksportu do Niemiec stanowią podzespoły i części do samochodów. Tymczasem wojna handlowa powoduje, że kurczy się eksport niemiecki do dwóch największych odbiorców – Chin i Ameryki. W drugim kwartale tego roku niemiecka gospodarka skurczyła się, co wywołało obawy przed nadchodzącą recesją – ewentualny drugi taki kwartał będzie oznaczał spełnienie się tych obaw. Gdyby rzeczywiście doszło do recesji w Niemczech, to jej skutki byłyby odczuwalne również w Polsce. A to będzie oznaczało również wejście naszej gospodarki w okres stagnacji a potem recesji.

Mikołaj Kisielewicz