Profesor Aleksander Nalaskowski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toroniu, a równocześnie czytany przeze mnie felietonista w prawicowym tygodniku ‘W sieci’, został zawieszony przez rektora tegoż uniwersytetu, prof. Andrzeja Tretyna.

Rektor zawiesił w działalności akademickiej Nalaskowskiego na trzy miesiące, potem po tygodniu, po protestach innych akademików i zwykłych śmiertelników, takich jak ja, go odwiesił. Ale to nie koniec,  bo obecnie Konferencja  Rektorów Akademickich Szkół Polskich zapowiada sankcje za krytykowanie LGBT (gays, lesbians, bisexual and transgender). Czyli tych z tej paczki krytykować nie wolno.

Ale dalej wolno obrażać moje katolickie uczucia religijne poprzez przyzwolenie bezczeszczenia symboli religii katolickiej oraz różne inne ekscesy.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Taki profesor Jan Hartman dalej może pisać na swojej stronie ‘Wstyd być katolikiem’. A prawem jakiego kaduka on ma mi mówić czego ja katoliczka mam się wstydzić?

Co takiego powiedział prof. Nalaskowski?  Tytuł jego felietonu to  ‘Wędrowni gwałciciele’. Profesor Nalaskowski używa języka soczystego i kwiecistego, określając uczestników marszów równości jako zniewieściałych gogusiów, obleśne grube, wytatuowane baby, tęczową zarazę i wędrowni gwałciciele. Ale używa tego języka w felietonie, a nie w rozprawie naukowej.

W związku z tym ma prawo do użycia kolorowego języka opisując sprawy, które go denerwują i z którymi się nie zgadza. Ja zresztą też nie.

Jako tolerancyjna osoba, wyznająca zasadę, że nic mi do tego kto z kim sypia i jak, muszę powiedzieć, że naciski, żebym zaakceptowała ideologię gender mi nie odpowiadają.

Z wielu względów. Podstawowy to taki, że jest to wymierzone w moje katolickie pojęcie ładu społecznego z tradycyjną rodziną jako podstawą tego ładu.

Więc po tym felietonie, rektor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu profesor Andrzej Tretyn postanowił zawiesić profesora Nalaskowskiego za ten kwiecisty język, bo były protesty, zniewieściałych gogusiów, wytatuowanych bab, czerwonej zarazy, i wędrownych gwałcicieli.

Co to miało wspólnego ze sferą nauki pozostanie nieodgadnione. Ale wiem jako osoba żyjąca kiedyś w świecie nauki, i nawet robiąca doktorat z socjologii nauki, kto w tamtych czasach siermiężnych dla nas zostawał na uczelniach i kto tam dalej tkwi. Nie dziwi potem coraz gorszy ranking polskich uczelni. Ci naukowcy z tamtych czasów nie wybierali do pozostania na uczelni innych od siebie, ani od siebie mądrzejszych. Takie resortowe prawo dziedziczenia też tutaj funkcjonuje. Więc mamy to, co mamy, a o przewietrzeniu uczelni ani słychu, ani dychu. Obecny minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego Jarosław Gowin, co prawda przygotował reformę szkolnictwa wyższego, ale przewietrzenia w komunistycznych kadrach nie widać. Pewnie oni tak, jak sędziowie, idę na emeryturę po 70-tce, albo wcale.

Więc minister Gowin zabrał głos w sprawie po stronie zawieszonego Nalaskowskiego, ale to nie w gestii ministra, aby samodzielnych pracowników naukowych uczelni odwieszać.

Z drugiej strony, posypały się protesty w obronie profesora Nalaskowskiego. Było ich tak dużo, i stworzyły taki nacisk, że rektor UAM Tretyn profesora Nalaskowskiego po tygodniu odwiesił, i przywrócił do pracy.

Ale na tym sprawa się nie zakończyła, bo jak wspomniałam na wstępie, obecnie już szersze gremium akademickie (czyli nie jeden pojedynczy rektor) zapowiada reperkusje za krytykowanie idealogii LGBT. Myślicie, że chociaż dla równowagi wnieśli by kary za obrażanie katolików, profanowanie ich symboli religijnych, czy objawy hejtu w stosunku do nas?  Ależ gdzie by tam. Nas obrażać wolno do woli i jak się chce. Chociażby antykatolickie wypowiedzi profesora Jana Hartmana. Ale jego nikt nie ruszy za kwiecisty antykatolicki język. Tak samo, jak nikt nie ruszy wyższej kadry naukowej naszych szkół wyższych, bo większość z nich pochodzi z tego samego źródła – komunistycznego czasu PRL-u.  Profesor Nalaskowski dodał jeszcze, że użył takiego kwiecistego języka określając uczestników marszów LGBT ponieważ, na spokojny i stonowany język nie było odzewu. Uważam, że niepotrzebnie się tłumaczy. Ten kwiecisty język przywraca równowagę na szali obrażania mnie jako katolika i patrioty. Jakoś tak bezkarnie w kraju katolickim wolno mnie wyzywać od katoli, moherów, ciemnoty, prymitywa, itd., itp. Cieszę się, że nareszcie ktoś się nie bał, i stanął w obronie moich wartości.

 Alicja Farmus