Szef niemieckiego MSW Horst Seehofer zapowiedział zwiększenie obecności policji w ważnych z punktu widzenia bezpieczeństwa miejscach w całym kraju. To konsekwencja środowego ataku w Hanau, w którym 43-letni napastnik zastrzelił 10 osób i popełnił samobójstwo.

Do szczególnie chronionych miejsc w Niemczech należą obecnie – zgodnie z piątkowym oświadczeniem Seehofera – meczety, dworce kolejowe i przejścia graniczne.

Szef MSW obawia się, że mogliby się znaleźć naśladowcy 43-letniego Tobiasa Rathjena, który w nocy ze środy na czwartek dokonał masakry w dwóch szisza barach w Hanau, gdzie zastrzelił dziewięć osób. Następnie zamordował swoją matkę i popełnił samobójstwo. Prawie wszystkie ofiary miały imigranckie pochodzenie; pięć było obywatelami Turcji.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Na podstawie analizy treści strony internetowej Rathjena, śledczy doszli do wniosku, że działał on prawdopodobnie ze skrajnie prawicowych pobudek. Jednocześnie, biegli psychiatrzy cytowani przez niektóre media nie mają wątpliwości, że morderca był szaleńcem. Wskazują na to m.in. urojenia jakoby był śledzony przez tajne służby, wyznawane przez niego teorie spiskowe, mania prześladowcza i mania wielkości.

Paradoksalnie, Rathjen sam zgłosił się w pod koniec 2019 roku do Urzędu Ochrony Konstytucji (BdV) informując tę instytucję odpowiedzialną za bezpieczeństwo wewnętrzne Niemiec o swoich “podejrzeniach”. Najwyraźniej służby nie uznały wówczas go za osobę niebezpieczną. Podobnie zresztą jak stowarzyszenie, gdzie uprawiał on strzelectwo sportowe. Rathjen od 2013 roku miał pozwolenie na broń.

Wydarzenia w Hanau stały się pretekstem do wysuwania oskarżeń pod adresem narodowo-populistycznej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD), która zdaniem niektórych niemieckich polityków, tworzy w RFN atmosferę ksenofobii i rasizmu.

“Wszystko wskazuje na to, że jedna osoba jest odpowiedzialna za morderstwa w Hanau, ale wielu dostarczało mu amunicji, i AfD bez wątpienia należy do nich” – powiedział w piątek w telewizji ARD Lars Klingbeil, sekretarz generalny współrządzącej w Niemczech socjaldemokratycznej SPD.

Współwłaściciel tygodnika “Der Spiegel” Jakob Augstein zamieścił na Twitterze wpis, który mógł zostać uznany za nawoływanie do agresji wobec konserwatywnych niemieckich publicystów. “Przygotowujący grunt pod przemoc mają nazwiska i adresy: Sarrazin, Broder, Tichy i inni, którzy przyczynili się do brutalizacji dyskursu. Najpierw przychodzą słowa, potem działania. U prawicowych terrorystów tak samo, jak u islamistów” – napisał Augstein.

Henryk Broder, pochodzący z Polski prawicowy niemiecki dziennikarz i publicysta oraz Roland Tichy, redaktor naczelny miesięcznika “Tichy’s Einblick”, uznali wpis Augsteina za instrumentalizację tragedii w Hanau.

“Kto, jeśli nie ja, jest pionierem przemocy w tym pokojowym kraju, który od pokoleń stoi na czele Pacyfistycznej Międzynarodówki?” – napisał ironicznie w jednym z komentarzy Broder. Jego rodzice byli więźniami niemieckich obozów koncentracyjnych. Obojgu udało się przeżyć.</p>

Z Berlina Artur Ciechanowicz (PAP)