Zadzwoniła do mnie koleżanka. Z przerażeniem podniosłam słuchawkę, bo zupełnie zapomniałam, że to jej urodziny. Tak, macie rację, nie słuchawkę podniosłam tylko komórę. Ta słuchawka to już tylko taka historyczna figura stylistyczna opisująca jak się odbierało telefony dawno temu. Telefony były wtedy kablowe. Działały tylko w zasięgu słuchawki na kablu, a telefon w zasięgu kabla, do którego był przyczepiony. A kabel był fizyczny, dochodził do budynku, i przez wywierconą dziurkę dochodził do mieszkania. Proste? Nie bardzo dla tych, którzy tego nie doświadczyli.

Niedawno poprosiłam moją córkę, żeby podniosła słuchawkę, bo dzwonił telefon. Zaczęła łazić niezbornie po domu, aż nie spytała, czy leży na podłodze, czy na szafce. Nie bardzo wiedziałam o co jej chodzi. Nawet się zdenerwowałam, bo myślałam, że sobie robi znów jakieś jaja. A ona mi na to:

– Jak mam podnieść słuchawkę skoro nie wiem gdzie ona jest, i na dodatek nie wiem co masz na myśli przez ‘słuchawkę’.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Myślała, że sobie w końcu aparat do słuchu sprawiłam. Tak mnie namawiała do tego od pewnego czasu. O nie, moja droga! Jak nie słyszę, to nie dlatego, że nie słyszę, tylko dlatego, że usłyszeć nie chcę. Podczas następnego obiadu rodzinnego wytłumaczyłam jak to z tymi telefonami i słuchawkami było. A także jak to było, jak się nie miało telefonów. Bardzo trudno młodym zrozumieć jak można było wtedy żyć. No bo, jak dasz innym znać co robisz?

– No nie dasz. Po prostu zrobisz.

– A jak masz się spotkać ze znajomymi? To jak im dajesz znać?

– Nie dajesz, tylko po prostu do nich idziesz.

– A co jak mają nieposprzątane, albo są chorzy?

– Nic nie szkodzi. Gość w dom, Bóg w dom. Gość najważniejszy.

– Nawet jak nie masz ochoty na gości?

– To właśnie o to chodzi, że nie masz, a już masz.

Moją mamę ciągle nachodziła ciocia. Gdyby były telefony, to ciocia by była u nas rzadkim gościem. A tak to nie było wyjścia. Nawet jak nas nie było w domu, to ciocia wiedziała gdzie jest klucz, więc sama sobie wchodziła i robiła inspekcję.

Moje dzieci, nie rozumieją tego. Ale moi znajomi też nie. Znałam jednego takiego, co to tak zachęcał na wpadanie bez umawiania, jak w Polsce. Kilka razy tak nas zaskoczył, i nie rozumiał, że ja akurat pracuję z domu, a nie jestem w domu żeby go przyjmować. Ale niech tam, został ugoszczony.

Zmieniło się, jak kiedyś my po kościele wpadliśmy do niego, a on jeszcze latał w gatkach po domu, mimo tego, że była pora obiadowa. Pół gęby miał ogolonej, pół jeszcze nie. Gościny w takich warunkach nie było. Ale od tego czasu już ani nas bez zapowiedzi nie odwiedzał, ani nas do siebie nie zapraszał.

A my tu proszę, tacy się nowocześni zrobiliśmy, że bez komóry to nawet spać nie idziemy. I pomyśleć tylko: taka mała rzecz, a tyle innych rzeczy czyni zbędnymi. Za jednym zamachem i godzina, i budzik, i laterenka. No i telefon – bez słuchawki.