Trudno sobie wyobrazić, żeby w czasach pokoju każdy dzień przynosił coś aż tak nowego,  i aż tak przykrego. Bez względu na strategię i zastosowane środki nigdzie nie udało się zahamować wirusa COVID-19.

No może w tych krajach, w których się nie prowadzi żadnych badań i obserwacji. A w tych, w których się prowadzi to liczy się tylko chorych, którzy korzystają ze szpitali, a tych co kwenkają w domu to już nie.

Inaczej liczy się w Chinach, inaczej w Europie, inaczej w US i Kanadzie.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Czyli statystycznie porównujemy jabłka z pomarańczami.

To samo dotyczy testów.

W Kanadzie praktycznie testom poddaje się tylko chorych, którzy już są pod opieką medyczną z silnym podejrzeniem koronawirusa.

W Polsce testuje się na o wiele szerszą skalę. Tym razem polski rząd wyprzedził dobrymi decyzjami innych, i jest za to chwalony przez wielu. Z wyjątkiem Mutter Merkel, która znów miała jakieś nieprzychylne komentarze na temat Polaków, pomimo tego, że Niemcy mają bardzo złą sytuację w rozprzestrzenianiu i zwalczaniu wirusa.

I co z tego, powiecie? Nic, bo sytuacja wszędzie jest groźna.  Rosja nie raportuje żadnych statystyk – nie wiadomo, może tam ten wirus przez granicę się nie przedarł?  A jak już, to tak nie wprost. Wiadomo, że Putin jest chroniony, jak zwykle absolutnie.

Nie wiadomo także zbyt wiele o stopniu zakażenia w Izraelu, ale wiadomo, że to Izrael jako jedno z pierwszych państw zastosował ostre restrykcje wjazdowo/wyjazdowe. Z tym to pewnie było u nich łatwiej, bo nie byli poddani wolności przejazdu bez granic strefy  Schengen, ani żadnym innym granicznym paktom. Wręcz przeciwnie, nie tylko strzegli swoich granic, i ściśle monitorowali przyjeżdżających/wyjeżdżających, ale i te granice co i rusz rozszerzali po mistrzowskim przygotowaniu planu.

Generalnie jednak, wirus COVID-19 po prostu sobie przechodzi granice nie wiele sobie robiąc z barier, granic państw, narodowości, zamożności, zawodu, wykształcenia i religii. Ci przezorni będą zapewne mniej dotknięci, bo będą lepiej przygotowani.

 

Moje Toronto wygląda jak wymarłe miasto. Pusto. Prawie puste tramwaje, autobusy, metro.  Sklepy nawet jeśli nie zamknięte, to prawie puste. Co ludzie jedzą?

Na razie pewnie jeszcze zapasy, ale one się wkrótce wyczerpią. Wszystkie szczeble rządu pracują pełną parą, aby zabezpieczyć i ludzi i państwo na poziomie ogólnym.

Na poziomie szczegółowym wygląda to jak zwykle inaczej, i mniej dobrze. Znajoma zrobiła się chora. Katar i lekko podwyższona temperatura. Zadzwoniła do Telehealth Ontario, tam jej powiedzieli, żeby zadzwoniła do Health Canada, a tam jej powiedzieli, żeby zadzwoniła do Telehealth Ontario, i tak kilka razy w kółko.

W końcu dodzwoniła się, i powiedziano jej, że pielęgniarka zadzwoni za cztery (4) dni, a na razie tak na wszelki wypadek niech się podda dobrowolnej kwarantannie przez 14 dni. Nie to nie żarty. Nie, to nie narzekanie. Nie ma takiego systemu medycznego na świecie, który w razie zarazy nie byłby obciążony do granic wytrzymałości i nie pękał w szwach. Jaka rada? Ta, o której wam trąbią naokoło: unikać jak ognia zarażenia. Jeśli to znaczy siedzieć w domu, to znaczy siedzieć w domu, a nie chodzić do sąsiadki na kawkę. Mówią mi:

– Ale muszę wyjść.

Jeśli do sklepu, bo nie ma co do garnka włożyć to tak, jeśli do sklepu, bo zabrakło świeżego chlebusia, to nie – nie musisz.

Jeśli po lekarstwa, a nie mogą ich dostarczyć, to tak, jeśli po  lotion, bo masz suchą skórę  – to nie.

Użyjcie swojego zdrowego rozsądku osądzając co jest niezbędne. Niestety, zbyt wielu tak sobie idzie połazić, bo im się nudzi. Potem mówią, że musieli, że tak na trochę to nie szkodzi.

I wcale nie myślą o tym, że tym na trochę narażają i siebie i innych. Nie łudźmy się. Nie tylko czasy sprzed dwóch tygodni szybko nie wrócą, ale i nasz i tak już przeciążony system opieki medycznej nie rozciągnie się w nieskończoność.

Stare powiedzenie: najlepiej nie chorować, jest szczególnie ważne teraz, i musimy zrobić wszystko, żeby zmniejszyć ryzyko zachorowania. I to będzie dobry uczynek dla nas i dla innych, i nadzieja, że radosny świat jaki znaliśmy kilka tygodni temu do nas wróci.

COVID-19 zostawiam już dla speców. To że mamy COVID-19 nie znaczy, że nie mamy sezonu przeziębień, gryp, i że stare choroby odeszły. Cichutko tuszę nadzieję, że to wszystko sezonowe, tak jak inne wirusy, i po Wielkanocy przejdzie. Optymistka powiecie?

A dlaczegoż by nie, skoro i tak nikt nie wie.

Alicja Farmus