Kiedy popełniasz błąd, dajmy na to skonfrontowany z sytuacją, która cię przerasta, zwykle ktoś inny cierpi. Gdy, konfrontowany z długotrwałym kryzysem, poważne błędy popełnia rząd, wciąż nowe, nieustannie, wówczas umierają ludzie. Tysiącami. Dziesiątkami tysięcy.

Taka, prawda, różnica. Bardziej zasadnicza niż cokolwiek, kiedykolwiek wcześniej. W każdym razie za naszego życia. I tyle konstrukcji semantycznej odtytułowej na dobry początek. A skoro najważniejsze rozkminione, przejdźmy do kolejnych rozkminień z nie kończącej się listy.

***

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Otóż jeszcze wczoraj (wczoraj symbolicznie, symbolicznie) przekonywałem, że wyrazem głupoty szybującej ponad szczytem Czomolungmy jest deklarowany brak zainteresowania polityką – a to, ponieważ człowieka odpowiedzialnego nie mogą nie interesować intencje oraz postępki ludzi, którzy na co dzień meblują mu zawartość portfela. Dziś okoliczności zmuszają mnie, bym tamto przekonanie dopowiedział, wskazując, że brak zainteresowania polityką może prowadzić wprost do nadproduktywności działań pewnej dość powszechnie znanej pani z kosą. I to nadproduktywności, powiedziałbym, że hej. Wojennej. Czy tam do wojennej bardzo zbliżonej.

***

Jaka szkoda. Aby odwiedzić rób rodzinny, nie wystarczy ewentualna zmiana nazwiska na Kaczyński. Tak, wiem, dziwi mnie, o czym od tygodnia chyba rozprawia cała Polska. W każdym razie jej przytomna część. Zatem jeszcze więcej tej wiedzy, więcej wiedzy jeszcze tej, dla tych zorientowanych spośród nas i dla nas niezorientowanych, bo rzeczywiście warto to zauważyć: nawet najznakomitsi cmokierzy i najbardziej oddani wazeliniarze pana prezesa, w tym tacy, co to na co dzień wpatrzeni są w koryfeusza dobrej zamiany niczym ćmy w płomienie świecy, w każdym razie sporo z nich, odpowiedzieli milczeniem na zarzuty adresowane do prezesa. Tym razem zamilkli.

***

Bez ściemy: nie sądziłem, że kiedykolwiek owładnie mną aż taka niechęć do pana prezesa naszego. Czy tam do prezesa, naszego pana. Być może to była ta kropla przelewająca puchar? Być może. Rozstrzygnę rzecz przy innej okazji. Naród zaufał temu człowiekowi, pozwolił mu rządzić, i płaci mu za to, a ten… doprawdy, nie każdy potrafiłby tak zelżyć miliony Polaków, powiedziałbym: uzewnętrznić tak nieopisany poziom pogardy, tak bardzo mimochodem. Nie każdy potrafiłby zelżyć miliony Polaków, powtarzam, pochylając się nad prochami własnej matki. Do diabła, cała Polska usłyszała ów krzyk niekłamanej rozpaczy: “Nie tak cię wychowywałam!”. Kaczyński Jarosław nie usłyszał. Najwyraźniej buta i nonszalancja wyjątkowo skutecznie atakują słuch i sumienie. Aż dziw bierze, że w tej sytuacji śp. Jadwiga Kaczyńska nie wstała z grobu i publicznie nie nakładła synowi po pysku.

Dla mnie Kaczyński nie istnieje, póki za ten swój czyn nie poprosi o wybaczenie. Publicznie ma prosić, z kolan, znad krawędzi wora pokutnego wychylając głowę, na śniegu klęcząc, a drżeć przy tym z zimna, niczym Henryk IV u bram Canossy. Bez tego Kaczyński nie istnieje politycznie, poza politycznie, wcale. Nie ma go. Czy raczej: Kaczyński z piątkowym (Wielki Piątek!) znamieniem cmentarnym na czole to dla mnie gorzej niż zwłoki Bieruta na Powązkach. Więc koszmar. “Emerytowany zbawca narodu”. Tereferebisie. “Miałeś, chamie…”, że tak poetą pojadę. Cóż za degrengolada. Deprawacja. Rozwydrzenie spoza granic etyki. Bagno. Słów mi brakuje, emocje zatykają. Ten jeden czyn jednego pana w czarnym garniturze i w czarnym krawacie na szyi, to dość, by raz na zawsze skreślić całą formację polityczną, której ów człowiek przewodzi? Widać tyle wystarczy.

I jeszcze puenta: dzień wcześniej, w jakimś mieście, gdzieś między ujściem Świny a szczytem Rozsypańca, staruszce odwiedzającej nielegalnie cmentarz – słuchajmy, słuchajmy: pani, Polka, w Polsce, poszła odwiedzić groby najbliższych – nielegalnie, ogarniamy temat? – więc staruszce odwiedzającej cmentarz, policja zasadziła 500 zł mandatu karnego…

Tego państwa już nie ma, a większą część narodu spacyfikowano tresurą medialną do poziomu głupoty. Dobrze, że jeszcze do nas nie strzelają. Oto symboliczny wyraz kondycji Polski i Polaków, mówiąc na marginesie. Ciekawe: gdyby strzelali, również nie protestowalibyśmy?

***

Fakt, że “bezobjawowi zarażają”, tak zwani decydenci zaakceptowali mniej więcej po miesiącu pełnego rozkwitu pandemii – pewnie uznawszy, że maseczek i rękawiczek wystarczy już dla tak zwanego ludu wiec zakupu oraz noszenia tychże atrybutów w przestrzeni publicznej można od plebsu zażądać. Więc zażądali. Po miesiącu, powtarzam, zaakceptowali maseczki, chociaż o zarażaniu bezobjawowym wiedzieli grubo wcześniej. Musieli wiedzieć. Gdyby nie wiedzieli, świadczyłoby to o nich tym gorzej.

Mało tego. Mało, mówię, bo wiedząc – godzili się z oczywistymi konsekwencjami, nie informując poddanych o tychże konsekwencjach. Teraz informują z każdego rogu: maseczka nieodzownym elementem garderoby nowoczesnej kobiety, maseczkę zrób sobie sam, czy tam sama, czy jemu zrób. Albo: pomaluj mu maseczkę. Albo: twoja maseczka mówi o tobie. Albo: pokaż mi swoją maseczkę, a powiem ci kim jesteś… i tak dalej, i tak dalej. Artyzm maseczkowy normalnie.

Konkurs na najładniejszą maseczkę Unii Europejskiej to jeszcze byle pryszcz na tyłku, lada dzień w głównych stacjach telewizyjnych odbędą się – online, a jakże – przesłuchania wstępne, czy tam wstępne przeglądy, adresowane do zainteresowanych udziałem w imprezie “Solo, ale w maseczce”. Czy tam “Twoja maseczka wygląda twarzowo”. Czy tam jak tam.

No jasne, byłbym zapominał o powszechnej akcji pod tytułem: “Maseczkomaty na każdej ulicy”. Czy tam na każdym przystanku. Czy jakoś podobnie. Się kręci – i będzie.

***

A poza tym co, ktoś pyta? Coś poza koronawirusem? Jakiekolwiek najmniejsze cośkolwiek, byle nie o pandemii?

Tak za bardzo o czymś innym to nie da się. Nie w czasach zarazy. Poza koronawirusem chodzi generalnie o to, żeby wygrał Duda Andrzej. Kontrkandydaci to mają być nazwiska, wyłącznie nazwiska. I do diabła z opinią szefa Państwowej Komisji Wyborczej, Sylwestra Marciniaka, który – z pozycji autorytetu, w imieniu PKW, kawa na ławę, explicite, nie opłotkami, bez ogródek i owijania bawełną, czy tam inną folią spożywczą, wyraźnie, szczerze, otwarcie i na wprost, prosto z mostu, by tak rzec: zamyka temat. “(…) Państwowa Komisja Wyborcza pragnie podkreślić, że wybory to moment, w którym suweren może się wypowiedzieć i zdecydować, w czyje ręce powierzy swoje losy. Jednak w demokratycznym państwie wybory to nie tylko głosowanie, to skomplikowany mechanizm, w którym uczestniczą zarówno wyborcy, kandydaci, jak i organy administracji publicznej organizujące proces wyborczy. Proces ten, z uwagi na swoje znaczenie i złożony kształt, musi opierać się na jasnych i jednoznacznych normach wyprowadzanych wprost z Konstytucji. Obowiązujące w państwie przepisy muszą zagwarantować, że reguły rywalizacji politycznej będą jasne i równe dla wszystkich, a wynik wyborów będzie urzeczywistniał wolę narodu”.

Popodkreślamy sobie to i owo: w wyborach uczestniczą wyborcy i kandydaci. Nie można prościej. Nawet na granicy stanów Utah i Wyoming, tam gdzie przysłowiowe kozy stoją sobie stadami, nawet tam, każda najgłupsza koza z najgłupszego stada, też zrozumiałaby, że nie kandydat. Że kan-dy-da-ci. Czyli, że w liczbie mnogiej. Ale i tak, gadaj pan sobie na zdrowie, panie Marciniak. Wygrać ma Duda Andrzej, zaś kontrkandydaci to mają być nazwiska i nic poza nazwiskami. Czego pan nie rozumie? Czego tutaj w ogóle można nie rozumieć?

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl