Obóz zdrady i zaprzaństwa nie może pogodzić się z przegraną Rafała Trzaskowskiego i za poduszczeniem żydowskiej gazety dla Polaków, obsypuje niezawisły Sąd Najwyższy  tysiącami protestów wyborczych w nadziei, że na ten widok niezawiśli sędziowie nie będą mieli innego wyjścia, jak stwierdzić nieważność wyborów. Niektórzy idą nawet dalej twierdząc, że wybory prezydenckie były nieważne od samego początku.

To jest jednak kij, który ma dwa końce, bo jeśli wybory były nieważne, to dlaczego Rafał Trzaskowski  nie tylko sam wziął w nich udział, ale w dodatku podżegał i to skutecznie, miliony ludzi, żeby też wzięli udział w tej nielegalnej operacji?

Zatem, chociaż ta radykalna część sympatyków obozu zdrady i zaprzaństwa dobrze chce, to jednak najwyraźniej nie ogarnia potencjalnych skutków własnych działań. To zresztą nie jest jeszcze najgorsze, bo skrajni radykałowie niepostrzeżenie przeszli już w rejony psychiatryczne i ogłosili bojkot polskiej żywności, żeby w ten sposób ukarać rolników, zwłaszcza z Podkarpacia,  za to, że głosowali na Andrzeja Dudę.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Okazuje się, że wariatów jest więcej, niż można by przypuszczać i dobrze byłoby, żeby przy następnych wyborach każdy suweren okazywał zaświadczenie od weterynarza, że jak na wariata, jest względnie normalny.

Ciekawe, że przewidział to sowiecki literat, opisując mową wiązaną wizytę myszy u szczura. Szczur pragnąc zaimponować myszy, pokazywał jej a to to, a to tamto, zaznaczając przy tym, że wszystko to pochodzi z zagranicy:

“A etot nieżnyj puch dostali mnie wcziera. On afrikanskij, on ot Pelikana”.

Zachwycona mysz, być może w nadziei, że dozna przyjemności nie tylko estetycznej, ale i gastronomicznej, zapytała szczura, co jada, na co on, trochę zażenowany, wyjaśnił, że jada chleb ze słoniną. Sowiecki autor sarkastycznie komentuje:

da, znaju, jest jeszczo siemiejki, gdzie nasze chajat i braniat, gdzie z umilienijem gladiat na zagranicznyje nakliejki, no sało – russkoje jediat!”

Jestem pewien, że literata musiały wspierać proroctwa, skoro na tyle lat naprzód  przewidział wytresowanych przez michnikowszczynę mikrocefali. Ale mniejsza o to; wróćmy a nos moutons, to znaczy – do łagodniejszej formuły podważania wyborów prezydenckich, wiążącej nadzieje z tysiącami protestów.  Mogą one jednak okazać się płonne, bo niezawiśli sędziowie zrobią tak, jak rozkażą im stare kiejkuty, które wcześniej wystrugały ich z banana na niezawisłych sędziów. Jak im rozkażą, by unieważnili wybory, to unieważnią, ale jak im rozkażą, by nie unieważniali, to żeby wilk był syty i owca cała orzekną, że owszem, protesty były uzasadnione, ale przywołane tam okoliczności nie miały wpływu na wynik wyborów.

Ponieważ na razie nie wiadomo, jaki rozkaz wyjdzie od starych kiejkutów, które przedtem muszą przecież wszystko uzgodnić z zagranicznymi centralami, obóz “dobrej zmiany” uznał, że obozowi zdrady i zaprzaństwa  trzeba przekazać pierwsze poważne ostrzeżenie.

Jak wy tak, to my tak! I zaraz niezależna prokuratura, działając wspólnie i w porozumieniu z prokuraturą ukraińską, zarządziła zatrzymanie byłego ministra transportu w rządzie Donalda Tuska, Sławomira Nowaka, przedstawiając mu m.in. zarzut kierowania zorganizowaną grupą przestępczą.

Taki sam zarzut został przedstawiony zatrzymanemu byłemu dowódcy “Gromu”, a trzeciemu  zatrzymanemu, jakiemuś biznesmenowi, przedstawiono przyzwoite zarzuty korupcyjne.

Ten pan Sławomir Nowak budował w naszym nieszczęśliwym kraju autostrady, na czym polscy podwykonawcy  wyszli, jak Zabłocki na mydle, to znaczy – nie dostali żadnych wynagrodzeń i wielu musiało iść bankrutować.

Organizacyjne talenty ministra Nowaka docenili Ukraińcy i zaprosili go, by w charakterze eksperta budował drogi również u nich. I pan Nowak przyjął ukraińskie obywatelstwo, a  pewnie musiał przyjąć jeszcze wiele innych rzeczy, o czym przekonałem się podczas pobytu na Ukrainie. Tak potwornie zdewastowanych dróg jeszcze nie widziałem, więc nabrałem pewności, że fundusze na ich budowę i modernizację musiały zostać rozkradzione.

Dodatkową poszlaką było to, że pan Sławomir Nowak, najwyraźniej doszedłszy do przekonania, że w ukraińskim kryminale może być mu jednak znacznie gorzej, niż w polskim, wrócił na ojczyzny łono – no a tutaj taka siurpryza!

Najwyraźniej Naczelnik Państwa daje obozowi zdrady i zaprzaństwa sygnał, że jeśli nie porzucą zamiaru podważenia demokratycznego werdyktu, to on odstąpi od niepisanej zasady, konstytuującej III Rzeczpospolitą: “my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych”!

Wprawdzie przyjaciele pana Nowaka buńczucznie bagatelizują te wszystkie zarzuty, kwitując je uniwersalnym komentarzem, że to “sprawa polityczna” – ale widać, że sami też w strachu, bo gdzie, jak gdzie, ale właśnie tam nikt nie jest bez grzechu wobec Boga, ani bez winy wobec cara.

Nie jest tedy wykluczone, że stare kiejkuty już wkrótce dadzą niezawisłemu Sądowi Najwyższemu rozkaz, żeby uznał ważność wyborów i tylko wymyślił jakieś wykrętne oraz przesiąknięte fałszem i krętactwami uzasadnienie, a wtedy może się okazać, że żadnej zorganizowanej grupy przestępczej w ogóle nie było, to znaczy – była, ale to był tylko taki kulig, z okazji którego Umiłowani Przywódcy tylko poprzebierali się za gangsterów.

Ale może być odwrotnie, bo żydowska gazeta dla Polaków najwyraźniej próbuje podgrzewać pod kotłem i w tym celu uczepiła się syna Jacka Kurskiego, który akurat przeżywa miesiąc miodowy po hucznym ślubie w sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach, zarzucając mu, że przed laty molestował pannę, a właściwie dziewczynkę imieniem Magda i to co najmniej przez trzy lata, bo jak zaczął, gdy Magda miała lat dziewięć, to skończył dopiero jak ona skończyła lat 12.

Aż szkoda, że Zdzisław Kurski nie jest księdzem, bo i panowie bracia Sekielscy mieliby dodatkowy odcinek dla swojego serialu, no a Magda mogłaby liczyć na milionowe zadośćuczynienie i dożywotnią rentę z fundacji pod wezwaniem św. Józefa. Tymczasem niestety nie jest, więc kto wie, czy panna Magda nie pociachała się niepotrzebnie i nawet kurowała się psychiatrycznie, jak na ofiarę molestowania przystało.

Z drugiej strony, i ona nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa, bo z doniesień prasowych wynika, że co i rusz przypomina sobie coraz to nowe rzeczy, a skoro tak, to dlaczego nie może przypomnieć sobie, że Zdzisławowi Kurskiemu w jego lubieżnych czynach towarzyszył ksiądz, który po każdym molestowaniu udzielał mu rozgrzeszenia?

Wszystko jest możliwe i pewnie usłyszymy jeszcze niejedno, bo w sprawę zaangażował się cały Judenrat “Gazety Wyborczej” z “samym głównym Srulem” na czele, a pikanterii całej sprawie dodaje okoliczność, że zastępcą “Srula” jest rodzony brat Jacka Kurskiego – Jarosław.

Wobec takich rewelacji na dalszy plan zszedł sukces rządu i pana premiera Morawieckiego w szczególności. Mianowicie po 90 godzinach przepychanek, kolejny “szczyt” Unii Europejskiej zawarł zgniły kompromis. Według pana premiera przewidziane w budżecie UE na lata 2021-2027 subwencje nie zostały powiązane z oceną stanu praworządności w poszczególnych bantustanach, ale po mieście krążą fałszywe pogłoski, że zostały, co prawda w formule dość enigmatycznej, niemniej jednak.

Czeka nas zatem seria procesów przed niezawisłym Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości w Luksemburgu, który na polecenie Naszej Złotej Pani może zacząć Polskę finansowo dyscyplinować.

Wtedy posypią się piękne wyroki, a w tej sytuacji i stare kiejkuty mogą nakazać tubylczemu Sądowi Najwyższemu też robić różne figle.

Co tu ukrywać; możemy mieć gorące lato, chyba, że ktoś zarówno na Naszą Złotą Panią, jak i na tubylczy obóz zdrady i zaprzaństwa wyleje kubeł zimnej wody.

         Stanisław Michalkiewicz