Najpierw zachmurzyło się na horyzoncie. Błysnęło raz i drugi. Zagrzmiało. I ponownie. I znowu. Przeciągle, sucho. Zaraz potem niebo rozbłysło prawdziwą kanonadą, a wkrótce cały horyzont rozjazgotał się już na dobre.

Wraz z którymś z kolei łoskotem dotarła nawałnica. Oberwanie chmury. Czy tam urwanie. Jakby czarne chmury, wkurzone na coś i czemuś zawzięte, postanowiły całymi stadami urywać się z tego świata. Aż do ziemi. Aż koalicji pod kolanami trzasnęło, na każdym z jej trzech policzków pojawiły się zmarszczki i pęknięcia, mało co, a rozpadłby się koalicyjny rząd…

I co?

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

I nic.

Jak w kreskówce: kawał skały zmiażdżył mu szyję, ale Pędziwiatr tylko pióra otrzepał i już śmiga dalej. Aż kurtyna opadła ze wstydu – i dopiero tym sposobem spektakl zafundowany poddanym przez władzę pt. “kryzys w koalicji” nareszcie dobiegł końca.

 

ROZMOWY

Nie ma powodów, by zachwycać się tematem, dlatego dłużej w ogóle nie będziemy się nim zajmować. Pójdźmy w inną stronę i przypomnijmy: “Rząd gra z nami w kulki, a grając w kulki z nami, frymarczy Polską”. Tymi słowami to, co niedawno działo się na Śląsku, wyjaśniali górnicy – tym, którzy sami z siebie problemu nie ogarniali.

W tym miejscu należałoby oczywiście dodać, że do wspomnianej rozgrywki rząd przygotował dwie kulki, niemniej tuż przed negocjacjami jedną celowo zgubił, a drugą specjalnie zepsuł. Przez co cała ta rządowa gra to nie była żadna gra w negocjacje lecz oszustwo. Podziwiam górników, że chcieli w ogóle z rządem rozmawiać. Z drugiej strony trudno uwierzyć, że nie potrafili ocenić, jakie efekty rozmów mogli osiągnąć, skoro miałyby się one toczyć po podjęciu decyzji i przyjęciu zobowiązań wobec Unii przez tenże rząd (likwidacja przemysłu węglowego w Polsce). W takich okolicznościach ja bym z takim rządem nie rozmawiał nawet o pogodzie.

– Ty, odważny, skoro nie rozmawiałbyś z rządem, co byś zrobił? – zapytał mnie taki jeden.

– Przestałbym płacił premierowi i ministrom. Rząd zaraz odwołałby się sam.

– Filozof z ciebie – taki jeden spróbował szarpnąć mnie zębami za nogawkę.

– Niestety, nie każdy może być filozofem. Kto wtedy doglądałby świń? – takiemu jednemu odwinąłem parafrazą z Żeromskiego. Nie zrozumiał. Skonfundowany obraził się i poszedł sobie.

 

TAKTYKA

Dolewać oliwy? Można. Ale do wody, by fale uspokajać, a nie do ognia, by pożar wzmóc. W każdym razie póki co. Nie mam pewności, że to taktyka właściwa, ale dopóki swoich strażaków nie wychowamy, stosów układać nie powinniśmy. Strażaków swoich, czy tam swoich krzyżowców. No raczej. Może drzewo na stosy gromadźmy, podpałkę w sobie wiadomych miejscach ukrywając. Czy tam podpałkę i krzesiwo. Przyjdzie czas, rozpalimy stosy, roześlemy wici.

No dobrze. Skąd zatem ten brak pewności, że to właściwa taktyka? Ponieważ niespotykany w ludzkich dziejach przyrost nieprawości pogrąża nas i pogrążyć może bez reszty, nim własnych strażaków doczekamy. Czy tam strażaków i krzyżowców. Upadek aksjologiczny człowieka współczesnego, a co za tym idzie zubożenie duchowe większości, szokuje pozostałych jeszcze ludzi rozsądnych, a przecież liczba tych ostatnich maleje zaiste w tempie zastraszającym. Co więcej, dopiero w ślad za deficytem duchowości czają się groźne konsekwencje zdemolowania fundamentu człowieczeństwa w cywilizacji białego człowieka, mianowicie nędza intelektualna, degradacja kulturowa, mizeria emocjonalna – i tak dalej, i tak dalej. Dzieje się tak w konsekwencji, powiadam, ponieważ chcemy czy nie, konsekwencje naszych grzechów dopadają nas wcześniej czy później. Ale dopadają zawsze i czas rozliczeń przychodzi nieubłaganie.

 

BEZNADZIEJSTWO

Tym samym tworzymy samonapędzające się koło obłędu, niweczącego nas – w nas samych. Aż przestajemy czuć, że nabili nas na rożen, dajmy na to nasze rozumy, i kręcą teraz, pieprzem i solą doprawiając. Aż zdegradowani intelektualnie i zdemoralizowani duchowo, dobrowolnie, z rusztu, na którym tkwimy, zapragniemy oklaskiwać przypiekających. Poniżej ilustracja.

Najpierw cytat z Onetu, potem głos oddam bohaterce relacji. “Tu nikt nie ma problemu ani z krzyżem w szkole, ani z paradą LGBT. Ludzie żyją, jak chcą – mówi Anita Chojnacka, która 16 lat temu wyemigrowała do Irlandii”. Tyle Onet, teraz głos Chojnackiej: “Panuje tu swoboda i w kwestii obyczajowości każdy robi to, co mu się podoba (…). Katolicy żyją sobie i spotykają w swoim gronie. Inni też sobie żyją jak chcą i nie ma tutaj konfliktów w związku z tą odmiennością” (…). Ja bardzo ceniłam zwyczaj, że w ten dzień są nieczynne [puby w Wielki Piątek – dop. KL]. Ale cóż, jeśli ktoś ma ochotę bawić się w Wielki Piątek, to dlaczego nie? Przecież jak będziemy cokolwiek społeczeństwu narzucać, to i tak spotka się to ze sprzeciwem”. Wreszcie to: “Osobiście nie widzę żadnych sił zewnętrznych zwalczających Kościół”.

W sumie: beznadziejstwo totalne. Zero refleksji. Nic, tylko kobietę nieszczęsną raz jeszcze solą posypać, pieprzem doprawić i można danie z rusztu zdjąć. Najwyraźniej, by tak rzec: w sam raz upieczona. Smacznego?

 

RELACJE

E, nie. To jakby piasek z Sahary jeść i wodą morską z Pacyfiku popijać. Czy tam z Atlantyku. Nie, żebym zaraz wiedział, jaki to ma smak. Pewnie wyobraźnia spuchła mi bardziej niż ego znanemu panu prezesowi. Widać pani Chojnacka należy do grona ludzi, którzy diabła z rogami i ogonem musieliby zobaczyć, żeby w diabła uwierzyć.

– Kpisz – usłyszałem zza pleców. Taki jeden wrócił.

– Nieprawda – odparłem. – Płaczę.

Taki jeden ramionami wzruszył i znowu gdzieś pobiegł, wspierać postęp i nowoczesność. Cóż. Oczekiwać zrozumienia od ludzi, których wychowawcom ukradziono logikę, więc wychowanków nie mogli logiki nauczyć, to w istocie dość naiwne. No ale taki jestem i już się nie zmienię. Nawet nie będę próbował. Niestety, obawiam się przy tym, że niewiele na naszym świecie zmienimy, póki nie pojawią się tu relacje z pobytu na tamtym. Zarówno z rejonu, powiedzmy: obłoków pachnących wieczną rozkoszą, jak i z “obłasti” przynależnych nigdy nie stygnącym kotłom, zalatującym smołą i czarcim swądem. Warto byłoby doczekać, pewnie. Ale nie doczekamy.

Teraz smaczna dygresja. Co mianowicie robić powinien rozsądny rząd, odbierający sygnały, że w pewnym dużym mieście, dajmy na to w mieście stołecznym, z siedziby lokalnego samorządu, roznosi się wzdłuż, wszerz, a nawet w poprzek grodu, intensywny zapach siarki? Czy smoły? Czy tam innego amoniaku?

 

SKALA

Otóż, nawet gdyby mieszkańcy nieszczęsnej metropolii zobojętnieli i przestali skarżyć się na swój los, rozsądny rząd nie poprzestałby na delegowaniu, do wspólnoty zagrożonej nie wiedzieć czym, rozmaitych specjalistów. A to inżynierów od instalacji sanitarnych, a to biologów od bakterii beztlenowych i tlenowych, a to chemików, rozpoznających potencjalne efekty mieszania substancji wszelakich, czy fizyków, zajmujących się wpływem fluktuacji kwantowych na rzeczywistość. Wreszcie każdej innej maści specjalistów – i tak dalej, i tak dalej. Specjaliści bowiem na pewno zrobią swoje jak należy i daj Boże, by rząd mógł wówczas odtrąbić sukces.

Niemniej, we wspomnianych okolicznościach tak zwanej przyrody, rozsądny rząd, natychmiast i niezależnie od wszystkiego, powinien zorganizować w pobliżu ratusza punkt dystrybucji wody święconej, a jeszcze lepiej, wznieść obok zakład produkujący w skali przemysłowej ów środek zaradczy, tworząc ogólnokrajową sieć jego darmowej dystrybucji, wolną od opłat koncesyjnych. Ho-ho, tak-tak.

I niech tam, gdyby tym samym rząd wystawił się na kpinę. Nie ma to, tamto: żadna kpina tak bardzo nie boli, jak głupota uleganiu diabelskim podszeptom. Żeby o wizycie osobistej tej mrocznej postaci na Ziemi nie wspominać. Koniec dygresji.

 

MEBLOWANIE

Podsumujmy dzisiejsze refleksje w następujący sposób: otóż w każdym człowieku, tęskniącym za przyzwoitością, inklinacjom ku czemukolwiek towarzyszyć powinna bezwzględność anielska – w znaczeniu gotowości do popełnienia każdego czynu, który w walce ze złem okaże się niezbędny. Owszem, to nie jest katolicyzm, jakiego uczą nas wrogowie katolików. Jednakowoż: czy opinia naszego wroga na jakikolwiek temat może stanowić o czymkolwiek? Tym bardziej, gdy prawdziwe piekło może ponownie wjechać na scenę – i to naprawdę w każdej chwili?

Pytam jedynie w znikomej części retorycznie, bo chciałbym bardzo, byśmy w końcu – jako wspólnota – przestali ograniczać się do jałowego turlania dropsów w te i we w te. Ludzie przyzwoici, a przy tym bogaci w wiedzę i doświadczenie, powtarzają od lat: wiara czyni cuda, lecz efekty przynosi walka. Innymi słowami: życie to arena, na której dobro nieustannie ściera się ze złem. W tym boju bezstronność jest iluzją, zaś deklaracja neutralności oszustwem. Po której stronie stoisz?

Nie mówię tym samym, że człowieka w człowieku ocalić może wyłącznie zadekretowanie przez wspólnotę etycznego totalitaryzmu. Ale to powinna być idea w tym kształcie. “W podobie”, jak mawia młodzież. Albowiem kwestionując normy, człowiek rezygnuje powoli z człowieczeństwa. Natomiast wykluczywszy normy skutecznie, w ogóle przestaje być człowiekiem. Tego chcemy?

***

Proszę sobie wszystko powyższe zapisać, proszę zapamiętać, proszę nieść w świat, stosownie meblując łepetyny ludziom okradanym, oszukiwanym i tresowanym do posłuszeństwa. Niech wyjmują głowy z medialnych blenderów, albowiem pora po temu najwyższa. Można nawet powiedzieć: już czas.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl