Nawet trzykrotnie więcej Polaków w wieku 18-65 lat mogło przejść COVID-19 niż to podają statystki. Przyczyną jest rezygnacja z robienia testów, głównie ze względu na małą intensywność objawów – wynika z badania ARC Rynek i Opinia oraz Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Według danych Ministerstwa Zdrowia 3,4% Polaków w wieku 18-65 lat przeszło koronawirusa. Z naszego wstępnego badania wynika, że odsetek ten może być wyższy nawet o 7,6%. To oznaczałoby, że łącznie około 11% osób w wieku 18-65 lat przeszły chorobę w sposób objawowy. Skąd taka różnica? Wynika ona z faktu, że wiele osób mających objawy nie decyduje się na test.

Główną przyczyną niewykonywania testów przez osoby, które miały jakiekolwiek objawy mogące wskazywać na COVID-19 była łagodność objawów i tym samym brak konsultacji lekarskiej. Co czwarty respondent przyznał, że lekarz nie zlecił mu testu. Niektórzy z badanych uznali, że skoro inne osoby w domu miały pozytywny wynik testu, to oni nie muszą już testu wykonywać, bo pewnie też są pozytywni. Jest też grupa osób, która obawiała się kwarantanny i sprawdzania przez policję.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

 

Jakie osoby zostały uznane w badaniu za te, które przeszły COVID-19, mimo, że nie miały zrobionych testów?

– Wszystkie osoby, które deklarowały utratę węchu i smaku
– Osoby, które deklarowały inne objawy charakterystyczne dla COVID-19, jednak dodatkowo miały kontakt z osobą chorą – objawy charakterystyczne zostały wskazane zgodnie z modelami wykorzystywanymi w innych krajach, takich jak np. USA czy Włochy*

Badanie nie obejmuje zaś zachorowań bezobjawowych, gdyż pacjenci nie są w stanie takiego zachorowania ocenić.

Kiedy jesienią epidemia zaczęła przybierać na sile, pojawiały się podejrzenia, że oficjalne statystyki nie podają całej prawdy dotyczącej liczby osób, które chorują na COVID-19. Patrząc nawet na moją praktykę – wielokrotnie widywałem dzieci, które rozwijały potwierdzone przeciwciałami objawy choroby po-COVID-owej PIMS, a jednocześnie w ich rodzinach nie wykonano ani jednego testu.

Obecnie epidemia jest w pełnym rozkwicie, zaś w Polsce, prawdopodobnie, przebyło ją około 11% populacji. Są to dane szacunkowe, ale pokrywające się z informacjami, jakie otrzymujemy na podstawie analizy serologicznej w różnych populacjach, np. odsetek osób, które przeszły zakażenie w Nowym Jorku wynosi 23%, Londynie 18%, Sztokholmie 12%, dla Hiszpanii – 5%, ale już dla Madrytu 11%, (dane z września b.r.*). 11% to i dużo, i mało.

Mało dlatego, że nadal jesteśmy bardzo daleko od osiągnięcia poziomu odporności stadnej, wynoszącej dla SARS-Cov2 około 65-70% – dla całej populacji.

Dużo dlatego, że pokazuje to, iż nie nasze służby epidemiologiczne nie wychwytują ponad 2/3 zakaźnych chorych, rozprzestrzeniających zakażenie w swoim otoczeniu.

Pamiętajmy, że poniższe badanie oparte jest na autodiagnozie respondentów, dlatego na pewno może być obarczone pewnym ryzykiem błędu. Przyjęta metoda badawcza, oparta o własną ocenę samych pacjentów jest metodologicznie prawidłowa i ogólnie zaakceptowana. Ta metoda sprawdziła nam się w poprzednim badaniu, związanym z wpływem smogu na zdrowie dzieci. Chciałbym jednak podkreślić, że nie jest to badanie serologiczne I trzeba też uwzględnić fakt, że badaliśmy osoby w wieku 18-65 lat – komentuje dr hab. med. Wojciech Feleszko z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Z punktu widzenia epidemiologii niedoszacowanie liczby zakażonych jest zjawiskiem całkowicie naturalnym. Grzechem pierworodnym biernego systemu zgłoszeń, który obowiązuje w Polsce jest właśnie znaczne niedoszacowanie. Należy przyjąć, że prawdziwa liczba zakażonych SARS-CoV-2 może być nawet kilkakrotnie wyższa. Silną przesłanką za takim wnioskiem jest chociażby oficjalnie raportowana liczba zgonów, które są trudniejsze do przeoczenia. Zakładając 1-2% śmiertelność COVID-19 w polskiej populacji, liczba zgonów jest nadproporcjalnie wysoka w stosunku do liczby zachorowań, a zatem musi ich być znacznie więcej niż jest zgłaszane oficjalnie. Dodam, że wystąpienie typowych objawów choroby po kontakcie z domownikiem z potwierdzonym COVID-19 jest równie silnym dowodem zakażenia jak dodatni wynik testu, który też czasami może dać wyniki fałszywe. – komentuje lekarz chorób zakaźnych dr hab. Ernest Kuchar z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

W przestrzeni medialnej pojawiają się różnego rodzaju szacunki, mówiące, ile osób przechorowało już COVID w sposób objawowy lub bezobjawowy. Są to ekstrapolacje bazujące na danych z innych krajów, nie do końca oparte na badaniach krajowych. Nasze badanie po raz pierwszy pokazuje skalę zjawiska objawowego przyjścia COVID-19, ale nie potwierdzonego testem PCR. Oczywiście najbardziej wiarygodne byłoby badanie w kierunku przeciwciał świadczących o przejściu koronawirusa i wytworzeniu odporności. Do tej pory jednak takich badań na skalę ogólnopolską nie było. Warto podkreślić, że nasze badanie objęło populację 18-65 lat. W tej populacji COVID występuje najczęściej. Z pewnością dla pełnego obrazu trzeba byłoby objąć też osoby powyżej 65-tego roku życia. Biorąc pod uwagę fakt, jak wiele osób ma objawy, jednak nie wykonuje testów, trzeba wierzyć, że poddają się one samoizolacji i nie opuszczały mieszkania, by nie zarażać innych. Przy takiej skali na pewno warto prowadzić w tym kierunku komunikację i uświadamiać społeczeństwo, jak ważna jest samoizolacja w sytuacji podejrzenia zakażenia wirusem – komentuje dr nauk społecznych Adam Czarnecki z ARC Rynek i Opinia.

za medexpress

Źródło: WUM