Panie Ania i Gosia wpadły na pomysł, by wykorzystać stronę na fejsbuku do prezentacji sprzedawanych “ciuchów”. Zaczęły się tym zajmować w lipcu ub. pokazując na żywo, na sobie, sprowadzony z Polski towar. Okazało się to strzałem w dziesiątkę i firma prowadzona “po godzinach”, doskonale się rozkręca łącząc Polki nie tylko z Mississaugi i Brampton. Nadawany na żywo co tydzień show sprzedażowy “Gosia i Ania mają coś do sprzedania” przyciąga coraz większą rzeszę widzów, między innymi ze względu na bezpośredni bezpretensjonalny charakter prezentacji. Poszczególne odcinki zwykle trwają ok. 4 godziny, ale są i takie po 6 godzin. Skąd pomysł na taki biznes? W jaki sposób i dlaczego obie panie znalazły się w Kanadzie? – to tylko niektóre pytania, na które odpowiedź znajdą Państwo w tej rozmowie.

Andrzej Kumor: Bardzo dziękuję za zaproszenie, bardzo się cieszę, że jestem tutaj w tym studio, a zarazem w domu towarowym, gdzie tyle się sprzedaje…

Gosia:  No jeszcze nie jest to Eaton Centre, ale będzie (śmiech)

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

AK: Z przyjemnością oglądam, bo macie niesamowity kontakt z ludźmi, którzy i ta sprzedaż jest bezpośrednia, nawiązujecie bardzo bliski kontakt z osobą która kupuje. I druga rzecz, wszyscy narzekają, a jednak w taki sposób można nadal prowadzić biznes.

Gosia: Ostatnio mamy taką fajną rymowankę że zapraszamy na naszą stronę Facebook Polish Treasure Chest do oglądania w czwartki o godzinie 7 wieczorem, serial pt. Gosia i Ania ma coś do sprzedania. Nasza klientka nam to tak fajnie zrymowała i teraz będziemy tego używać.

AK: W dzisiejszych czasach trzymać widza przez 3 h przed ekranem…

Ania:  4  a czasem i 5 zdarzyło się, po prostu mieliśmy taką oglądalność, że szkoda nam było zgasić nas, żeby dziewczyny nie miały dalej fajnego humorku, bo my nie tylko robimy transakcje, ale też dajemy relaks i świetną zabawę dla naszych klientek.

Gosia: Robimy serial.

AK: Stąd moje pytanie, jak to się zaczęło? Skąd pomysł?

Ania: Obydwie lubimy ubranka, bardzo lubimy też kupować; zaczęliśmy kupować w Polsce i stwierdziliśmy, że fajne ceny można w Polsce dostać, z powodu pandemii ludzie mają mniejszy dochód, a na pewno by się pocieszyli, gdyby sobie coś kupili, więc zaczęliśmy sprowadzać, daliśmy fajne ceny i tak to się potoczyło. Miała to być zabawa, zainwestowanie bardzo małych pieniędzy, żeby zobaczyć co z tego wyjdzie i okazało się że „bum”.

Od lipca nasza oglądalność się zwiększa i zwiększa. Bardzo chcieliśmy podziękować wszystkim adminkom, które nas udostępniały na Facebooku, na różnych grupach, jak Polki w Kanadzie, Polki z Kanady, Polki z emigracji, gdziekolwiek tylko można nas udostępniać. W ogóle Polki są wspaniałe. Rekomendują nas, udostępniają, my tak samo je wspieramy na naszej stronie, czy na naszej lajfie, dziewczyny mogą pisać co robią, żeby inne sobie przeczytały, dawały komentarze, żeby wiedziały, że  ta robi krokiety, a ta pierożki, a ta robi biżuterię.

AK: To jest wspaniałe, bo ludzie teraz czują się odizolowani, nie mają spotkań towarzyskich, nie mają gdzie wyjść i tutaj jest jakaś namiastka tego, żeby – przepraszam za sformułowanie  – mieć takie babskie gadanie.

Ania: Ale nie tylko kobiety nas oglądają, mężczyźni też. Mówią, o słuchaj, słuchaj już serial idzie,  skończyłaś myć te gary, chodź, polski serial leci… Tak że cieszy nas to, że możemy dotrzeć do polskich rodzin nie tylko do kobiet, ale i mężczyzn, żeby mieli radość z rodziną.

Gosia: O to nam chodzi, żeby to nie tylko była sprzedaż, ale również przyjemność.

AK.: Jak to się zaczęło od strony technicznej? Wszyscy co prawda mamy już teraz smartfony, ale bardzo dużo ludzi używa ich tylko i wyłącznie do rozmów telefonicznych. Skąd pomysł, żeby uruchomić sprzedaż przez internet, przez Facebook?

Gosia: Powiem króciutko z mojej strony, ja kocham klientów, ja miałam ten biznes można powiedzieć od 15. roku życia, handlowałam jeszcze wyjeżdżając do byłego NRD, mam to w żyłach.

Ania: A ja skończyłam szkołę odzieżową bardzo mnie to interesowało.

Gosia: Wyszło nam perfekt, ja handel, a ona zna się na materiałach;

Ania: Mogę zrobić projekt, ja mogę zrobić wykrój, mogę uszyć, bardzo lubię ubrania i lubię też taką awangardę. Dlatego bardzo się dobrze zgadzamy, bo ona lubi handlować, a ja lubię wybierać, czym będziemy handlować.

Gosia: Ja jestem krzykliwa, ona cicha, tak że na zasadzie przeciwieństwa żeśmy się dobrały. Tego lajfa by nie było, gdyby nie było mnie, albo nie było jej.

Ania: Od strony technicznej tak się odbyło, że spotkałyśmy się u koleżanki, która zrobiła spotkanie dziewczyn, które nie chcą już swoich ubrań, żeby się powymieniały. Tak żeśmy się spotkały i tak żeśmy zaczęły ze sobą korespondować. Kupowałyśmy w Polsce, a potem stwierdziłyśmy, że fajnie byłoby tutaj dla dziewczyn zrobić coś takiego.

Gosia: Pamiętam pierwsze spotkanie to nie było nawet na lajfie.

Ania: Mówimy, musimy zrobić sobie stronę,  mówię Treasure Chest, a ona mówi, podoba mi się „skrzynia skarbów” – podoba mi się – ale mówię „polska skrzynia skarbów”; dojechałam do domu usiadłyśmy, zrobiłyśmy stronkę, szybko z błędami, oczywiście nie wiedziałyśmy, jak to zrobić, troszkę tam miałyśmy pojęcia, wyszła jakaś strona, zdjęcia poucinane, i poszło. Później żeśmy troszeczkę to ulepszyły i dzisiaj jest już, jak jest.

AK: To od kiedy jesteście na Facebooku

Gosia: Można powiedzieć że od lipca.

AK: Czy to nie jest problem kupować w Polsce? Gdzie się kupuje w Polsce, żeby było tanio i dobrze?

Ania: Tego nie będziemy zdradzać, trzeba mieć zaufanych ludzi, a jeżeli chodzi o wysyłki, cargo cały czas chodzi, tak że nie ma z tym problemu, mogą być ze względu na covida jakieś opóźnienia, paczka będzie dłużej szła, ale dojdzie.

AK: To powiedzcie, ile jest tych „dziewczyn”?

Gosia: Na dzień dzisiejszy spokojnie 1200, a zaczęłyśmy w lipcu było 40 i pamiętam, jak miałyśmy lajfa było 40 osób i było 40, które polubiły naszą stronę, byłyśmy bardzo zadowolone. Nie miałyśmy zamiaru robić tego na tak dużą skalę, ale to po prostu to się stało automatycznie.

Ania: Z każdym lajfem więcej osób, więcej zamówień, więcej zainteresowania, tak że po prostu klientki zmusiły nas, żeby było więcej.

AK: Można powiedzieć, że te wszystkie obostrzenia wam w sumie pomogły?

Ania: Nie tylko nam, ale i klientkom chyba też. Gosia: Winners zamknięty, wszystkie takie sklepy zamknięte, a my jako kobiety lubimy się ubierać nawet dla siebie, żeby samej ładnie wyglądać i tak samo nasze klientki. Nasze klientki nie ubierają się, żeby wyjść na dwór, tylko żeby po prostu wyglądać ładnie.

AK: Czyli to najważniejsze, żeby mieć to porozumienie z klientem, wiedzieć, jak on myśli, czego potrzebuje, czego szuka?

Ania: Przede wszystkim, mamy różne rzeczy i mamy różne rozmiary, gdzie mogą u nas  kupić panie szczuplutkie, ale i osoby, które mają większy rozmiar.

Gosia: Nasze klientki lubią też to, że sprowadzamy XXXL czyli na panie, które są naprawdę duże i nie mamy z tym problemu, my wręcz kochamy takie panie.

AK: Bo nam się w ubraniu sprzedaje wizerunek tego, kim chcielibyśmy być.

Gosia: My nie sprzedajemy dla Madonny czy dla Jennifer Lopez, my sprzedajemy dla normalnych pań, my też myślimy, że jeżeli ja to ubiorę to ktoś to też ubierze, a jeśli tego nie lubię, nie ubiorę, to prawdopodobnie ktoś inny tego też nie ubierze.

Ania: Ja po prostu słucham klientek, które do nas przychodzą, widzę ich styl słucham czego potrzebują, czego szukają i szukamy takich perełek, wynajdujemy je. Dlatego może jest taki sukces, że znajdują się tutaj rzeczy unikatowe nie tak bardzo unikatowe, bo to nie jest art and design, ale są rzeczy, które są fikuśne, inne, dlatego że dziewczyny już są zmęczone zwykłymi koszulkami, podkoszulkami sweterkami.

AK: No właśnie bo  w Kanadzie chodzi się ubranym  bardzo niedbale.

Ania: To zależy kto.

Gosia: Polki lubię się ubierać.

Ania: Polki, Murzynki, Filipinki  naprawdę lubią się ubierać.

Andrzej Kumor: A jak to jest z tymi rzeczami technicznymi import-eksport, jak to wygląda?

Gosia: My jesteśmy firmą, która jest zarejestrowana na kanadyjskim rynku,  płacimy cła, podatki, płacimy wszystko. Na przykład, ostatnie nasze cło, które zapłaciliśmy – 1033 dol. za 2 paczki.

AK: Czy kupują też nasze dzieci, ludzie, którzy mają dwadzieścia kilka lat, wchodzą w życie, czy oni są już skanadyzowani?

Gosia: Klientela jest bardzo duża, taka mama, babcia, ciocia dzwoni i mówi, słuchaj zobacz jestem tutaj, fajne ciuszki mają, może ty też zobaczysz, zaprasza córeczkę, która ma 20, 23 lata.

Taka serdeczna klientka wzięła swoją córkę, ona siedziała w samochodzie, nie chciała wejść, ale jak przyszła tutaj, to nie mogła w to uwierzyć, że mamy takie ciuchy,  czyli robi się to również dla młodszego pokolenia.

Ania: Mamy mniejszą ilość młodszych klientów, bo mają troszkę inny gust, nie bardzo lubią blink blink, lubią raczej wszystko plain, żeby nie było napisów, nic świecącego, te świecące, piękne bluzeczki to Polki w dojrzałym wieku uwielbiają, ale już młodzież nie, a znowu te młodsze to już takie plain, spokojne rzeczy, chociaż raz na jakiś czas trafi się, że weźmie i ten blink, blink.

Gosia: To jest kwestia tego, żeby zobaczyli ten nasz towar, wtedy jest zupełnie inna reakcja.

AK: Ile razy w tygodniu robicie sesje sprzedażowe?

Ania: My byśmy tutaj stały codziennie, gdybyśmy miały czas, ale Gosia ma swoją pracę, ja mam swoją pracę, to jest robione po godzinach, to jest tylko jeden dzień w tygodniu, chyba, że nagle tyle paczek nam przyjdzie, że się zdecydujemy, że zrobimy czasem w niedzielę, ale ogólnie to jest we czwartek 07:00, to już jest nasz serial. Potem można sobie to odtworzyć odegrać, jeżeli klientki akurat w tym czasie pracują albo muszę wyjść, to one oglądają sobie to później.

AK: Po prostu robicie klub…

Ania: Tak, oprócz tego, że jest transakcja, to jest jeszcze humor, ktoś sobie tam winko wypije z mężem się przytuli, będzie na nas patrzyć,  nieważne, czy kupi, czy nie, ale ma fajny czas.

Gosia: No, ale może męża naciągnie (śmiech).

Ania: Albo mąż powie, słuchaj, fajnie w tym będziesz wyglądać, jak dzisiaj się  na wieczór ubierzesz, tak że wydaje mi się, że to jest bardziej taki fan club.

AK: To powiedzcie mi na koniec jak się tutaj znalazłyście w tym kraju, jak to było?

Ania: Ja jestem 22 lata, dla mnie było ciężko się odnaleźć; przez prawie 5 lat w ogóle nie czułam się, że ja tutaj należę, nie czułam się u siebie, ale w momencie, kiedy zaczęłam pracować na poczcie, kiedy dostałam pełny etat, coś we mnie takiego weszło, że teraz już jestem OK, że już należę do tej społeczności, że to nie jest tymczasowe, że do czegoś doszłam, mam już tę pracę na cały etat i już się tutaj liczę między nimi.

A wcześniej no to dzieci wychowywałam, więc czułam się – Boże święty – całe życie będę te dzieci wychowywać? Praca jest potrzebna!

Gosia: U mnie znowu było inaczej, dlatego że ja przyleciałam do Ameryki, poznałam mojego męża, który tam był na wycieczce z Polimexem, tak że pozdrawiam Polimex, były takie wycieczki trzydniowe New York – Filadelfia – New Jersey, mój mąż był na wycieczce i tak go poznałam.

Ania: Ja mieszkając w Polsce mając 16 lat  wyjechałam do Niemiec do chrzestnego, jeszcze były pozamykane granice, jak zobaczyłam tamten świat,  wróciłam i po 2 miesiącach powiedziałam, że ja w Polsce dalej mieszkać nie będę. I to tak jakoś we mnie w środku cały czas było. Po skończeniu średniej szkoły wyjechałam do Niemiec, pracowałam w restauracjach przez 4 – 5 lat, wróciłam i poznałam mojego męża. Mąż jest Polakiem, ale miał papiery kanadyjskie, przez 3 lata byliśmy w Polsce, mąż mnie namawiał na Kanadę, przyjechałam tutaj na wizytę, jak zobaczyłam Toronto, oklejone szyby gazetami, foliami i śmieci na ulicy, to powiedziałam Boże gdzieś ty mnie wziął, ja tutaj w życiu nie będę mieszkać, chcę wracać do domu, Polska jest piękna, ja tutaj nie chcę być.

Wróciliśmy, zaszłam w ciążę, mam syna no i oczywiście mój mąż mówi, że przyszłość dziecka będzie lepsza w Kanadzie, ja sobie myślę,  papiery mogę zrobić, mostów nie muszę za sobą palić, zawsze mogę do Polski wrócić, spróbuję.

Spróbowałam, ale zaraz przyszła córka no i wiadomo, szkoła, dzieci, taka codzienność wchodzi, później właśnie praca na poczcie i tak minęły 22 lata.

AK: A co się woziło z Polski do NRD?

Gosia: Takie bardzo proste butelki do sprejowania kwiatków, a się nazywało Spritzblume do kwiatków, bardzo dobry interes. Z NRD jeździło się na Węgry, bo tam się kupowało bluzeczki bawełniane, takie ładne, kolorowe, jeździło się do NRD, tam się sprzedawało i z NRD z powrotem do Polski.

AK: I to z torbami, pociągami?

Gosia: Tak pociągami, miałam 15 lat, kiedy pojechałam pierwszy raz, to było na wakacjach i to był bardzo dobry interes.

AK: Trzeba było to jakoś ukrywać, wagony rozkręcać?

Gosia: Nie trzeba było, dlatego że to był plastik lekki, nawet nie wiedzieli po co my to wozimy, a to było do kwiaciarni. To była rewelacja.

Potem zaczęła się Turcja, z Turcji były bluzeczki, z Turcji były bardzo fajne jeansy, kożuchy.

Z kolei adidasy, buty to było NRD, Salamandry.

AK: I gdzie to się sprzedawało? W Warszawie na placu?

Gosia: Jestem z Wrocławia. Rodzice mieli stoisko, mieliśmy swój sklep, zaczęło od szczęki takiej podnoszonej.

AK: Skoro biznes tak kwitł, a na hurtowniach ludzie się dorabiali, to dlaczego jesteś tutaj?

Gosia: Jeżeli być dzisiaj zapytał moją mamę, mojego tatę, to powiedzieliby, że to był bardzo duży błąd. Miałam swoje mieszkanie, jak miałam 18 lat,  mój brat miał swoje mieszkanie, ale chęć zobaczenia czegoś…

Mój dziadek urodził się w Ameryce i cała moja rodzina wyjechała do USA na pochodzenie. Zaczęło się od mojej mamy, moja mama ma 8 rodzeństwa i pierwsza wyjechała do Ameryki i zaczęła ich sprowadzać.

AK: I co, ten Nowy Jork, Greenpoint się podobał?

Gosia: Prawdopodobnie nie mieli już odwrotu   chęć zobaczenia czegoś, chęć że może będzie inny świat, jak to Ameryka!

Ania: Po prostu, byliśmy zamknięci, każdy szukał gdzieś, żeby wyskoczyć, żeby zobaczyć.

Gosia: Dzisiaj gdybyś porozmawiał z moją mamą, to dzisiaj żałują, ponieważ spali na materacach, zarabiali $4.50 na godzinę. Tak się zaczynała Ameryka dla Polaków, tak że to były ciężkie czasy. Ktoś, kto tego nie przeżył, to tego nie zrozumie.

AK: To tym bardziej gratuluję, bo chyba nie ma nic lepszego dla człowieka niż to, jak widzi, że to co robi ma sens i że to rośnie.

Ania: Zgadza się, cieszymy się, że dziewczyny są zadowolone, że nas oglądają; cieszymy się też że możemy im jakoś umilić czas. Tak jak Gosia mi to wczoraj opowiedziała, że niektóre klientki dzwonią i mówią słuchaj Gosia, ja byłam w takiej depresji, ale jak was obejrzałam, to zaczęłam żyć na nowo, więc to jest piękne, że dajemy taką energię.

Gosia: Że możemy dać dla ludzi energię, to jest fajne.

AK: Myślę, że poznajemy się nawzajem, to jest ta sieć połączeń międzyludzkich.

Ania: To właśnie nas łączy jako Polki i naprawdę trzeba się wspierać.  I dziewczyny, polecamy, jeżeli macie coś na myśli zrobić, idźcie, róbcie, nieważne jak nie wyjdzie, róbcie następną rzecz, na pewno wyjdzie, jak się chce, to wyjdzie!

AK: Bardzo dziękuję i gratuluję.