– Jak ten czas leci…. Kiedy w latach 70-tych telewizyjny cykl Janickiego „W starym kinie” prezentował przedwojenne produkcje jakże mizernego wtedy polskiego kina wydawało się, że przenosimy się w jakąś inną epokę, a tymczasem było to raptem niecałe 40 lat do tyłu. Dzisiaj z pewnym oporem sięgam do filmów kręconych 50 lat temu, bo mam wrażenie, że to przecież wcale nie wygląda na archiwalne kino. Tamte postacie, tamte tematy ciągle wydają się być na czasie, wystarczy je tylko lekko „odkurzyć” i przypasować do dzisiejszych realiów, co – o dziwo – nie jest wcale trudne.

        Takim filmem jawi się „Wodzirej” zrobiony przez Feliksa Falka w 1977 roku.

        Zanim zachęcę Państwa do jego oglądnięcia warto poświęcić kilka zdań sytuacji w jakiej znalazła się wówczas polska kinematografia.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Otóż, był to początek nurtu zwanego „kinem moralnego niepokoju”.

        Zapoczątkowało go wystąpienie Andrzeja Wajdy i Krzysztofa Zanussiego na Forum Filmowców w Gdańsku w 1975 roku.  Twórcy zarzucili decydentom z władzy komunistycznej tłumienie swobody twórczej filmowców, uniemożliwiające dyskusję nad aktualnymi problemami społeczno-politycznymi. Początek nowego kierunku wyznaczył pełnometrażowy debiut Krzysztofa Kieślowskiego „Personel” z 1976 roku. Wkrótce dołączyli do nich m.in. Agnieszka Holland, Filip Bajon, Janusz Kijowski, Wojciech Marczewski i właśnie Feliks Falk.   Akcja filmów wchodzących w skład nurtu toczy się zwykle w małych, prowincjonalnych sceneriach. Instytucje bądź środowiska, do których należą bohaterowie, cechuje korupcja i nepotyzm. Główne postacie to albo młodzi idealiści − przedstawiciele inteligencji, którzy próbują przeciwstawić się lokalnej oligarchii i niestety w starciu z aparatem władzy doznają klęski, albo też stają się ofiarami systemu, który doprowadza do ich demoralizacji,  konformizmu i wreszcie do uległości względem władzy. Oczywiście w obu wariantach z ekranu wiało grozą i pesymizmem, ale też taki był klimat tamtych czasów.

        Buntować się nie było łatwo, bo przecież pieniądze na produkcję płynęły tylko z jednego źródła, które w każdej chwili mogło wyschnąć. To ONI dyktowali warunki zarówno przed, w trakcie jak i po zrobieniu filmu. To dlatego powstała wtedy w Polsce kategoria filmów zwana „półkownikami” czyli gotowych obrazów odsyłanych przez cenzorów prosto na półkę i czekających na swoje rozpowszechnianie w kinach. „Rekordzistą” był tutaj Aleksander Ford i jego „Ósmy dzień tygodnia” – 25 lat czekania! Warto także wymienić „Długą noc” Janusza Nasfetera (22 lata), „Życie raz jeszcze” Janusza Morgensterna (20 lat) czy „Ręce do góry” (18 lat) Jerzego Skolimowskiego. Kino moralnego niepokoju też miało swoich „półkowników”, m.in.: „Spokój” i „Przypadek” Krzysztofa Kieślowskiego, „Indeks” Janusza Kijowskiego, „Kobieta samotna” Agnieszki Holland. „Był jazz” Feliksa Falka.

        „Wodzireja” nie trzymano zbyt długo, zaledwie rok, bowiem zastosowano w tym wypadku drugą strategię cenzury: usłużni recenzenci zrównali film z ziemią, mając nadzieję, że widzowie posłuchają ich rady i nie pójdą do kina. Stało się akurat na odwrót: „Wodzirej” okazał się obrazem kultowym, dodajmy: ze wszech miar zasłużenie.

        Naturalnie głównym sprawcą sukcesu był Feliks Falk, który nie tylko film reżyserował, ale także napisał jego scenariusz, a nade wszystko obsadził w roli głównej Jerzego Stuhra. Ten ostatni był już wtedy gwiazdą krakowskiego Teatru Starego, niegdysiejszym showmanem telewizyjnych „Spotkań z balladą”, aktorem który nie tyle udawał ile stał się głównym bohaterem.

        Choć z Lutkiem Danielakiem trudno było utożsamiać się,  mieliśmy z drugiej strony świadomość tego, że w Polsce tamtych czasów nie brakowało takich jak on: małych, podłych ludzi, którzy dla kariery, dla wspięcia się na jej wyższy szczebel gotowi byli uczynić wszystko, nawet największą niegodziwość. Tak właśnie czyni Danielak i choć niekiedy miotają nim wyrzuty sumienia, nie zamierza zawrócić z obranej drogi. W którymś z wywiadów Jerzy Stuhr wspomniał, że kluczem do jego fenomenalnej kreacji była rada Andrzeja Wajdy: „…graj tak jak byś był w nieustannym biegu, nie zwalniaj, bo gdy się zatrzymasz wtedy przyjdą niepotrzebne refleksje…”.

        Stuhr szaleje więc na ekranie, śpiewa, tańczy, bawi tłumy, dokładnie tak jak robiłby to wymarzony wodzirej. Partnerują mu wyśmienici aktorzy, min.: Michał Tarkowski, Ryszard Kotys, Wiktor Sadecki, Jerzy Kryszak, Bogusław Sobczuk.

        „Wodzirej” nie był pierwszym, ani też ostatnim filmem Feliksa Falka. W jego bogatej filmografii należałoby też wyróżnić m.in. takie obrazy jak: „Szansa”, wspomniany już „Był jazz”, „Idol”, „Bohater roku”, który w jakiś sensie kontynuował losy Danielaka, „Samowolka”, „Komornik”, „Enen”. Każdy z nich jest jakimś przyczynkiem do tego, by lepiej zrozumieć Polskę, co w realu, jak wiemy, nie jest takie proste.

Janusz Pietrus