Hłasko Marek, świat, dwie części świata. Pamiętamy? Że pierwsza nie do życia, druga nie do wytrzymania, a wszystkie następne też tak jakby bardziej do niczego, niż do czegokolwiek?

Żartuję. Ale niewiele. Troszeczkę. A przez to oznajmiam, że co się odwlecze, to… – i tak dalej, i tak dalej. Czyli przyszedł czas na kolejne spojrzenie w przepastne czeluście katalogu pryncypiów niemal zapomnianych. Pora najwyższa na następne w serii repetytorium z nauki o poznaniu. Oraz z aksjologii. I z przyzwoitości, żeby triadę tę zamknąć.

        Swoją drogą, jeśli ktokolwiek, kimkolwiek będąc i gdziekolwiek się znajdując, chciałby w ten sposób, to jest poprzez wspomnianą triadę, rozumieć i wdrażać dookoła siebie przedsięwzięcie, zatytułowane „proces porządkowania rzeczywistości”, to rzecz jasna, że będę kontent. Tylko efektów wypatrywać wówczas, tylko cieszyć się, powtarzając, co mówili o takich: „Bożeć, ślij dobrą godzinę”. Będę kontent, zapewniam, i nawet odchrząknę sobie w kątuszku jak ów ślepy koń, zachęcany przez kolegę do udziału w gonitwie zwanej Wielką Pardubicką: „Ależ nie widzę przeszkód!”. Ale na początek Pan Powracający. Krótko.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

***

        Bez znaczenia jest, co powiesz. Bez znaczenia, że bez złej woli nie sposób twoich słów powiązać z rzeczywistością. Ważne, by było cię słychać. By twoje show dotarło. Wszędzie. Pod każdą miotłę, do każdego śmietnika. By zabrzmiało. By wybrzmiewało jak najdłużej się da.

        „Panie, wróć pan, zrób porządek bo przecież z nimi nie da się wytrzymać. 60-70 procent Polaków nie może już z nimi wytrzymać” – oświadczył swoim totumfackim pan Donald, pytając retorycznie: „Czy trzeba czegoś więcej?”. Ależ wiadomo, czego trzeba. Czy raczej kogo. Pana Donalda trzeba. I proszę, ta dam!, pan Donald wrócił. Do polskiej polityki. Ani ona polska co prawda, ani polityka, a mimo wszystko: Boże miłosierny, nie dopuść. Boć konsekwencje ciągnąć się będą za nami niczym druty kolczaste na przedpolach bitewnych. Więżąc w okopach. Ograniczając widoczność i sprawczość. Niewoląc intelektualnie i duchowo – to drugie już bezgranicznie. I do czego koniecznie powinniśmy dodawać strach przed porażką. Bo jeśli wygrają, jeńców nie będą brać. Prezes Kaczyński pokazał im, czego powinni unikać jak ognia. Nie powtórzą tych błędów, na to nie liczyłbym.

        A propos, bo Pan Powracający omówił także spotkanie z tego samego dnia członków Prawa i Sprawiedliwości, zauważając, że konkurencja „będzie radzić”. O czym mianowicie, zapytał sam siebie pan Donald i sam sobie odpowiedział: „Będą rozmawiali o swoim nepotyzmie. Będę naradzać się, jak okradać Polaków czy Polskę, byle by to uszło im na sucho”.

        Niezła ironia, koniec zatem jeszcze jeden znakomity kąsek, tym razem w odniesieniu do pandemii: „Nie pozwolę ani sobie, ani Platformie, żeby na żałobie, na tragedii, robić jakąkolwiek kampanię polityczną”. Tu musimy przyznać: ma gość tupet. Tupet dziurawego kalosza, ale z wysuwanym sztyletem w podeszwie. Jak byle bandyta.

***

        Wracając do wątku zasadniczego, pozwolę sobie również przypomnieć, co konieczne. Ja tylko wieszam tu słowa. Ja tylko staram się za ich pomocą przywoływać obrazy. Wywołać uczucia. Słowa, obrazy i uczucia, tkane nastrojem tej ulotnej chwili, która wciąż jeszcze i wbrew wszystkiemu, czyni nas godnymi siebie. I naszych wizerunków – w słowach, obrazach i uczuciach innych. Czytelnik zaś co zawieszone zdejmuje, czy tam podejmuje, by w oparciu o przeczytane dzielić się refleksjami z najbliższymi i światem. Jak to przed miesiącem ująłem: niechże ten świat w końcu zrozumie, że aż tak łatwo mu z nami nie pójdzie. Więc.

        Więc z Powracającym – do kąta. Precz, natychmiast. My zaś Boga chwalimy, a konie popędzamy. Kierunek: przyzwoitość. Prędko, prędko – żeby nie okazało się, że kawaleria któryś raz z rzędu przygalopuje mocno spóźniona. Może dosyć już tych spóźnień?

***

        Podobno nie sposób żyć z pamięcią cierpienia i bólu. Tak mówią, ale nie wierzcie im. Dopiero nasze nieszczęścia darowują nam człowieczeństwo. A to, ponieważ zyskujemy punkty odniesienia. Miary. Człowieczeństwo bez nieszczęścia to jakby dotykać gorącego żelazka bez bólu oparzenia. Nieobecność bólu, niczego nie ucząc, naraża. Jednak czy właściwy wniosek brzmi, że bez nieszczęścia człowieczeństwo nie istnieje?

***

        Bogaci kupują, co chcą. Dlatego szwankuje im wyobraźnia. Biedni wyobrażają sobie, co mogliby kupić, gdyby posiadali pieniądze, tym samym wzbogacając wyobraźnię. Paradoksy codzienności?

***

        Ludzie raczej nie chcą widzieć, niż chcą. Ludzie raczej zaciskają powieki żeby nie zobaczyć, niż patrzą. W równym stopniu dotyczy to dni powszednich, co świąt. A już w sposób szczególny odnosi się to do historii. Zobaczyć albowiem, zwłaszcza w historii, to skonfrontować siebie samego z powinnością, z wyrzutem sumienia, z zobowiązaniem. Nie ma we mnie pewności, czy jakakolwiek inna nacja tak ma, ale Polki i Polacy tak mają na pewno. I wciąż nie potrafią sobie z tym poradzić. Niektórzy mówią, że to przeznaczenie. Inni, że pokuta. Jeszcze inni, że tak nam zostanie. Ja nie wiem, choć wiedzieć chciałbym.

***

        Nie nadajesz się do polityki? Żaden problem. „Nadawanie się” to kryterium z poprzedniego stulecia. Dziś wystarczy, że właściwie i sprawnie pokierujesz wygrywającym.

***

Stwierdzić, że przez brudne szkła nie zobaczysz świata poprawnie, i że nosząc dajmy na to zielone okulary, widzielibyśmy rzeczywistość na zielono, to już frazes. Pytanie brzmi teraz: od którego momentu fikcja medialna, którą – chcąc nie chcąc – absorbujesz zewsząd, zamienia się w totalitaryzm, ciebie zmieniając w niewolnika nieświadomego swego zniewolenia, a wspomniane okulary zrastają z twymi nosem i uszami na stałe?

***

        To interesujące, że tak zwane „myślenie stereotypowe” może uratować komuś życie. Bo może. Ale jeszcze bardziej interesujące, że nie zdarza się to niewierzącym w stereotypy.

***

        Zgnieć muszkę, wyrwij skrzydełko motylkowi, nadmuchaj żabkę, włóż chomika do mikrofalówki i włącz zasilanie – powinieneś to zrozumieć i warto, byś zrozumiałe zapamiętał – wszystko to zbydlęcenie. Ale pamiętaj też, zawsze możesz zostać ginekologiem. Będziesz pomagał kobietom pozabijać ich dzieci, zanim te dzieci urosną. Zanim się w ogóle urodzą. Uzasadnienie? Uzasadnienie sam sobie sprokurujesz, podobno ginekolodzy to wśród lekarzy intelektualna górna półka.

***

        Dążysz do tego, by w skali świata to i tamto zmieniło się na lepsze. Światu natomiast chodzi o to, by wszystko zmieniło się na jego modłę. Co oznacza: żeby nie zmieniło się wcale (świat od zawsze w taki sposób ingeruje w codzienność, aby nic nie zmieniło się naprawdę). Inaczej: rzeczywistość nie dba o jednostkę, z jednostki rzeczywistość drwi. Dlaczego? Bo jej na te drwiny pozwalamy.

***

        Kobiety dojrzewają – i już. Niektóre wcześniej, inne później. Mężczyźni przez całe życie starają się dojrzeć. To znaczy, starają się najmądrzejsi z nich. Zna ktoś jakiegoś, któremu się udało? Bo udaje się wyłącznie jednostkom.

***

        Oświecenie zaczęło, nowoczesność kończy. Co takiego mianowicie? Mianowicie redukowanie człowieka do pozycji narzędzia. Przyrządu, właściwie. Czytasz instrukcję obsługi, naciskasz tu i tam, i gotowe. Postęp działa i ty działasz. I nawet podejrzewając manipulację, koniec końców poddasz się jej. Ewentualnie oszalejesz. Też mi wybór.

***

        Nie możesz liczyć, że doczekasz następców, jeśli nie staniesz się dla nich wzorem. Jedną z możliwych konsekwencji może być to, że twoim potencjalnym następcom, wzorce narzucą inni.

***

        Jeśli zapomnienie rzeczywiście podąża śladem brył ziemi padających na wieko trumny, a wiemy wszyscy, że bardzo często podąża, to znajdujemy w tym dostateczny powód, dla jakiego za najważniejszą chwilę w życiu należy uznać właśnie śmierć. Niekoniecznie swoją, że tak frywolnie zauważę. Inaczej: nie każda śmierć zostawia w nas pamięć, ale wszystkie konfrontują nas z wezwaniem do pamięci. Podsumowując: jak brzmi jedenaste przykazanie? Jedenaste przykazanie brzmi: „Pamiętaj!”.

***

        Szczelinowaniem nazywam proces zachodzący dziś w obszarze nauki. Nigdy dotąd nie dzielono nauki na tak małe, tak daleko w głąb wiedzy sięgające szyby. Specjalista od szczeżui nie znajdzie dziś wspólnego języka ze specjalistą od wirusów. Ba! Specjaliści od wirusów między sobą nie potrafią już uzgodnić stanowisk.

        Ale mało i tego, ponieważ samą wiedzę podzielić dziś daje się na dostępną ludziom zwyczajnym, dostępną ich treserom oraz wiedzę przynależącą do nadzorców naszych treserów. Rzeczywistość znajduje się we władaniu jedynie tych ostatnich, wiadomo albowiem, że o pozycji na drabinie decydują pieniądze. I nie byle jakie.

        Jak się wydaje, w tym miejscu kończy się wiedza powszechna, a zaczyna głupie, bo całkowicie bezproduktywne, zgrzytanie zębami. Przy czym jednostki, zaliczane przeze mnie do nadzorców, podeszły do tematu odmiennie (czyli produktywnie), do tego przed wieloma dekadami: nie ten ma pieniądze, który ma pieniądze, ocenili, tylko ten je ma, kto posiada bank. A lepiej: kto posiada mnóstwo banków.

***

        Starasz się dowiedzieć? Uważaj. Możesz zyskać coś, z posiadania czego nigdy nie zdawałeś sobie sprawy, jednakowoż równie dobrze możesz naprawdę stracić coś, o czym nie wiedziałeś, że już ci kiedyś ukradziono. To pierwsze może oznaczać zysk. To drugie to nieodmiennie ból. Wybieraj.

***

        Nie każda zmiana ofiaruje ci zadowolenie, ale nawet gorzkie zmiany mogą ci przynieść pożytek.

***

        Koniec wszystkiego możemy odnaleźć tam, gdzie wszystko zaczynaliśmy. I zwykle tam właśnie koniec wszystkiego odnajdujemy. Z drugiej strony, zazwyczaj nie taki ów koniec okazuje się, jakiego oczekiwaliśmy, zaczynając. Ot, los człowieczy.

***

        Żadne słowa nie istnieją, dopóki się ich nie wypowie? Bzdura. Są tam, wewnątrz nas, każde osobno i wszystkie razem, trwają, i czają się, niekiedy pożerając nas od środka. Dlatego słów powinniśmy się lękać. Zwłaszcza tych nie wypowiedzianych, nie uświadomionych, a mimo to gotowych, by pofrunąć w świat. Takich słów nikomu nie udało się zawrócić.

***

Człowiek staje się naprawdę wolny dopiero wówczas, gdy jakiekolwiek znaczenie przestanie mieć dla niego cokolwiek, co nazywał dotąd koniecznością. Czy tam powinnością. Dopiero odrzuciwszy tak rozumianą konieczność, czy tam powinność, człowiek czuje się wolny – i z reguły dopiero wtedy pojmuje, że nic mu po takiej wolności.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem:

widnokregi@op.pl