Specjalnie nie piszę o mojej Warszawie, choć tak by wypadało, ale nie chce się podszywać pod popularną piosenkę niezapomnianego Mieczysława Fogga (Fogiel). Ale ponieważ Warszawa jest częścią wszystkich Polaków, więc pozwolę sobie o niej napisać właśnie z okazji kolejnej rocznicy, już 77. Wybuchu Powstania Warszawskiego z perspektywy osobistej.

Czego nie rozumiały moje dzieci. Kilka lat temu podczas spaceru Krakowskim Przedmieściem przy przejściu na Rynek Starego Miasta, do restauracji Zaścianek, w której mojej córce serwowano niezłe wegetariańskie dania podczas jej pobytów w Warszawie, przechodząc ulicą Podwale wyłonił się pomnik Małego Powstańca, w za dużym hełmie, z biało-czerwoną opaską. Przy ulicy Podwale, u zbiegu z ulicą Wąski Dunaj, przy zewnętrznym murze obronnym Starego Miasta. Upamiętnia on najmłodszych uczestników Powstania Warszawskiego. Ilu ich było? Szacuje się, że około 10 tysięcy z 180 tys. zamordowanych w czasie samego powstania to były dzieci. Walczyły tak jak starsi, o swoje życie, o Warszawę, o ich Warszawę, w której nie są zagrożone, która jest ich bezpiecznym domem. Moje wychowane już Kanadzie dzieci, pytały co to za naród, który posyła swoje dzieci na zagładę, a potem im stawia pomniki. Dostałam ataku paniki. Pot zaczął zalewać mi oczy. Oblałam egzamin z wychowania dzieci! Jak one tego nie mogły wiedzieć? Spokojnie, tylko spokojnie. To należy opanować. I opanowałam.

– Te dzieci walczyły o przeżycie, a nie dlatego, że ich rodzice wysłali. Wszyscy Polacy byli śmiertelnie zagrożeni.

– Czyli ten pomnik to jest świadectwo okrucieństwa Niemców?

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

– Tak, i Niemców, i Rosjan, bo i jedni i drudzy traktowali Polaków jako pół-ludzi, których można i należy mordować, oraz niszczyć ich kulturę i świadectwo istnienia.

W zeszłym tygodniu wysłałam do nich stronę z Gońca, gdzie naczelny Kumor wylicza ważniejsze obiekty kultury polskiej z całą premedytacją zniszczonych bezpowrotnie w pierwszym roku najazdu Niemiec na Polskę, a więc na jesieni 1939 roku.
To były zniszczenia celowe, nie zdarzyły się w trakcie działań wojennych. To był zamach na nasz naród i na naszą kulturę – po nas nic nie miało zostać. Jeden przykład: zniszczone Archiwum Akt Nowych. Jeśli zniszczone, a nas się wymorduje, to nie będzie śladu w historii, że istnieliśmy.

Przesłałam także informację o Pałacu Saskim z premedytacją wysadzonym w powietrze już po upadku Powstania Warszawskiego pod koniec 1944 roku. Zgodnie z życzeniem Hitlera wykonywanym żarliwie przez niemieckie wojsko, Warszawa miała przestać istnieć, i być zrównana z ziemią. Na jesieni 1944 Niemcy już wojnę przegrały, ale nie wyzbyły się nienawiści do nas. Stąd ten bezsensowany akt zniszczenia nie tylko Pałacu Saskiego, ale i Warszawy, ulica po ulicy.

Tym razem Niemcom znów nie wyszło, bo nie tylko odgruzowaliśmy Warszawę, ale i ją odbudowali. Co prawda inaczej, ale Warszawa jest. A my pokolenie tuż powojenne, dzieci społeczeństwa cierpiącego na globalny narodowy zespół stresu pourazowego (post traumatic stress disorder- PTSD) dalej nie możemy się pozbierać.

A Niemcy?
Ile katów Postania Warszawskiego zostało osądzonych? Jeden. Ludwig Fischer, gubernator dystryktu warszawskiego Generalnej Gubernii przez cały okres okupacji niemieckiej. Po zakończeniu wojny Fischer został aresztowany przez aliantów i przekazany do Polski. Wraz z trzema innymi członkami hitlerowskich władz okupowanej Warszawy (m.in. Ludwigiem Leistem) stanął przed Najwyższym Trybunałem Narodowym. Proces odbył się w sali Związku Nauczycielstwa Polskiego przy ul. Smulikowskiego 6/8. Fischer został uznany za winnego i skazany na karę śmierci, którą wykonano (powieszenie) 8 marca 1947.
Natomiast niemieccy zbrodniarze Erich von dem Bach-Zelewski, Heinz Reinefarth, Oskar Dirlewanger i Bronisław Kamiński nie zostali osądzeni za rzeź Warszawiaków w 1944 r. “Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców, Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy” – taki rozkaz wydał 1 sierpnia 1944 r., w reakcji na wybuch powstania w Warszawie, Reichsfuehrer SS Heinrich Himmler.

Obecnie poprawnie politycznie, czyli nie wprost i po marksistowsku, ale Niemcy dalej chcą nas pouczać, albo na przykład zagłodzić, albo wymusić abyśmy ich uważali za naszych liderów – kiedyś to się nazywało panów.

A my mamy swoją Warszawę. W młodości śniliśmy o tej Warszawie, o której tak pięknie śpiewał Czesław Niemen (Wydrzycki). Muzykę do utworu ‘Sen o Warszawie’ napisał sam wykonawca do słów Marka Gaszyńskiego. Tak, to wtedy kiedy niektórzy jako ofiary wyjeżdżali do Paryża (ze świetnym francuskim), czy do Londynu, a najlepiej do Stanów (ze świetnym angielskim), my, którzy nie chieliśmy się ‘świetnie’ nauczyć rosyjskiego, marzyliśmy o Warszawie. Zamknięci w szczelnym obozie przy marksistowsko sowieckim ośrodku w Moskwie, zdradzeni przez aliantów, nie marzyliśmy, ani o Paryżu, ani o Sorbonie, ani o Londynie, ale o Warszawie. Dla nas wszystkie inne bramy były zatrzaśnięte na spust. Taki gorszy sort, nawet marzenia mieliśmy lokalne, swojsko nasze.

Odkąd pamiętam w Toronto wybuch Powstania Warszawskiego był corocznie upamiętniany przez torontońską kongresową organizację Armii Krajowej. Jeszcze wtedy, gdy w Polsce o Powstaniu Warszawskim mówiło się tylko w domu – i to przyciszonym głosem. Ale nie oficjalnie. Oficjalnie temat nie istniał, bo wtedy należałoby wytłumaczyć bierną obecność Armii Czerwonej na prawym brzegu Wisły. Dlaczego nie przekroczyli Wisły? Dlaczego alianci zgodzili się na rzeź? Pamięć o Powstaniu Warszawskim na świecie wzrosła po tym jak w Warszawie minutą absolutnej ciszy, bezruchu i wyciem syren upamiętniano ten narodowy zryw ku wolności: godzinę ‘W’, 17-ta (5-ta czasu warszawskiego), a sierpnia 1944. To pomogło, bo zbyt często mylono Powstanie Warszawskie z innym powstaniem w warszawskim getcie. Takie pomyłki zdarzały się nawet na szczeblu polonijnych organizacji – ale o tym innym razem. Od pewnego czasu o pamięć tego istotnego dla Polaków wydarzenia dba Towarzystwo Warszawskie. Co roku w godzinę ‘W’ pierwszego sierpnia pod Pomnikiem Katyńskim obchodzona jest pamięć Powstania, połączona ze śpiewaniem piosenek powstańczych. Brawo dla Towarzystwa Warszawskiegoi! W roku 2019 (czyli w roku przed pandemią) w Mississauga odbył się wspaniały koncert (nie)zakazanych piosenek z powstania. Koncert powstańczej i partyzanckiej pieśni uświetniła obecność polskiego dziennikarza Krzysztofa Ziemca. Koncert zorganizował o. Janusz Jajeśniak OMI, proboszcz parafii św. Stanisława Kostki w Toronto. Chórem “Zryw” złożonym z członków polskich chórów z Toronto, Mississauga i Brampton oraz Smyczkami Toronto Sinfonietty dyrygował Maciej Jaśkiewicz. Oraz Mariusz Michalak. Za kierownictwo muzyczne, aranżacje piosenek, przygotowanie chóru odpowiadali: Bartosz Hadała, Maciej Jaśkiewicz, Mariusz Michalak. Na sali obecnych było trzech uczestników Powstania Warszawskiego. Koncert można obejrzeć na portalu Gońca https://www.goniec.net/2019/07/28/toronto-spiewa-niezakazane-piosenki. Boże daj, żebyśmy taki koncert mogli wkrótce powtórzyć.

Alicja Farmus Toronto, 2 sierpnia, 2021