Czytelnicy, stoimy aktualnie przed faktem, którego nie możemy zamieść pod dywan, czyli ignorować. Od wielu już lat mamy ciągle rosnący niekontrolowany ruch ludności, w poszukiwaniu lepszego, ale często też pasożytniczego trybu życia. Nie będę na razie pisał o przepełnionym obozie dla uchodźców na wyspie Lampeduza, chciałbym pozostać przy naszym polskim problemie, który wzbudza coraz więcej kontrowersji – to jest sprawa grupki ludzi, która koczuje w coraz bardziej pogarszających się warunkach na granicy Polsko – Białoruskiej.

Zacznijmy ab ovo. Ludzie ci to obywatele, Iranu, Iraku, Jemenu, Afganistanu i niewykluczone, że Syrii, którzy mają zdecydowania dość życia we własnych krajach. W poszukiwaniu lepszych warunków, pomaga im prezydent Białorusi Łukaszenka, który z emigracji zbudował ‘świnię’, którą z premedytacją podkłada Zjednoczonej Europie w podzięce za restrykcje gospodarcze. Otóż każdy obywatel jednego z krajów, które wymieniłem powyżej za dość pokaźną kwotę w wymienialnej walucie, może otrzymać turystyczną wizę do Białorusi, potem zaś agenci rządowi tego kraju, udający przyjacielsko ukierunkowanych agentów biur turystycznych załatwiają im bardzo tani przejazd do granicy z Polską, Litwą, Łotwą i Ukrainą. Najbardziej preferowane są granice z II RP i Litwą. Jeżeli uda się tym „turystom” z Białorusi jakimś cudem niezauważeni przedostać się do Polski to pewnikiem zajmie się nimi ktoś inny, który próbuje ich wysłać do Mamy Merkel, bo tam jest największy ‘socjal’ i jak również bałagan emigracyjny, bo władze byłej III Rzeszy nie potrafią sobie poradzić z ponad półtoramilionową rzeszą ubiegłorocznych nielegalnych, którym nieopatrznie Mama Merkel otworzyła podwoje.

Wracając jednak do problemu na polskiej granicy to okazuje się że 32 osoby plus kot, koczują po stronie Białoruskiej i są otoczeni mundurowymi po obu stronach z bronią gotową do strzału. Ludzie ci cierpią chłód, głód i brak jakiejkolwiek litościwej reakcji z obu stron. Co więc robić? W interesie Łukaszenki jest żeby ci biedacy powymierali, bo wtedy gromy posypią się na Polskę i PiS, bo oni rządzą, póki co, na policję, wojsko polskie i pograniczników. Prawnie ci biedacy, ponieważ są jeszcze w Białorusi, powinni być pod opieką rządu tego kraju ale najwyraźniej dla nich ludzkie życie znaczy tyle co, to jak mawiają Rosjanie, „Napliewat’”. Co by się stało, gdyby Polacy ulitowali się i wpuścili ich do Polski? Łukaszenka by śmiał się z zadowoleniem, bo wygrał wojnę nerwów, co mogłoby spowodować wiele podobnych sytuacji w najbliższej przyszłości. Na dodatek jak, w tym przypadku, wyglądałby interes Polski i kwestia odpowiedzialności za nowoprzybyłych? Oni będą kosztować i to sporo, trzeba ich wyleczyć, dać dach nad głową, papu i spełniać ich różnorakie niejednokrotnie zabawne żądania. Tu odzywa się nierozwiązany do tej pory problem Multi-Kulti, co oznacza że oprócz dostarczenia im bezpiecznego miejsca do egzystowania, należałoby spełniać żądania wynikające z religii, którą ci uciekinierzy reprezentują. Otóż polska TV podała, że niewiasty koczujące na granicy nie mogą swobodnie się odsikać bo im Allach zabrania kucać w krzakach, gdy jacyś mężczyźni znajdują się w odległości mniejszej niż kilometr. Jestem ciekaw czy ktokolwiek z Polaków proszących o azyl po wybuchu wojny polsko – Jaruzelskiej domagał się podobnych świadczeń od jakiegokolwiek rządu, którego błagał o przyjęcie w poczet jego obywateli. I jestem też ciekaw jaka byłaby odpowiedź władz emigracyjnych n.p. Kanady gdyby jakaś niewiasta domagała się specjalnych warunków do oddawania moczu. Moim zdaniem to jakichkolwiek emigrantów będziemy w naszym kraju przyjmować, należy im na samym początku postawić twardy warunek żeby Allacha, Buddę czy innego boga pozostawili w kraju z którego pochodzą i z racji wyznania nie mogą spodziewać się żadnych dodatkowych praw. Oni, jak chcą nawet tymczasowo ‘poegzystować’ w kraju Słowian, to muszą zastosować się do prostej zasady którą Brytole określają słowami: „If your are in Rome, do what Romans do” (The phrase  ‘when in Rome, do as the Romans do‘ means that ‘when you are living in, or visiting, a community of people, you should follow the laws and customs of that community’. Literally, the proverb means that when you are in Rome, you should act like the Romans.)

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Wielu Rodaków próbujących jakoś pomóc tym koczującym po białoruskiej stronie biedakom, rzucają gromy na PiSowski rząd, EU i w ogóle na prawa człowieka i Konwencję Helsińską.

To może tak ci litościwi pomyśleliby o czymś co od dawna funkcjonuje w Kanadzie a zwie się ‘Private Sponsorship’, czyli każda osoba prywatna, lub pozarządowa organizacja, jak na przykład Kościół Katolicki, może zadeklarować się że przez określony prawnie okres czasu zaopiekuje się nieszczęsnym emigrantem, da mu dach nad głową, ubierze, nakarmi i spełni inne często dość niekonwencjonalne życzenia jak n.p. zakupi mu dywanik żeby modląc się nie walił łbem w gołą podłogę. W Kanadzie taki ‘Private Sponsorship’ może trwać do 10 lat a gdy objęty takim sponsorowaniem emigrant będzie odporny na wiedzę, nie nauczy się języka, nie znajdzie zajęcia żeby się samemu utrzymać to ‘klops’ i ‘kaszka z mleczkiem’. Tak że Polaku zastanów się, bo litość, jeżeli jest praktycznie okazywana nie polega na darciu się w narodowej TV, litość polega na poświęceniu i podzieleniu się tym co posiadacie z potrzebującymi. I raczej zapomnijcie, że okazana będzie Wam wdzięczność, bo to słowo jest coraz rzadziej używane. To co? Pomożecie? I pamiętajcie o kocie. Ot co!

Zbigniew W. Gamski