Kanadyjska agencja szpiegowska przyznaje, że ingerencja Chin w kanadyjskie media stała się normą. Stwierdzenie to można znaleźć w dokumentach przygotowanych dla dyrektora CSIS, Davida Vigneaulta, zanim miał się spotkać z premierem Justinem Trudeau. Spotkanie odbyło się na początku roku i dotyczyło wpływów zagranicznych na Kanadę. CSIS mówi, że próby wywierania wpływu stały się coraz częstsze, bardziej wyrafinowane i pochodzące “od środka”, a nie bezpośrednio z zewnątrz.

Jednym ze sposobów wpływania jednych krajów na inne jest oddziaływanie na media. Tak też działają Chiny. Chińskie media działające w Kanadzie i członkowie chińskiej społeczności są pierwszym celem chińskich działań. Jeśli chodzi o media, to chińskie wpływy są zarówno w tych tradycyjnych, jak i internetowych. Do tego Kanada jest zróżnicowana etnicznie, więc obce mocarstwa mogą wykorzystywać osoby z konkretnych społeczności, by pomogły im wpływać na procesy demokratyczne.

To taktyka znana aż za dobrze byłemu posłowi konserwatywnemu Kenny’emu Chiu. Opowiada, że w czasie ostatniej kampanii wyborczej padł ofiarą kampanii dezinformacyjnej prowadzonej przez chińskie media i media społecznościowe. Był atakowany w internecie i zarzucano mu antychińskie poglądy. Wypominano mu przedstawienie ustawy, która nakazywałaby agentom obcych rządów zgłaszanie się do rejestracji i raportowanie wykonywanych czynności.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Wcześniej grupa Alliance Canada Hong Kong opublikowała raport pokazujący, jak Pekin umieszcza w różnych mediach swoją narrację, wykorzystując przy tym braki kadrowe w agencjach prasowych.

W Kanadzie dziennikarze mediów służących chińskiej społeczności od lat muszą się poddawać autocenzurze. Inaczej mogą być zwolnieni. Jeśli nie piszą w określony sposób, nikt w etnicznych mediach ich nie zatrudni.

Vigneault podczas wspomnianego spotkania z Trudeau podkreślał, że Kanada powinna postawić na przejrzystość i publicznie mówić o obcych wpływach na media.