Tak wiele odkładamy na półki zapomnienia. Zdecydowanie zbyt wiele. Rozsądniejsi spośród nas rozumieją też, że w istocie “inni szatani” są tutaj czynni.

Czyli, uwaga, uwaga, że niekoniecznie sami z siebie radośnie w aksjologiczną pustkę wpadamy, ale że do tego ludzie złej woli skutecznie nas namawiają. Stręcząc nam postęp i nowoczesność w taki sposób, byśmy przestali zwracać uwagę na coś tak błahego jak, powiedzmy, imponderabilia.

        Czy jest na to jakaś rada? Owszem. Warto co jakiś czas samego siebie zaprosić na repetytorium z aksjologii, epistemii oraz przyzwoitości. Co czyniliśmy w tym miejscu przez ostatni rok. Przy okazji obserwując świat, który Hłasko Marek w “Pięknych dwudziestoletnich” postrzegał jak podzielony na dwie części, z których jedna okazywała się nie do życia, a druga nie do wytrzymania. Dziś kończymy nasze spotkania we wspomnianych rejestrach swoistym podsumowaniem (stąd “Prymaria”), a ja ze swojej strony serdecznie dziękuję Czytelnikom za nieustającą obecność. A już zwłaszcza za przesłane komentarze. Zapewniam, że taki kontakt cenię sobie nadzwyczajnie.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Zainteresowani całością, znajdą niniejsze “repetytorium” w następujących wydaniach “Gońca”: 22-XII-2020 (“Elementaria”); 10-II-2021 (“Wyimki”); 24-III (“Odpryski”); 28-IV (“Zaczyn”); 26-V (“Okruchy”); 7-VII (“Wypsknięcia”); 11-VIII (“Zarzewie”); 15-IX (“Ziarna”); 13-X (“Świtania”); 24-XI (“Wieszakowisko”).

***

        Rzeczywistość uporządkowana pod względem wartości ma większe znaczenie dla naszych umysłów i naszego postrzegania świata (i postrzegania bliźnich), niż jakikolwiek kodeks. Czy jakiekolwiek przyzwyczajenia, biorące się z naszych ludzkich uwikłań. Dajmy na to medialnych, bo tych faktycznie wtłacza się w nas najwięcej. Jak w przełyki gęsi rozgotowaną kukurydzę. Po pierwsze zatem: aksjologia.

***

        Jedynym sposobem zrozumienia, na czym polega dobro i czym jest zło, jest uświadamianie sobie i wskazywanie różnic między jednym a drugim. Co staje się niemożliwe, gdy tylko człowiekowi ukraść wzorzec, do którego mógłby się przy tym odnosić.

        Nikczemnicy pojmują i to: jeśli kradzież nie jest możliwa, wtedy wzorzec, o którym mowa, trzeba przynajmniej opluć. A co najmniej depozytariuszy norm, które ów wzorzec określa.

***

Aksjologia nie uznaje kompromisów. A że nie zna się na negocjacjach, nie zna się też na miłosierdziu. Tyle w aksjologii widziano miłosierdzia, co w socjopacie litości. Na dokładkę socjopatę dasz radę oszukać bądź okiełznać, natomiast litości u aksjologii nie wymodlisz.

        Mówię przez to, że nasze grzechy zawsze nas dościgną, a nie zwalczane potwory zawsze urosną. W ogóle potwory są groźne, co więcej, ich użycie we własnym interesie nigdy rozsądne nie jest. Co prawda kulturowym marksistom wydaje się, że nad potworami panują, ale rzecz jasna, że to stanowisko raduje wyłącznie potwory.

        Inna rzecz, że każdy z nas ma w sobie swojego własnego potwora. Tyle, że ludzie przyzwoici oraz bogaci w wiedzę i doświadczenie nie pozwalają mu dojść do głosu. Ludzie przyzwoici, bogaci w wiedzę i doświadczenie, a przy tym odpowiedzialni, zapędzają potwora do narożnika i tam gadzinę patroszą. Bez krztyny miłosierdzia. Wiadomo: tylko ludzie święci mogą pozwolić sobie na miłosierdzie.

***

        “Łączcie, nie dzielcie!” – wywrzaskują. A ja na to: co człowieka przyzwoitego łączyć może z nikczemnikiem? Z bandytą? Z przeniewiercą? Czy z wrogiem? Wreszcie z człowiekiem zapatrzonym w swoją złą wolę niczym krowa w koniczynę? No co? Może nóż? Przez chwilę?

***

        Zawsze znajdą się ludzie złej woli, którzy krzywdzić będą bliźnich. Znajdą się, zawsze, ponieważ tak działa świat i tak zachowują się ludzie. Bóg obdarzył człowieka wolną wolę, co znaczy, że niektórzy wybierają zło i zło czynią, przez co cierpią i płaczą niewinni.

        W tych okolicznościach przyjęcie założenia, że nasza dobra wola nas ocali, a następnie my, ocaleni, ocalimy świat przed złem, jest więcej niż naiwnością. Jest przyzwoleniem na wieczne “przejmowanie zasobów”, mówiąc po nowemu. Rzecz jednakowoż jeszcze gorsza w tym, że w rozmaitych ekstremach wzmiankowane przekonanie staje się również przyzwoleniem na mord. Będąc zatem prologiem każdej zbrodni. Wtedy niewinni nie tylko płaczą i cierpią, lecz przecierpiawszy swoje, wędrują hen, na bocznicę, gdzie i wagon z gaszonym wapnem czeka, czy tam dwa, i koparka z lemieszem. Wiadomo, w jakim celu: tłum niewinnych trzeba jakoś zutylizować. Więc.

        Kto więc przeciwko złu nie protestuje, ten akceptuje butę i bezczelność swoich wrogów. W wymiarze najokrutniejszym akceptuje zbrodnię. Ktokolwiek natomiast dostrzec wzbrania się, do czego prowadzi akceptacja buty, a mówiąc bez ogródek: do czego prowadzi lizanie wroga po cholewkach, i że do zbrodni, ten stracony jest dla rozumności bezpowrotnie. Bo to nieprawda, że najważniejsza jest zgoda. Najważniejsze jest bezpieczeństwo – twoich najbliższych i twojej wspólnoty. Dlatego nie wolno ustawać we wspinaczce na wzgórze, z którego zobaczymy groby naszych wrogów.

To znakomicie, gdy pokoju strzegą strażnicy. Jednakowoż dużo lepiej – dla pokoju i dla nas – jeśli na miejscu strażników umieścimy realną zdolność do odstraszania potencjalnego agresora. A jeszcze lepiej zdolność do realnej agresji w odpowiedzi na choćby jej zapowiedź. Tak działa świat.

***

        Nie w tym rzecz, by przewidywać naszą wspólną przyszłość. Chodzi o to, żeby właściwie, to jest poprawnie, oświetlać naszą wspólną teraźniejszość. Oraz właściwie, to jest poprawnie, interpretować to, co oświetlone.

***

        Współczesny człowiek staje się tym, co ogląda. Zaś człowiek przeciętny ogląda to, co mu się pokazuje. W konsekwencji, o ile tylko tak zwaną “całą prawdę” pokazuje mu się dostatecznie sprytnie, dostatecznie często i dostatecznie konsekwentnie, wówczas prawda staje się tylko i wyłącznie kwestią sprawnego montażu. Dokładnie tak kwestię “prawdy” ujmował Marshall McLuhan – a jeśli przez półwiecze coś się w tym zakresie zmieniło, to nikt przytomny na rozumie nie będzie utrzymywał, że zmieniło się na lepsze.

        Czy istnieje antidotum? Owszem, wszelako warunkiem brzegowym jego skuteczności jest wiedza, kto jest oszustem i na czym polega oszustwo. Wszak jedną z podstawowych zasad komunikacji, to znaczy z perspektywy nadawcy, jest ustalenie, do kogo mówimy. Albowiem przekaz adresowany do odbiorcy niedookreślonego najpewniej okaże się nieskuteczny. Przy czym ów medal ma także drugą stronę, czyli perspektywę odbiorcy. Otóż dopóki nie ustalimy, kim jest nadawca przekazu – czyli kto do nas mówi to, co nam mówi, i dlaczego nie mówi nam czegoś innego – dopóty możliwość weryfikacji wartości samego przekazu pozostanie problematyczna. To kim jest człowiek, który do nas mówi, ważniejsze jest dziś od wszystkiego, co od niego słyszymy. A to, ponieważ wszystko co mówi, bierze się z tego, kim jest, a nie odwrotnie. Innymi słowy: nieważne co mówi, ważne jakie marynarkę, koszulę i krawat nosi mówca oraz w jakich kręci się przeręblach.

Jeszcze raz: mowy nie ma o właściwej weryfikacji docierającego do nas przekazu, jeśli nie wiemy tego i owego o nadawcy. Czy też, co dużo ważniejsze i co przydałoby się nam jeszcze bardziej, kim był jego ojciec oraz ojcowie jego ojca.

Ludzie rozumni z powyższymi refleksjami nie spróbują polemizować. Tacy wezmą raczej do serca i zastosują w praktyce sugestię Waltera Murcha: w moim domu to ja jestem królem. Jeśli mój błazen mnie oszukuje, biorę do ręki pilota i ucinam mu głowę.

***

        Dopóki w podstawie programowej systemu edukacji powszechnej brakować będzie zakresu tematycznego poświęconego teorii i praktyce manipulacji medialnych, dopóty będziemy mieli do czynienia z tresurą, a nie z edukacją. I tak samo jest z procesem wychowawczym w ogóle.

***

        Żeby zniszczyć drzewo, trzeba je spalić bądź uszkodzić mu korzenie. Inaczej: mordując elitę, niszczysz naród. To znaczy tak było kiedyś. Teoretycznie wiemy o tym, w praktyce niewielu dostrzega odległe konsekwencje: naród, któremu wróg wymordował elitę i od dziesięcioleci zatruwa dusze, dopóty nie podniesie się z rynsztoka i do wielkości nie wróci, aż nie zrozumie, kto i dlaczego truciznę sączy mu w żyły, czym owa trucizna jest, któremu medykowi zaufać oraz jaką terapię i jak długo stosować. Nikt normalny nie zażywa trucizny dobrowolnie. Ale jaką przyszłość może mieć przed sobą naród, który nie wie, co zażywa, zażywając truciznę? I dalej: nikt normalny nie pozwala się okraść. Ale jaką przyszłość może mieć przed sobą naród, który nie wie, co mu ukradziono i kto jest złodziejem? I wreszcie: “Jesteśmy ludźmi wolnymi, więc zachowujmy się jak ludzie wolni” – wołał śp. Janusz Kurtyka. Słusznie. A jeśli odebrać człowiekowi wiedzę o tym, czym jest wolność?

***

        Bez praktycznych możliwości zapewnienia korzyści finansowych sobie, swoim bliskim i totumfackim, “władza” pozostaje słowem pierzastym. Jest złudzeniem. Dlatego “posiadanie władzy” oznacza nieodmiennie to samo, mianowicie realną kontrolę w trzech wymiarach państwa: ustawodawczym, wykonawczym i sądowniczym. Albo to, więc możliwość rozstrzygania po swojej myśli każdej kwestii kluczowej dla własnych interesów, albo utrata władzy i rządy innego tyrana.

***

        By rozumieć, że Polska od dawna nie istnieje realnie, trzeba zrozumieć, co znaczy “realnie istnieć” w odniesieniu do państwa. Niestety, rozumienie istoty rzeczy przez większość jest nie na rękę zbyt wielu “Polakom”, rozstrzygającym dziś o jakości intelektualnej nadwiślańskiej przestrzeni wspólnej.

***

        Nasza przeszłość jest bardzo ważna, ponieważ to ważne, skąd przyszliśmy. Nasza teraźniejszość jest jeszcze ważniejsza, albowiem to ważne, wiedzieć jacy jesteśmy. Ale istnieje coś ważniejszego od tego, skąd przychodzimy oraz jacy jesteśmy. To mianowicie, jakimi powinniśmy się stawać.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl