Jak wysokie koszty wojny zaakceptuje ostatecznie nowy car Rosji? Ktoś wie dzisiaj takie rzeczy? Jeśli, oczywiście, wywołaną przez siebie zawieruchę nowy car przeżyje.

        Jeśli przeżyje, powiadam, boć w tym zakresie niczego przesądzić się nie da. Dlatego zapytajmy też bardziej przewrotnie: a jakie koszty działania nowego cara Rosji, gotowa jest zaakceptować sama Rosja? Kto dziś wiedzieć mógłby takie rzeczy? Bo niektóre rzeczy się wie, wiadomo, ale innych się nie wie – tak działa świat. Czy tam świat i człowiek. Człowieki. Jednakowoż co z nami, i co ze światem, jeśli możemy wiedzieć to i tamto, lecz wiedzieć tego, przynajmniej tamtym i tym, których niestety większość, wcale się nie chce?

DO SOWIETÓW NIE STRZELAĆ

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Świat współczesny zmienia się znacznie szybciej niż wrzątek rozpuszcza sól. Na przykład: słowa, w jakie barbarzyńca ubiera czynione przez siebie barbarzyństwo, po utracie znaczeń w przestrzeni publicznej funkcjonują wyłącznie jako celofan medialny, pełniąc rolę opakowań na odchody. Rzecz w tym, w tym sedno i w tym niebezpieczeństwo, że od podobnej konstatacji zaczynają się pląsy z logiką. Wypieranie się zaczyna. No bo jak to tak, że słowa nic nie znaczą? Co ty w ogóle do mnie rozmawiasz?! A słowa, słysząc sprzeciw, oglądając wiece i manifestacje niezgody, i tak swymi ścieżkami włóczą się po niebie i łajdaczą – udając, że znaczą coś innego niż znaczą (to ostatnie, wyznaję, wzięło się u mnie z Leśmiana).

        Dobrze. Pewnie przesadzam. Pewnie niektóre słowa znaczą to, co znaczą i nic ponadto. Weźmy gazociąg Nord Stream. Oba je weźmy. I weźmy do rąk słowa prawdziwe. Oto Rosja, używając bez skrupułów wymienionych wyżej gazrurek, ze szczególnym okrucieństwem gwałci jedność europejską, wdmuchując gaz (i wlewając ropę) w odwłoki Irlandii, Portugalii, Hiszpanii, Włoch, Grecji, Austrii oraz Węgier. Niemców i Francuzów też boli, tylko mniej. Zaś opuchnięta Europa kwili, że co prawda bez gazu ani rusz, ale jedność z Ukrainą koniecznie. Że bez ropy mowy nie ma, za to z Ukrainą ramię przy ramieniu. Że węgiel z Rosji, ale Ukraina zwycięży, bo jakże inaczej. I tak dalej, i tak dalej. Dramat. Zastępca rzecznika prasowego Prawa i Sprawiedliwości, Fogiel Radosław, oświadczył niedawno, że pomoc pomocą, że pomagajmy i wpłacajmy pieniądze, i że amunicja, i że broń, i że serca na dłoni, tym niemniej: “Polskie wojska nie wejdą na Ukrainę i nie zaczną strzelać do Rosjan”. Ciekawe, co zdaniem tego pana musiałaby zrobić Rosja, żeby weszły i zaczęły? Sąsiadkę pana rzecznika posiąść siłą? Na reaktywnym pancerzu czwartej generacji “Malachit”, w jaki czołg T-90M Rosja ubiera?

WYNGIEL WE WSI

        W roku ubiegłym Niemcy “kupili” Kremlowi broni i amunicji za 23 miliardy euro (bo tyle zapłacili za rosyjski gaz). Lecz bliższa koszula ciału: w tym samym czasie Polska zapłaciła Rosji za gaz i ropę 14 miliardów euro. Mało tego, już po wybuchu wojny, Orlen nabył 700.000 baryłek ropy “made in Russia”. Ja wiem, że handel ropą naftową, gazem ziemnym i węglem kamiennym reguluje Komisja Europejska, co rusz oświadczając, że “Europy nie stać na embargo energetyczne”, ale można to samo powiedzieć inaczej, nie zakłamując rzeczywistości: czy Europę stać na to, żeby stać Europy nie było na uwikłanie w interesy ze zbrodniarzem?

        Proszę posłuchać Gabriela Maciejewskiego: “Każdy, kto będzie nawoływał do pozostawienia Rosji w Europie, zniesienia sankcji, powrotu do “normalności”, w imię taniego paliwa na stacjach, taniego gazu czy czegoś innego taniego, jest zdrajcą”. I dalej: “Nie ma bowiem mowy o tym, żeby ustąpić im w czymkolwiek. Jeśli już chcecie ustępować, ustępujcie przed siłą. Tam, czego dowiodła wojna, żadnej siły nie ma. Jest syf, kiła i fotomontaż, i skrytobójcze zbrodnie, czyli jak zwykle, a żołnierze idą do ataku pod lufami czeczeńskich karabinów. Będziecie jednak po stokroć głupi litując się nad nimi, bo oni dla Was żadnej litości mieć nie będą”. Zaiste, dobrze powiedziane. Niektórzy widzą dalej, niektórzy świat postrzegają wyraźniej, a Gabriel Maciejewski widzi i dalej, i wyraźniej. W każdym razie czasami.

“Niech świat coś dla nas zrobi!” – błaga tymczasem Ukraina. I świat rzuca się robić dla Ukrainy. Coś. Senat USA przeznacza 13 miliardów dolarów dla państw wspierających Ukrainę. Europa oferuje 1,2 miliarda euro dla Ukrainy plus pół miliarda na wsparcie militarne. Drugie pół miliarda Komisja Europejska przeznacza na pomoc uchodźcom. Pięćset milionów euro – tu proszę wyobrazić sobie Ursulę von der Leyen sięgającą do własnego portfela; czy nie wygląda jak niegdysiejszy wozak, co to informował świat cały, czy tam całą dzielnicę, drąc się z kozła, że: “Wyngiel przywieźlim!”, na co koń ciągnący załadowany wóz łbem potrząsał, mrucząc do siebie: “Taaa, my przywieźli…” – więc Komisja Europejska oferuje 500 milionów euro dla miliona uchodźców z Ukrainy – oraz sto miliardów euro na pomoc, uwaga: Afryce.

USTA GENERAŁA

        Przepraszam za nadmierną być może bezczelność, lecz i tak zapytam: a pamiętamy, ile Unia zapłaciła Turcji za powstrzymanie strumienia uchodźców z Bliskiego Wschodu przed paroma laty? Pamiętamy? A skalę widzimy? Widzimy, podobnie jak widzimy “wartości europejskie po brukselsku”, niczym rozgotowana breja-europeja wyciekające z szeroko otwartych głów unijnych biurokratów. Widzimy i pamiętamy, i zapamiętamy.

Mimo to skupmy się na Ukrainie – tu mamy po 500 euro na jednego uchodźca. Dziś. Za dwa, trzy tygodnie, gdy liczba uchodźców wzrośnie dwu-, trzy-, bądź wielokrotnie, wyjdzie po 250, po 125, i po jeszcze mniej, można powiedzieć. Jak już Ukraińcy za te pieniądze powysypiają się, jak się ubiorą, najedzą, popłacą za wynajem mieszkań, a dzieci powysyłają do przedszkoli i szkół, jak już weków nagotują, sucharów nasuszą, wyszczepią przeciwko wirusom wszelakim – pewnie pojadą wówczas do pani przewodniczącej Komisji, by zapytać Urszulę (Ursulo, Ursulo!), czy w dalszym ciągu, a jeśli tak, to ile milionów euro, dziennie, płaci Unia za rosyjską ropę, za rosyjski gaz i za rosyjski węgiel, i dlaczego pomaga uchodźcom tak, żeby wojna szkodziła ofiarom, a nie katom?

        Co usłyszą w odpowiedzi? Że wojna wojną, kaci katami, cierpienie ofiar cierpieniem, lecz “unijna chata z kraja” ponieważ wstrzymanie importu surowców energetycznych to byłoby dla kilku państw unijnych “samobójstwo gospodarcze”. Znaczy: handełe, handełe, busines as usualy, wszelako odpocznijmy chwilkę, czy tam uspokójmy sytuację i pomyślmy co dalej.

I myślą. I tylko usta generalnego generała NATO, czy tam generalnego sekretarza, zdają się szeptać, o co tak naprawdę toczy się gra: “Cele Rosji nie są ograniczone do Ukrainy”. A dalej: “Rosja zażądała prawnie wiążących umów dotyczących rezygnacji z dalszego rozszerzania NATO oraz wycofania żołnierzy i infrastruktury z terytorium sojuszników, którzy przystąpili do Sojuszu po 1997 roku” – rzekł był pan Stontelberg.

MIĘDZYMORZE WZNOŚCIE

        Wiedzą więc. NATO wie. Zachód wie. I my wiemy. I co z tą wiedzą czynimy? Ktokolwiek z ludzi rozsądnych pragnąłby w podobnych okolicznościach troszczyć się nadal o trwałość małżeństwa z Zachodem? Potomstwo wspólne wychowywać? Dajcie spokój. Wznoście Międzymorze – oto recepta w sześciu ledwie słowach: “Rosja out, Germany down, Intermarium up”. Rzec można: “Rise up and shine, Międzymorze”. W przeciwnym razie Europę ponownie zaleją hordy barbarzyńców.

        Nota bene, kwestię jedności Zachodu w obliczu agresji Rosji na Ukrainę daje się zamknąć w dwóch słowach: lęk i trwoga. Pod adresem takiego właśnie Zachodu zagrzmiał ostatnio Gari Kasparow, nazywając agresję Rosji na Ukrainę “rzezią”. Oni (Zachód): “Muszą przestać ochraniać swój tyłek i zacząć chronić ukraińskich cywilów przed bombami wyprodukowanymi przez Putina za zachodnie pieniądze. Dlaczego największy sojusz wojskowy w historii pozwala dyktatorowi na rozgrywanie go i określanie, co jest, a co nie jest dopuszczalne wobec katastrofy humanitarnej? On masowo morduje ludzi, a ma prawo weta? Nie. Znajdźcie sposób na walkę z nim!” – powiedział szachista, dodając, że jego zdaniem sytuacja będzie się szybko pogarszać, ponieważ brak reakcji militarnej Zachodu inspiruje Putina do zachowań coraz brutalniejszych. To tak jakby zapytać, do jakiego okrucieństwa musi posunąć się Rosja, żeby Zachód w walkę z Rosją zaangażował się poważnie i naprawdę?

Tymczasem sklepy nadwiślańskie wycofują towar kupiony w Rosji, Polki i Polacy nie ograniczają się bowiem do otaczania opieką uchodźców łagodnością swych serc i zawartością szeroko otwartych portfeli. Polki i Polacy nie kupują również produktów “made in Russia”.

Oczywiście wyjąwszy rosyjskie gaz, ropę i węgiel. Zresztą gaz gazem, ropa ropą, ale premier Morawiecki węgla od Rosji też już nie chce. Tylko Unia nie wie do końca czy chce, żeby Polacy chcieli, więc Polacy na wszelki wypadek biorą. I płacą. Niemniej pierwsze transporty taniego węgla kamiennego z Australii, podobno, już zakontraktowaliśmy. Ewentualnie lada dzień zakontraktujemy. Brawo my.

CHARYTATYWNI KONCERTOWO

        Podsumowując: Zachód robi Rosji źle – rękoma Polaków. Polacy zaś robią dobrze Ukraińcom. Pomoc okazywaną uchodźcom (już ponad milion sześćset tysięcy) pomińmy. Weźmy koncerty charytatywne. Przy czym “charytatywne” nie znaczy, że ich organizacja nic nie kosztuje. Znaczy to tyle, że o honorariach artystów porozmawiamy sobie kiedy indziej, gdyż to nieeleganckie dowiadywać się, komu i ile w sakiewki powpadało za charytatywność. Rodowicz Maryla dla przykładu, z rozbrajającą szczerością powiada: “Nie pytałam menedżera o pieniądze. Nie wiedziałam, czy gramy za darmo”.

        Szczęśliwi nie liczą czasu, to wiadomo powszechnie, ale pojęcia nie miałem, że bogaci nie liczą pieniędzy. Gdybym był krasnoludkiem, dostałby mi się Gapcio. Czy tam inny Śpioszek.

Tak na marginesie, Łepkowskiej Ilonie, scenarzystce-artystce aż głowa pękła, czy tam ma pęc, czy tam pęknąć ma, może już pękła, nie sprawdzałem, albowiem – tak mówi sama – nie mieści się w niej, że ktokolwiek mógłby wziąć pieniądze za charytatywny występ. “To nie czas, by zarabiać na wojnie i dramacie” – rzecze. “Ilona jest wporzo” – mówią na to młodzi, dodając: “A Łepkowska to już w ogóle”.

Ale co tam “królowa polskich seriali”. Oto Zgromadzenie Narodowe wzięło i się zebrało. Świętować. 23 lata po wstąpieniu Polski do NATO. Prezydent przypomniał, jak istotne z perspektywy bezpieczeństwa Polski jest członkostwo Polski w Sojuszu (oklaski). Powiedział też, że walczącym o niepodległość Ukraińcom trzeba pomagać (znowu oklaski). Prezydent Ukrainy też przemawiał. Online. W duchu przyjaźni (oklaski, owacje na stojąco). I nawet generał generalny NATO wystąpił. Czy tam generalny sekretarz. Również online. W tym wypadku brawa też były, choć bezprzesadne, rzekłbym.

NIEUMIERANIE ZA KIJÓW

        Co robicie, panie i panowie? Słowa robimy, w zdania zamieniamy – czyli Zgromadzenie Narodowe i wodospady świętych słów. Świetnych, znaczy. Znowu. Że NATO to, że NATO tamto. Na to, że tak i że już, i że w ogóle dobrze jest, a wkrótce nawet lepiej będzie. Czy tam, że lepiej nie mówić. Najwięcej słów było o tym, że możemy czuć się bezpiecznie, ponieważ NATO zapewnia nam bezpieczeństwo. – To na pewno fakt, czy raczej pustosłowie, opinia nigdy nie przetestowana w praktyce? – pytam. – Ty jesteś ruska onuca! – słyszę w odpowiedzi oskarżenie, przed którym w czasach kompromitacji powszechnej, skutecznie obronić się nie da.

Świat turla się więc dalej, właściwie sturla się, w dół i w dół, i coraz prędzej, a ja przywołuję w myślach retoryczne pytanie: do czego prowadzi zapędzanie bestii do rogu techniką wkładania w jej nozdrza źdźbła trawy i energicznym poruszaniem dłonią? Pytanie retoryczne, powtarzam, ale załóżmy, że ów zamiar powiedzie się. Czy bestię zapędzoną do rogu łaskotaniem jej nozdrzy, człowiek rozsądny na pewno powinien zaraz szturchać kijem? To gadzinę uspokoi czy raczej rozjuszy?

Nie trzeba odpowiedzi, prawda? Czemu w takim razie Polska uparła się bestię drażnić? Bo USA jest naszym przyjacielem wielkim, a Pakt Północnoatlantycki obstalował sobie (więc także nam) artykuł piąty? Dobre pytania. Bo że zwyciężą wartości, wierzy też nasz pan prezydent. Czy tam prezydent, nasz pan. Że zwycięży dobro, bo dobro musi zwyciężyć, w to nasz pan prezydent wierzy nawet głęboko. Łezka w oku normalnie. Przepraszam za onomatopeję: chlip. Wstyd zapytać, czy ta wiara pana prezydenta to z obowiązku wynika, czy z przekonania? Boć zastanówmy się: czy prezydent Andrzej Duda zgodziłby się umrzeć za Kijów? Teraz, dzisiaj? Nie? Za Kijów nie? A za Warszawę?

A za co my dzisiaj zgodzilibyśmy się umrzeć? I co, jeśli nieumieranie za Kijów dziś, jutro pociągnie za sobą konieczność umierania za Warszawę?

ZALEPIANIE OCZU

Proszę? Że śmierć to śmierć? Że umieranie to umieranie, nieważne za co, gdzie i jak? Nieprawda. Błąd poznawczy z konsekwencjami odłożonymi w czasie acz dramatycznymi wielce – choć na ten temat porozmawiamy sobie przy innej okazji. Tu i teraz zapytam inaczej: czy nie rozsądniej byłoby zainwestować dziś w obronę Kijowa, by nie inwestować w obronę Warszawy jutro? Albo: dziś czy kiedykolwiek, czy inwestycja w obronę Kijowa nie jest zarazem inwestycją w obronę Warszawy?

“Polska jest bezpieczna, ponieważ bezpieczeństwo gwarantują nam USA i NATO” – tak zwani politycy nadwiślańscy oraz nadwiślańskie media tłuką nam powyższe do uszu i zalepiają oczy bez ustanku, a im częściej zderzam się z treścią tegoż przekazu osobiście, tym częściej przypominam sobie słowa prezydenta Dudy: “Jeśli Putin użyje broni masowego rażenia, przywódcy państw NATO będą musieli usiąść ze sobą i bardzo poważnie porozmawiać”. Kogoś dziwi, że w takich okolicznościach tym częściej na planie miasta szukam alternatywnych dróg wyjazdu. W razie “gdyby niestety jakby co”. Albowiem wiem na pewno: jedynym sposobem przeżycia wojny w mieście jest opuszczenie miasta. W porę. Na czas. Wojna spóźnialskich nie toleruje. Wojna spóźnialskich zabija. Najczęściej na śmierć. Popatrzcie na Charków. Na Mariupol. Na Kijów. Na Łuck. Na Stanisławów.

Czas na puentę. Oto ona: nie chodzi o cenę benzyny, oleju napędowego czy gazu LPG. Wcale, a wcale. Chodzi o saletrę amonową. Przed rokiem kosztowała 1.300 zł za tonę, dziś tonę tego nawozu udaje się kupić za 6.100 zł – i nawet za horyzontem nie znajdziemy nikogo kompetentnego, kto zaryzykowałby dobre imię, próbując przewidzieć cenę tony nawozu za tydzień. Za dwa tygodnie. Za miesiąc. Ludzie zaś zwyczajni, ci z miast i miasteczek, zajęci pomocą serdeczną okazywaną naszym siostrom i braciom ze wschodu, nie zdają sobie sprawy, co na rynku żywności działo się będzie za rok. Tym mówię: pomagajcie, pewnie, ale nie porzucajcie myślenia. Nie żyjcie iluzorycznie, czy też iluzjami, ale bójcie się i módlcie mocno o nadzieję. Żeby tym razem nie umarła pierwsza.

Jest albowiem dużo później niż sądzicie. Później niż moglibyście sądzić. Niż ktokolwiek mógłby przypuszczać, że tak późno kiedykolwiek będzie. Niż sądziliście o czymkolwiek, tak już jest późno. I oby nie okazało się, że za późno jest już na cokolwiek.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl