Urzędnicy federalni zapewniają, że robią wszystko, by przyspieszyć śledztwo w sprawie kanadyjskich członków załogi zatrzymanych w Republice Dominikany i sprowadzić och do domu najszybciej jak się da, jeśli żadne zarzuty nie zostaną im postawione. Chodzi o pięć osób zatrzymanych 5 kwietnia – dwóch pilotów, dwóch członków załogi i inżyniera obsługi – po tym jak załoga zgłosiła znalezienie nieznanej torby w kadłubie samolotu Pivot Airlines.

Dominikańskie służby antynakrotykowe opublikowały później nagranie, na którym twierdzą, że znalazły osiem toreb podróżnych wypakowanych łącznie 200 kilogramami kokainy.

Minister spraw zagranicznych Melanie Joly poruszyła sprawę kanadyjskiej załogi podczas Szczytu Ameryk w zeszłym tygodniu. Uzyskała wtedy zapewnienie, że sprawa będzie prowadzona zgodnie z prawem. Rzecznik pani minister oświadczył że udzielane jest wsparcie konsularne, rząd jest w kontakcie z rodzinami uwięzionych. Minister transportu Omar Alghabra powiedział później, że rząd robi co może.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Jeden z pilotów, kapitan Robert Di Venanzo, mówi (przez Zoom z niezidentyfikowanego miejsca w Republice Dominikany), że jest wdzięczny za podejmowane wysiłki, ale wygląda na to, że są niewystarczające. On i jego koledzy czekają w Republice Dominikany od sześciu tygodni i przeżywają koszmar za to, że zrobili to, co trzeba było. Znaleźli narkotyki i to zgłosili, nie pozwalając wwieźć tych substancji do Kanady.

Di Venanzo opowiada, że załoga została zakuta w kajdanki i przewieziona do miejscowego aresztu. Spędziła w więzieniu dziewięć dni. W celi oprócz nich znajdowało się 26 osób, Kanadyjczycy przez trzy dni nie dostawali jedzenia, a spać musieli na podłodze lub musieli stać. Współwięźniowie straszyli ich, że jeśli nie zadzwonią do bliskich i rodziny nie zapłacą za nich pieniędzy, to zostaną zabici. Warunki były nieludzkie. Któregoś razu przed ich celą położono martwe ciało i powiedziano im, że oni będą następni. To koszmar, mówi Di Venanzo, prosząc rząd o interwencję.

Po zwolnieniu z aresztu władze Republiki Dominikany nie pozwoliły Kanadyjczykom na powrót do kraju. Członkowie załogi nie byli do tej pory przesłuchiwani, nie usłyszeli zarzutów, ale nie mogą wyjechać dopóki śledztwo się nie skończy. 21 lipca czeka ich przesłuchanie w sądzie. Wtedy dominikański prokurator ma wnosić apelację w sprawie zwolnienia Kanadyjczyków za kaucją.

Pivot Airlines wyjaśnia, że załoga przyleciała do Punta Cana wieczorem 4 kwietnia innym lotem komercyjnym. Miała potem wrócić do Toronto 50-miejscowym odrzutowcem linii Pivot, który został wyczarterowany przez firmę z Alberty inwestująca na rynku nieruchomości. Samolot wylądował w Punta Cana w 31 marca i stał przez pięć dni w miejscu strzeżonym przez amerykańsą firmę. Oryginalna załoga linii Pivot wróciła do Kanady.

5 kwietnia mechanik dokonując przeglądu przed wylotem do Toronto i szukając przyczyny zauważonego problemu natknął się na czarną torbę w luku pod podłogą z przodu kadłuba. Załoga natychmiast kazała załodze wysiąść, zawiadomiła RCMP i miejscową policją. Di Venanzo mówi, że nikt nie wiedział, czy to ładunek wybuchowy, czy próba przemytu.

Po kilku godzinach służby dominikańskie wezwały załogę i na płycie lotniska pokazały jej torby z narkotykami, które ponoć wyciągnięto z samolotu.

Pivot Airlines zapewnia obecnie mieszkanie swojej załodze, ale miejsce pobytu Kanadyjczyków nie jest ujawnianie. Di Venanzo mówi, że on i jego koledzy czują się jak w areszcie domowym, nie mają dostępu do swoich paszportów, telefonów i znajdują się pod stałą obserwacją ochroniarzy.

CEO Pivot Airlines, Eric Edmondson, podziękował ministrom za pomoc, ale wciąż nalega na sprowadzenie załogi do kraju.