Zapewne znacie takie powiedzenie, że coś trzeba zrobić bardziej dyplomatycznie. To znaczy tak, aby nikogo nie obrazić i sprawy nie zaognić, ale doprowadzić ją do rozwiązania – po naszemu. A jak się po naszemu nie da? To wtedy osądzamy, że było zbyt łagodnie, a tu trzeba było kawa na ławę, i jak potrzeba, to trzasnąć pięścią w stół. A jeśli i to trzaśnięcie ręką w stół nic nie da, to tylko było ośmieszenie przez trzaskanie pięścią stół, albo próba zastraszenia, po angielsku mówi się ‘bullying’.

        To określenie ‘bullying’ jest zapewnie większości czytelników ‘Gońca’ znane, bo jest to zachowanie, któremu dość skutecznie w ostatnim czasie zapobiega się w naszym systemie edukacyjnym. Nie powinno być miejsca w szkole na zastraszanie i przemoc silnych uczniów (bullies) przeciwko słabszym. Na całe szczęście, tutaj przeszliśmy daleką drogę, bo ja pamiętam szkołę, gdzie nauczyciele lali dzieci linijką po łapach, albo i gorzej, co wcale nie miało wpływu na lepsze wyniki nauczania, może na spokojniejszą klasę, a wtedy i 40+ dzieci w klasie to była normalka. Przed wojną nawet powszechne  szkolnictwo było zróżnicowane według poprzednich zaborów, z terenami poniemieckimi z obowiązkową szkołą 7-mio klasową, i pozostałymi terenami 4-ro klasową. Stopniowo system ten ujednolicano do obowiązkowej 7-mio latki, ale… Nie było kar, za nie posyłanie dzieci do szkoły, nie było także znanych nam w Kanadzie autobusów szkolnych, więc wiele dzieci nie mogło uczęszczać do szkoły ze względu na odległości, szczególnie zimą.

        A u nas? Do lat 50-tych w odległe i niedostępne rejony nauczyciele z lekcjami korespondencyjnymi przyjeżdzali specjalnym wagonem, który zostawał na bocznym torze  na kilka dni, albo autobusem i przywozili cały komplet lekcji dla okolicznych dzieci. Wszystko to odbywało się w ramach ministerstwa szkolnictwa w specjalnej dywizji niezależnego nauczania (Independent Learning Centre). Obecnie na mojej wsi jest dwójka katolickich dzieci (pozostali to anglikanie korzystający ze szkoły publicznej), i te dzieci (dwójka) dowozi się codziennie do katolickiej szkoły w Bellville – prawie godzinę w jedną stronę. Nawet wydłużono dla nich specjalnie odśnieżanie drogi o pięć kilometrów, aby autobus mógł dojechać i zawrócić.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        A niektórzy jeszcze dalej narzekają na Kanadę.

        Co prawda ja czasem też, bo jakimś dziwnym zbiegiem pomyłek moje podatki ze wsi co roku są zmieniane z katolickich na publiczne. I za każdym razem muszę interweniować, i co roku zdziwiona urzędniczka pyta mnie, czy się nie przesłyszała. No cóż. U mnie na wsi, nikt nie mówi śmiesznym angielskim, ani śmiesznym francuskim tylko ja jestem jedyna ‘funny speaking’.  To i pewnie urzędniczka wie lepiej niż ja, który rodzaj edukacji wybieram na wspieranie z moich podatków.  W Toronto byłoby to nie do pomyślenia, bo nie poprawnie politycznie. Po dyplomatycznemu nie wali się pięścią w stół, ale i nie chowa uszu po sobie i udaje, że nic się nie dzieje. Jeśli się sprawy nie uda rozwiązać z korzyścią dla obu stron, to może dojść do kryzysu – najpierw dyplomatycznego, kiedy ogranicza się przedstawicielstwa w obcym kraju.

        Polska i Izrael miały poprawne stosunki aż do lipca 2021 roku, a potem ambasadorowie zostali odwołani do swoich krajów.  Ale o tym bliżej za tydzień, bo jaskółki ćwierkają, że polski ambasador ma się wkrótce pojawić w Tel Avivie. Dyplomacji trzeba się uczyć. Są po temu specjalne studia i kursy. Po to aby być poprawnie dyplomatycznym należy znać innych, i to dobrze. Znać ich historię, psychologię i tą jednostkową i psychologię tłumu.

        Już o tym pisałam, że ambasador Ukrainy w Niemczech Andrij Melnyk słusznie sfrustrowany opieszałością Niemiec w udzieleniu pomocy militarnej Ukrainie nazwał kanclerza Olafa Scholza pasztetką. A nie powinien. Cały świat, przynajmniej ten cały, który wie co to jest pasztetka, się pośmiał. Jednakże większość świata nie wie co to jest pasztetka, i takie określenie nic dla nich nie znaczy. To tak jak my, niby znamy angielski, ale jak ktoś powie, że lubi ‘haggies’, to większość z nas nie będzie wiedziała, że chodzi o szkocki owczy żołądek wypełniony wątróbką, cebulką i czym tam jeszcze. A co dopiero z pasztetką w krajach azjatyckich i afrykańskich?

        Czyli zasięg tego określenia miał upokorzyć i zmusić Niemcy do działania, ale środek nie osiągnął celu. Niemcy już takie są, i zawodowi dyplomaci powinni to wiedzieć. Jeśli Niemcy mają w czymś uczestniczyć z innymi, to lubią się ponamyślać. Podczas Wojny Krymskiej (1853-1856), gdzie Anglia, Francja i imperium Osmańskie wraz z Królestwem Sardynii walczyły z Rosją o Krym, Prusy (Niemcy zjednoczyły się dopiero w 1871) bardzo się ociągały, co nie podobało się ani Anglikom, ani Francuzom.

        Tak więc i cechy charakterystyczne krajów, jak i ich historia, oraz cel który się chce osiągnąć muszą być brane pod uwagę w grze dyplomatycznej państw. I tu z dużym niepokojem przeczytałam, że Turcja nawiązała ponownie stosunki dyplomatyczne z Izraelem.

        Turcja przez wiele lat była silnym opiekunem niedoli Palestyńczyków, których ziemie zagarnął w 1948 Izrael, a samych Palestyńczyków przesiedlił do obozów. To pod kuratelą Turcji rozpowszechniane były mapy ciągłego zmniejszania  ziem Palestyńczyków. Turecka pomoc Palestyńczykom jest niezbędna.  A tu nagle dowiaduję się, że pomiędzy Izraelem a Turcją zostaje przywrócona dyplomacja na szczeblu ambasad. Przyczyna? Turecki wywiad przechwycił planowane irańskie ataki na turystów przyjeżdżających do Turcji z Izraela. Dane dotyczyły 300 tysięcy potencjalnych turystów z Izraela do Turcji. Oczywiście ataki udaremniono. A dwóch facetów na motocyklach zastrzeliło jakiegoś wysokiego wojskowego w Teheranie, który dowodził atakami terrorystycznymi przeciwko państwu Izrael. Ile z tego jest prawdą? Pewnie więcej niż nam powiedziano. Faktem jest, że Turcja nawiązała kontakty na szczeblu ambasad z Izraelem. W tym samym czasie kiedy to po zakulisowych spotkaniach Turcji z nowymi kandydatami do NATO:  Szwecją i Finlandią, Turcja nie stawia więcej weta, żeby te nowe państwa przyjąć. Turcy jakoś przestali zarzucać Szwecji i Norwegii, że wspierają organizacje terrorystyczne. Zapewne o Kurdów chodziło, i zapewne Kurdowie zostaną mniejszymi ludzikami tego układu, takimi bez głosu. I tak to się toczy. Rok po roku, wiek po wieku. Te historyczne prawa i charakterystyka grup powinny być podstawą dyplomacji. A nie zawsze są. Tak na marginesie ochotnicze oddziały Kurdów walczyły po stronie Rosji we wspomnianej wyżej Wojnie Krymskiej.  A tak w ogóle wojna ta przyczyniała się do powstanie mojej wsi w północno wschodnim Ontario, gdzie często piszę moje felietony.  Uczestnik Wojny Krymskiej, szkocki kapitan Ralph Norman, za zasługi dostał nadania ziemi w Kanadzie. Ze swoimi żołnierzami założył wioskę, w której ja dzisiaj znalazłam enklawę spokoju. Moim specjalistą od drzew i ogrodu jest arborysta urodzony w Nepalu. Od niego wiem, że w okolicy mieszka sporo Polaków.  Nic tylko spakować chlebak i ich odszukać, i spisać ich losy, i zapytać jaki wiatr ich przywiał tak daleko od kraju?

Alicja Farmus
Millbridge, 4 lipca, 2022