Pisałem o tym wielokrotnie, że ludzie, którzy prowadzą konkretne akcje często odwołują się do przekonań i silnych emocji, by „szturchać” i pobudzać innych.

        Trzeba bardzo uważać na tych, którzy nam schlebiają i wzmacniają nasze uczucia patriotyczne albo religijne, czy aby nie chcą nas popchnąć „ o jeden most za daleko”. Dzisiaj w doktrynach wojskowych mówi się wprost, by wykorzystywać „lokalne” emocje, czyli mówiąc po staremu „podżegać” ludność w celu uzyskania stosownego efektu. Przecież zawsze można zidentyfikować jakiś podział, jakieś pretensje i je odpowiednio podsycić.

        Manipulacje tego rodzaju są stare, jak świat i nic się pod tym względem nie zmieniło.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Dzisiaj młodzi Ukraińcy walczą przeciwko młodym Rosjanom, zagrzewani do boju ukraińskim patriotyzmem, w ekstremalnej postaci ocierającym się o szowinizm i kult nazistowskich chochołów z czasów II wojny, tylko po to, by Ukraina mogła zostać wzięta w internacjonalistyczną/globalistyczną kuratelę Unii Europejskiej a ekonomiczną USA.

        Paradoks? Tylko z pozoru. No bo czymże innym można motywować młodzież do walki w obronie granic, jak nie patriotyzmem? Legalizacją małżeństw homoseksualnych? Dopuszczeniem transseksualistów do sportów kobiecych? A może wprowadzeniem zakazu sprzedaży aut spalinowych i podatkiem węglowym?

        Czy walczący dzisiaj w Donbasie żołnierze Azowa chcą być szczęśliwi tak, jak Klaus Schwab przykazuje? Czy o taką wizję świata walczą?

        Nie lepiej jest w Polsce i wszystkich innych państwach, które mogą uprawiać własną politykę na tyle, na ile im się pozwoli. Pół biedy, gdy rządy tych krajów, jak miało to miejsce w przypadku Turcji, po cichu budują własną moc sprawczą i emancypują się z kurateli. Niestety bardzo często, zewnętrzni patroni skutecznie przeciwdziałają takim odruchom, zawczasu je torpedując.

        Polska zbroi się bez składu i ładu  bronią amerykańską, właśnie zakupiono zdającą egzamin na Ukrainie artylerię rakietową HIMARS, artylerię, do której nie będziemy produkować rakiet, i która bez amerykańskiego systemu naprowadzania jest ślepa. Podobnie, jak w wielu innych wypadkach (F-16 jest tutaj standardowym przykładem) Polska nigdy nie będzie mogła skierować posiadanego przez siebie uzbrojenia przeciwko USA lub ich sojusznikom. Zakłada to podporządkowanie polskiej polityki zagranicznej polityce Waszyngtonu, co dzisiaj może mieć jakieś uzasadnienie, ale już za 10 lat wcale nie musi.

        Polska kupuje drogą, nowoczesną broń, która tak na dobrą sprawę nie będzie stała na straży jej suwerenności lecz przeciwnie. Czy mogłoby być inaczej? – Oczywiście – trzeba by tylko negocjować tak, jak Turcy.

        Dzisiaj uzbrojeni w amerykańskie himarsy umotywowani patriotycznie Ukraińcy strzelają celnie w rosyjskie składy amunicji, ale jutro mogą już nie mieć tych zdolności, mimo że wyrzutnie nadal będą stały na stanowiskach. Pojutrze zaś może się okazać, że ukraiński patriotyzm musi zostać „zmodernizowany” tak, by zmieścił się na mapie nowego globalizmu.

        Jeżeli popatrzymy szerzej, zauważymy, że głównym językiem jakim posługują się duzi gracze jest język interesów. Reszta to pijar, propaganda, zauważymy też, że toczy się gra o ustanowienie nowych reguł świata.

        I tak, to prawda, że jednym z jej elementów jest obecna „kinetyczna” wojna na Ukrainie, gdzie Rosja stara się nie dopuścić do wywrócenia starego porządku w regionie, a USA chcą go przystosować do rozgrywki z Chinami. I to właśnie ci gracze mają na Ukrainie możliwości eskalacyjne i deeskalacyjne, oni zadecydują o czasie i zasadach zakończenia konfliktu,  niezależnie od tego, jak wielkimi patriotami okażą się Ukraińcy.

        I druga rzecz, to że obecny hegemon, który walczy o utrzymanie swej pozycji, sypie się od środka.

        Śmialiśmy się kiedyś z kremlowskich gerontokratów; dzisiaj mamy prezydenta najpotężniejszego państwa świata, zwierzchnika najpotężniejszej armii, który z trudem radzi sobie bez telepromptera; mamy do czynienia ze społeczeństwem ogarniętym spazmem wokizmu, podatnym na utopijne wizje, którego elity nie wiedzą nawet „kim jest kobieta”, a jeśli wiedzą to boją się mówić; o bardziej skomplikowanych sprawach nie wspominając.

        Dzisiejsza Ameryka jest zaprzeczeniem tej sprzed 30 lat, to zaś sprawia, że przestaje być wiarygodna i wieszanie się u jej klamki może mieć zgubne następstwa. Dowiedzieli się tego Kurdowie dowiedzieli Afgańczycy. Dzisiaj trzeba być gotowym na samodzielne działania wojskowe, by móc wypłynąć na powierzchnię, gdy Titanic będzie nabierał wody. Amerykański kolaps nie jest wykluczony i jak się wydaje Waszyngton chce go oddalić wszczynając wojny, ponoć Iran jest następny w kolejce.

        Z drugiej strony, Rosja usiłuje „uzbroić” propagandowo antywokizm, plasując się jako obrończyni zdrowego rozsądku i starych zasad. Czy szczerze? Nie wiadomo.  Warto jednak sobie odpowiedzieć na pytanie, jaki świat proponuje nam rosyjski imperializm, a jaki chce nam zafundować imperializm amerykański.

        Dożyliśmy czasów, kiedy postbolszewicy mówią współczesnym amerykańskim bolszewikom – my to znamy, myśmy już szli tą drogą. Bo dzisiaj zmieniły się role i to nie Rosja ma na swych sztandarach wypisane hasła „postępu i internacjonalizmu”, lecz USA i Zachód.

        Jeden z największych intelektualistów naszych czasów Jordan Peterson uważa, że konflikt amerykańsko – rosyjski na Ukrainie to „wojna domowa” między elitami tego samego zachodniego świata. I pewnie w ten sam sposób postrzegają sprawę „towarzysze chińscy” patrząc ze wzgórza, jak gryzą się dwa tygrysy.

        Pozostaje ubolewać, że to właśnie nam przyszło być świadkami agonii zachodniej cywilizacji, czeka nas bowiem seria wojennych spazmów. Pozostaje też mieć nadzieję, że trudne czasy „rodzą” silnych mężczyzn i kolejne pokolenie będzie w stanie jakoś sobie poradzić z narastającym chaosem.

Andrzej Kumor