‘Bullying’, czyli po naszemu zastraszanie/przemoc wobec innych dzieci jest nie tylko niedozwolona, ale i karalna. W ostatnich latach dużo się na ten temat mówi w naszym systemie szkolnictwa, i dużo w tej materii robi. Bullying, czyli zastraszanie jednych dzieci przez silniejszych jest po prostu niedopuszczalne nie tylko z etycznego puktu widzenia. Moim  dobrym kolegą w podstawówce był Haciul. Wszyscy się go bali, unikali, i nie chcieli z nim się kolegować. Wymyśliłam sobie, że jak zostanę jego koleżanką, to będzie mnie bronił, czego niestety nie robili moi starsi bracia. Dobrze wymyśliłam, bo mnie bronił. Oczywiście musiałam się odkupywać, ale to było łatwe, wystarczało drugie śniadanie, albo jakieś cukierki. Najbardziej Haciul lubił tabletki na gardło akron. Dlatego też ciągle mnie bołało gardło, po to by nowy zapas tabletek akron lądował w kieszeni Haciula. Coś musiało w tym być, bo powiększyły mi się migdały i w rezultacie wysłano mnie na kolonie letnie nad morze po jod, który miał mi pomóc.

        A tu okazuje się, że bullying można zaobserwować także na wyższym etapie, na przykład dyplomacji. Już mi się nie chce pisać o tym Melnyku (ambasador Ukrainy w Niemczech), że nazwał kanclerza Niemiec Olafa Scholza pasztetką (to już się zgrało i przestało być śmieszne), ale teraz ten sam Andrij Melnyk gloryfikował nie tylko Stefana Banderę, ale i  usprawiedliwił morderstwa na Polakach w Galicji Wschodniej (szacuje się je na 70 tys. Polaków bestialsko zamordowanych przez Ukrainców z Ukraińskiej Powstańczej Armii – UPA). Dowódcą UPA (podporządkowanej banderowcą) był Roman Szuchewicz ‘Taras Czuprynka’. Brutalne morderstwa na Polakach zdaniem Melnyka miały być odwetem za złe traktowanie Ukraińców przez Polaków.  Zapominając, albo też celowo propagandowo przekształcając historię, że akcje odwetowe Polaków (ok. 3 tys. ukraińskich ofiar) były odwetem broniących się Polaków.

        Żadna polska organizacja programowo ani systematycznie nie podejmowała czystki etnicznej. UPA chciała wyczyścić etnicznie Zachodnią Ukrainę, licząc na plebiscyty podobne do tych po 1-szej wojnie (na Górnym Śląsku, Zaolziu, Wielkopolsce, Prusach). Ofiarami czystek etnicznych podło wiele innych grup: Żydzi, Czesi, Węgrzy, Słowacy, Mołdawianie, Rumuni.  Ukraina miała być czysta etnicznie – tylko dla Ukraińców.  A tu pan Melnyk mówi, że nie, bo to była wojna. Andrij Melnyk lubi Banderę -skrajnego ukraińskiego nacjonalistę, a  w czasie wojny ludzie się biją, a więc i mordują. Na całe szczęście tym razem odezwało się nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych. To i dobrze, bo poprzednio zbyt często w sytuacjach dotyczących przeinaczania prawdy historycznej, gdzie szargano nie tylko prawdę, ale i naszą polską godnością, nasze MSZ siedziało jak mysz pod miotłą, cedując odpowiedzialność za sprostowania na woluntaryjne organizacje polonijne.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Melnyk po swoich wypowiedziach do niemieckiej prasy przeprosił, ale tylko Żydów, zarzekając się, że nie jest antysemitą.

        Nas, Polaków nie przeprosił, bo tak się w tym świecie przyjęło (przy cichej aprobacie naszych kolejnych rządów), że antypolonizm nie istnieje.

        Negacjonizm holocaustu jest niepoprawny i karalny, negacjonizm wołyński zaś nie istnieje, bo zbrodnia nie została uznana. I nie przeprosi, nawet jak przyjmiemy przez otwarte wrota do naszego kraju następne kilka milionów Ukraińców.

        Melnyk jest ze Lwowa, więc musi znać historię polsko-ukraińskich stosunków. Ukraiński MSZ wydał oświadczenie, że są to osobiste opinie pana Melnyka, który na jesieni zostanie odwołany. Dziwne to. Co najmniej dziwne. Sądziłam, że ambasador to osoba publiczna i reprezentuje linię swojego kraju.

        Wyciągnęłam z półki książkę ‘Gorzka Prawda’ torontońskiego, nieżyjącego już, historyka Wiktora Poliszczuka o zbrodniach UPA na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Dla przypomnienia ideologii nacjonalistów ukraińskich Stepana Bandery i Andrija Melnyka. Stepan Bandera był obywatelem polskim, Andrij Melnyk (współtwórca ideologii nacjonalizmu ukraińskiego) obywatelem ukraińskim. To nie o obecnego ambasadora Ukrainy w Niemczech chodzi, choć noszą oni to samo imię i nazwisko. Ta osobista linia wypowiedzi ambasadora Melnyka jest dziwnie zbieżna z uzasadnieniem ataku strony rosyjskiej – aby unieszkodliwić  ukraińskich nacjonalistów i faszystów.

        Z trochę innej beczki, ale podobnie, jakaś pani Tatjana Tarasowa – trenerka rosyjskich łyżwiarzy, nazwała nas Polaków gnidami, i zarzuciła nam, że od 100 lat nie potrafimy nic zdziałać w łyżwiarstwie figurowym. Chodzi głównie o medale? Ale my już dawno przeszliśmy na etap uczestnictwa, a nie karania gułagiem za marne osiągnięcia. Fe, nieładnie. Ale my mamy klasę i jej od franc (france to są wszy łonowe w języku śląskim) nie wyzwiemy. Zareagował polski minister sportu Bartniczak. Tylko dlaczego on?  Minister powiniem rozmawiać z ministrem, a uwagi pani Tarasowej powinny zostać zignorowane. Co tam jakaś….

        A tu proszę, dowiedzialiśmy się, że wraz ze zmianą prezydenta w Izraelu (tam rządzi jakaś taka dziwna dwupartyjana koalicja, że co pół roku inny koalicjant obejmuje prezydenturę) nowy prezydent Izraela Jicchak Hercog  chce unormowania stosunków dyplomatycznych z Polską na szczeblu ambasadorów. Jak wiadomo, po przyjęciu przez Polską poprawki do ustawy o zmianach w Kodeksie Prawa Administracyjnego (KPA), która zamyka szeroki strumień starań przez organizacje żydowskie (głównie w USA i Izraelu) o odzyskanie tzw. mienia bezspadkowego, Izrael nie tylko odwołał swojego ambasadora z Warszawy (lipiec zeszłego roku), ale zdecydował, aby ambasador RP Marek Magierowski nie wracał do Tel Avivu po wakacjach. Przeczytajcie sobie to ostatnie zdanie jeszcze raz, ale to smutna prawda, że obce państwo odwołuje polskiego ambasadora. Ambasador Marek Magierowski to ten sam ambasador, na którego w Tel Avivie przed ambasadą polską napluł jakiś znerwicowany Żyd. Taki był znerwicowany, że nie pociągnięto go do żadnej odpowiedzialności. Nie znalazłam również nic na temat tego, czy np izraelskie MSZ przeprosiło ambasadora Magierowskiego, choć pewnie tak się stało, bo to taki oczywisty gest etykiety dyplomatycznej (savoir vivre). Doczytałam się za to, że podczas starań o zatwierdzenie Marka Magierowskiego na ambasadora do Waszyngtonu, Izrael oponował, i próbował tę nominację zastopować. Nie wiadomo dlaczego, może po prostu Magierowski nie jest z tej puli co potrzeba?  Ambasador Izraela co prawda urzęduje w Warszawie już od lutego br., czyli od napaści Rosjan na Ukrainę pomagając Ukraińcom pochodzenia żydowskiego w wyjeździe do Izraela, na ale teraz w końcu to ma być obustronnie uregulowane. Pytanie: jak to może być, że jedna strona ma ambasadora w kraju, a druga nie? No ale widać możne, pewnie na zasadzie asymetrii w stosunkach dyplomatycznych. A to że ja tego nie rozumiem, to też widać, że pokończyłam nie takie jak potrzeba uniwersytety. Ten nowy prezydent Izraela Jichcak Hercog zapewne stoi także za unormowaniem stosunków dyplomatycznych między Turcją a Izraelem, o czym pisałam w zeszłym tygodniu.

        A teraz wracamy to mojego tematu,który mnie nie chce opuścić od lat: wycieczek młodzieży z Izraela do Polski w ramach programu Marsz Żywych, obstawianego na terenie suwerennego kraju mojego i spokojnego państwa polskiego przez militarne oddziały z Izraela z karabinami z ostrą amunicją.

        Sama tego doświadczyłam na lotnisku w Warszawie, kiedy to grupa młodzieży żydowskiej była obstawiana przez kordon wojskowych (nie znam się na mundurach, i rangach, bo za młodu byłam pacyfistką) z groźnymi minami. Najadłam się wtedy strachu, bo jeden z nich uważnie mi się przyglądał, a ja już, już ‘po kanadyjsku’ chciałam go zagadać, co robi w moim kraju z pepeszą na piersiach.

        Na całe szczęście, moja kuzynka mnie odciągnęła, napominając, że to nie Kanada, i tutaj z facetami z nabitą bronią się nie rozmawia. Jak nabita, to po to aby z niej w razie czego, na przykład pytań, zrobić pożytek?

        Powtarzam się, pisałam o tym niejednokrotnie, ale temat leży mi na sercu. I cieszę się, że w końcu nie tylko na moim. Otóż, temat zawieszenia tych wycieczek młodzieży i nowej bitwy dyplomatycznej Polski z Izraelem znalazł się na okładce tygodnika Sieci (26), gdzie znakomici dziennikarze (jedni z moich ulubionych, szczególnie za rzetelne opracowania materiałów dotyczących katastrofy w Smoleńsku) Marek Pyza i Marcin Wikło analizują to zagadnienie. Ciekawe, bo te wycieczki są organizowane od roku 1993, ale trudno znaleźć jakąkolwiek podstawę pozwolenia odziałom z Izraela na broń w Polsce.

        Sami atuorzy piszą: ‘Im dłużej zgłębialiśmy tę sprawę, tym mocniej nas zaskakiwało, jak wiele kryje tajemnic’. Dochodzenie do materiałów źródłowych regulujących takie wycieczki, zostawiamy dla historyków i dziennikarzy śledczych, ale dziś chodzi o to, aby w naszej niezależnej (chciałoby się ciągle wierzyć) i suwerennej, spokojnej i tolerancyjnej Polsce nikt do nas nie był gotowy strzelać na podstawie fałszywych antypolonizmów.

        Z tymi antypolonizmami trzeba skończyć, potęgując nasz głos skierowany na zewnątrz (w wielu innych językach) do ponownego i właściwego przedstawienia się – a nic złego z nami nie ma. O obronę naszej własnej godności musimy zadbać sami.

Alicja Farmus

Toronto

10 lipca, 2022