Że synowie polityków „idą w politykę”, to, uważam, wciąż Pikuś. Do tego mały, boć „pan” powstaje wyłącznie tytułem niekoniecznie zasadnej afirmacji.

Powiedzmy sobie szczerze: jakiż z Pikusia „pan”, skoro z grupy przedszkolnej młodszej? Chłopczyk i tyle. Jednakowoż pan czy chłopczyk, w końcu każdy chłopiec to taki dzisiejszy pan, tylko wczoraj, jednakowoż pan czy chłopczyk, powtarzam, radośnie uśmiecha się ów Pikuś, gdy „w aktory” zdążają córki i synowie aktorów i aktorek. Albo kiedy całym sercem oddaje się trąbieniu syn trębacza. Czy tam trębacza i wiolonczelistki. Albo kiedy córeczka tatusia celebryty pozwala lansować się innemu celebrycie. Na celebrytkę.

SZAMPAN I SMALEC

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Pikuś może być mały, ale wie swoje: każdy szuka miejsca tam, gdzie ustawić się będzie mu najłatwiej. Tu zaskoczeń spodziewać się nie należy. Niby dokąd „iść” mieliby, weźmy, potomkowie rozmaitych popeerelowskich organów bezpieczeństwa publicznego – że aż do „potomków organów”, myśl swoją skrócę? Zwłaszcza, że wspomniane typy człowieków dobrze wiedzą, z której strony na chlebek posmarowany masełkiem najdogodniej położyć szyneczkę i ogóreczek. I kiszony czy konserwowy. Żeby smakowało bez soli i smalczyku. Czy tam kiedy kawior jeść, kiedy szampana pić, a kiedy jedno i drugie. A gdyby nie wiedzieli, rodzice pomogą przecież. No raczej.

        Nie mówię przez to, że znany polityk, ojciec Przemysława Czarneckiego, pomagał synowi – zastępcy przewodniczącego komisji spraw zagranicznych, członkowi komisji obrony narodowej oraz podkomisji stałej do spraw współpracy z zagranicą (i z NATO) – ułożyć się wygodnie na siedzisku przystankowym, skąd odpowiednie służby przewiozły dziecko europosła do warszawskiej izby wytrzeźwień. Niemniej dwóch promili nikomu z byle czego wybadać się nie da. Z byle kogo też nie. 0,7 promila również nie – przy czym nad „prowadzeniem pod wpływem” przez aktora, celebrytę i wyrocznię etyczną większą od sumy pani profesor Środy i pana profesora Hartmana, to jest nad kompromitacją Jerzego Stuhra, pochylimy się przy innej okazji; pan Przemysław syn, przynajmniej za kierownicę nie usiadł.

TACY POLACY

        A przecież Polak da radę prowadzić z czterema promilami, czyli dawką śmiertelną dla przeciętnego osobnika naszego gatunku, czyli osobnika z powodów wydawałoby się naturalnych nie akceptującego zastępowania hemoglobiny etanolem w roli substancji wiążącej tlen. Tymczasem próbowali prowadzić i tacy po siedmiu promilach – i przeżywali. Tacy, prawda, Polacy.

        Taki jeden nie byłby sobą, gdyby nie pokusił się o przytyk będący rodzajem podsumowania, o treści następującej: „Poseł Przemysław Czarnecki: od 2019 r. jedno wystąpienie z mównicy sejmowej, ZERO interpelacji, zapytań, oświadczeń. Wiceszef komisji spraw zagranicznych (haha). Wykształcenie średnie ogólne”.

        Dziubka Kamil, nasz pan detektyw. Czy tam detektyw Dziubka, nasz pan. A słyszycie to wycie? To z kolei zawodzi Holmes. Sherlock Holmes. Aż z zaświatów go słychać: „Kamilu, Kamilu!”.

        Ale co tam Dziubka, co tam Złonet. Polsat News, to dopiero wdzięczny temat do tłuczenia jaj. „Prezydenci i premierzy, Polsat News, sobota, godzina 19:15. Odsłaniamy kulisy polityki”. Czy tam odsłaniają. Aż do tego stopnia piórek nie nastroszy żaden wróbel. Czy tam sikorka. Do tego stopnia nie napuszy się żaden paw. Czy tam nie zapuszy. Może nadałby się gęsi puch. Żaden jeż nie zrobi się aż tak jeżasty, żaden kot sierści na sztorc tak nie postawi. Nie sądzę. I tak dalej.

WOLNOMYŚLENIE

        Kulisy polityki na antenie telewizyjnej? Publicznie? W najlepszym czasie antenowym? Dodajcie jeszcze, że: „Prezydenci i premierzy mówią do nas otwartym tekstem”. Albo, że: „Szeroko, szczerze, najszerzej”. I z rozdziawioną paszczęką niejeden łatwowierny utknie przed telewizorem. Ujmując sedno za ucho: że to wszystko naprawdę, z tym ujawnianiem kulis, myśleć nam wolno, ale naprawdę trzeba myśleć niezmiernie wolno, żeby tak krzywo poukładać sobie myśli. Zakładając, że myśli się w ogóle.

        Platformie Obywatelskiej myśli muszą kłębić się w głowie, gdziekolwiek tę łepetynę partia Tuska Donalda aktualnie wpycha, bo usiłuje podejść do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych metodą, wedle której świat podchodzi do wojny na Ukrainie. W każdym razie pozornie. To znaczy ustami Schetyny Grzegorza bierze w pysk, czy tam skacze do gardła, szarpie zębami, wreszcie szczęki zaciska najsilniej jak potrafi, by tym sposobem udowodnić, że nie puści. Że mowy o rozluźnieniu nie ma i że żadnego rozluźnienia nie będzie. Nie przewiduje się. Konkretniej: Ukraina nie może z Rosją przegrać, natomiast Prawo i Sprawiedliwość musi przegrać z Platformą Obywatelską, howgh!

        Brawo, panie Grzegorzu, orzeszka? Proszę. Może folię bąbelkową? Pan powyciska sobie wągierki. Znaczy bąbelki. PO wygra z PiS? Którędy mianowicie, że tak nachalnie zapytam?

W KORPUS

        A propos. „Czyli pan nie ma przygotowanej listy, kogo należy posadzić, jak tylko przejmiemy władzę” [my, opozycja – dop. KL] – domniemywa Mazurek Robert, gwiazda nadwiślańskiego dziennikarstwa zaangażowanego, odpytawszy jednego z liderów PSL „na okoliczność” ewentualnych powyborczych rozliczeń. Konkretnie na temat gróźb niejakiego Tuska Donalda, złożonych w tonie ballady o lekkim zabarwieniu erotycznym: „Trybunał Stanu to byłyby pieszczoty, ja nikogo pieścić nie zamierzam, oni będą siedzieć”. Czy jakoś podobnie. „Ja, panie redaktorze, dużo wiem. I kto ma za uszami, i gdzie nagrabił” – w odpowiedzi Sawicki Marek wystrzelił z biodra dwie szybkie kule, czy tam zdania, wymienił magazynek i począł bić seriami w korpus rzeczywistości, jak nie przymierzając Oscar De La Hoya bił po korpusie, zagoniwszy przeciwnika w róg ringu. Przekonując (Sawicki, nie De La Hoya), pana dziennikarza gwiazdę, że o ewentualnej winie kogokolwiek decydują sądy, a nie Donald Tusk.

        Ale mniejsza, bo mnie idzie o ten wątek: Sawicki zatem wie, kto i co chowa za uszami. Wie też, skąd to, co ów za uszami chowa, za tymi uszami mu się wzięło. Lecz mowy o zawiadomieniu odpowiednich organów państwa nie ma. Tymczasem Kodeks Karny w odpowiednim artykule wątpliwości wszelkie rozwiewa sprawniej niż halny marzenia o kielichu u górala-abstynenta: „Kto, mając wiarygodną wiadomość o karalnym przygotowaniu albo usiłowaniu lub dokonaniu czynu zabronionego określonego w art. (…), lub przestępstwa o charakterze terrorystycznym, nie zawiadamia niezwłocznie organu powołanego do ścigania przestępstw, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.

        Tymczasem gwiazda Mazurek tę kwestię odpuszcza. Nie wiedzieć czemu. Czy może raczej: odpuszcza wiedzieć czemu?

***

        Paragraf trzeci wspomnianego artykułu KK informuje otóż: „Nie podlega karze, kto zaniechał zawiadomienia z obawy przed odpowiedzialnością karną grożącą jemu samemu lub jego najbliższym”.

        …Słucham? Czy coś sugeruję? No właśnie. Sugeruję, czy nie sugeruję? I co konkretnie, jeśli jednak?

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl